Zainteresowani

wtorek, 19 listopada 2013

24. END

To już ostatni post na tym blogu. Dziękuję wszystkim czytającym. Zarówno tym komentującym jak i tym tajniakom. Chciałabym prosić, żeby wszyscy co to przeczytają skomentowali chociaż głupim "przeczytałam/em" Jest to dla mnie ważne, bo chcę zobaczyć ile osób czytało to opowiadanie. Chciałabym też się dowiedzieć jak wam się podobało i co byście w nim zmienili. Ogólnie chodzi mi o waszą opinię.



Minął miesiąc. Przez cały ten czas skupiałem się na kończeniu swoich spraw. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, do których wrócę później. Co robiłem przez cały miesiąc? Kończyłem swoją opowieść, która pochłonęła sporą część czasu, malowałem, dużo rozmawiałem z Alexem. Jeżeli można nazwać to przyjaźnią to zaprzyjaźniłem się z gosposią. Od czasu do czasu denerwowałem Daniela tak dla wyładowania. Żeby się zrelaksować dokonywałem samogwałtów wyobrażając sobie, że to wszystko robi Alex. Trochę też czytałem. Podsumowując spełniałem się jak tylko mogłem. Wszystko dlatego, że zakończyłem przygotowania do mojego genialnego planu. Oczywiście już po wszystkim, ale opowiem jak najlepiej potrafię.  No to zacznę od dzisiejszego poranka.
Wstałem sobie w zajebistym humorze. Specjalnie wczoraj się niczym nie zgwałciłem, żeby być dziś w pełni sprawnym. Nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek bóle. Ubrałem się na biało, bo tak najbardziej mi pasowało. Kolory potem pięknie się komponowały. Zjadłem pożywne śniadanko, bo jak można pracować na pusty żołądek. Gosposię odesłałem do domu. Nie będzie już potrzebna. Osobiście zamknąłem za nią drzwi i zacząłem bal. Rozprostowałem palce i z wielkim uśmiechem ruszyłem w głąb domu. Panowała uspokajająca cisza. Wprawiała mnie ona w stan ekstazy. Powoli jakby z ociąganiem ruszyłem do kuchni. Stanąłem przy jednej z szuflad i powolutku ją wysunąłem. Aż oczy zaczęły mi błyszczeć, gdy ujrzałem zawartość. Właśnie tego było mi potrzeba. Wziąłem w dłonie pierwszy z noży po czym zważyłem go w dłoniach. Idealny, tylko jeszcze zobaczyć ostrość. Bez żadnego skrzywienia przejechałem ostrzem po palcu. Widząc stróżkę krwi uśmiechnąłem się do siebie i położyłem go na blat oblizując palec. To samo zrobiłem z kolejnymi trzema. Więcej nie było mi potrzeba. Pozostałe złapałem i wyrzuciłem przez okno. To samo zrobiłem z pozostałymi ostrymi narzędziami. Nie chcę niespodzianek. Ruszyłem dalej. Jeden nóż miałem przy sobie, a pozostałe trzy pochowałem starannie w domu. Nigdy nic nie wiadomo.
- Gdzie teraz? – zapytałem sam siebie. – A tak, trzeba pozamykać zbędne pomieszczenia. – odpowiedziałem po chwili zastanowienia. Udałem się do salonu, gdzie w barku na samym końcu ukryty był pęk kluczy. Podrzuciłem nim kilkakrotnie idąc w stronę piwnicy, którą porządnie zamknąłem. To samo zrobiłem ze spiżarką, kilkoma składzikami i pokojami, które mi się dziś nie przydadzą. Jak dobrze, że Daniel ma dziś sporo roboty. Zawsze wtedy nie wychodzi ze swojego gabinetu do nocy. Jak mi przykro, że za niedługo mimowolnie go opuści. Fajnie jest też wiedzieć, że klucze, które miałem w dłoniach były jedynymi. Gdy zakończyłem przygotowania klucze do zamkniętych pomieszczeń, które wcześniej poodpinałem od reszty przypadkowo wpadły mi po pisuaru, a ja całkiem przypadkiem spuściłem wodę. No cóż, szkoda. Mówi się trudno. Zostało ostatnie co musiałem zrobić przed rozpoczęciem.
Wszedłem do sypialni Daniela. Tak jak podejrzewałem była pusta. Czyli tak jak powinien siedzi w gabinecie pogrążony w pracy. Podszedłem do stolika nocnego. Jak ja kocham ułatwianie roboty. Otworzyłem ją po czym wyjąłem zbędne rzeczy. Potem uśmiechając się do siebie ruszyłem do zdjęcia Alana stojącego na komodzie. Jeszcze tak przewidywalnego człowieka nie widziałem nigdy. Jakiś może tydzień temu się o tym dowiedziałem jak postanowiłem trochę poszpiegować. Otworzyłem ramkę i wyjąłem mały złoty kluczyk. Pasowa idealnie do ukrytej w szufladzie skrytki. Otworzyłem ją i wziąłem leżącą tam broń oraz tłumik. Następnie zamknąłem skrytkę i odłożyłem wszystko na swoje miejsce. Ramkę złożyłem na nowo, a kluczyk schowałem do kieszeni.
Już czas na finał. Zamknąłem jeszcze tylko główne drzwi wejściowe i pozasłaniałem zasłony. W ciemnościach wszystko jest zabawniejsze, a jako, że kocham chodzić po tym domu gdy jest ciemno wiem jak poruszać się po nim bezszelestnie. Pozbyłem się wadzących mi kluczy i odbyłem już ostatnią przechadzkę przed główną atrakcją. Bezpieczniki. To był mój ostatni cel. Odciąłem prąd i szczerze wszystko co się dało. Na sam koniec dla pewności, że tego nie pozałącza uszkodziłem całą instalację. Teraz tylko czekać na efekty moich ciężkich przygotowań.
- Kaien! – nie musiałem długo czekać na jego nawoływania. To będzie piękne. Słyszałem każdy jego krok stojąc w jednym z najciemniejszych kątów. Szedł pewnym siebie krokiem. – Kaien, kurwa w co ty się znowu bawisz?! Dlaczego okna są zasłonięte?! – wydarł się całkiem blisko mnie. Aż się oblizałem. Podszedł do jednego z okien co mi się nie spodobało.
- Zostaw. – powiedziałem gdy już przy nim stał. – Tak nie będzie zabawy. – dodałem i ruszyłem zmieniając swoją pozycję. Kurwa przydałby się noktowizor, ale chuj i tak dobrze go widzę.
- W co ty grasz? – zapytał obracając się w stronę miejsca, które jeszcze chwilę temu zajmowałem. Co za debil. Nie żal mi takiego człowieka. Wyrządzę ludzkości przysługę.
- Ja? – zapytałem. Zdziwił się słysząc mnie z innego miejsca. Widziałem jak zdezorientowany obraca się dookoła. Gdy stanął spokojnie kontynuowałem. – To będzie interesująca gra. Zobaczysz, że i tobie się spodoba. – szeptałem zaraz potem znowu zmieniając położenie. Zaszedłem go od tyłu i delikatnie przejechałem ostrzem po jego skórze. Podskoczył zaskoczony i chciał mnie złapać, jednak był zbyt wolny. Gdy on starał się wypatrzeć mnie w ciemnościach ja ruszyłem do jego gabinetu. Jedyne miejsce, w którym mnie dziś nie było. Chwilę mu zajmie zorientowanie się, że mnie tam nie ma, a potem, że bezpieczniki są do dupy.
Zacząłem przeszukiwać jago biurko. Szukałem tego jednego urządzenia tak bardzo mi teraz potrzebnego. Bez niego nie będzie mowy o dalszej zabawie. Już traciłem nadzieję, gdy w oczy rzucił mi się mały pilocik leżący na dnie jednej z szuflad. Uratowany. Teraz mogę się bawić. Złapałem go w dłonie i wyszedłem zamykając gabinet. Kluczyk wsunąłem do drugiej kieszeni, a sam wróciłem do salonu.
- Jak ci się podoba zabawa? – spytałem siadając na podłodze. Natychmiastowo obrócił się w moją stronę.
- Przestań się kurwa wygłupiać. – warknął rozbawiając mnie tylko. Jak go łatwo doprowadzić do szału. – Przez twoje chore gierki straciłem kilka godzin ciężkiej pracy. – powiedział i znowu ruszył do okna. Złapał za zasłony i rozciągnął je na boki wpuszczając do środka światło.
- Mówiłem, żebyś tego nie robił. Nie słuchasz mnie Danielu. – powiedziałem kręcąc głową. Daniel obrócił się do mnie przodem, a ja pomachałem mu pilocikiem po czym kliknąłem na jeden z przycisków. W jednej chwili dało się słyszeć coś jakby ktoś spuszczał wielkie żelazne żaluzje, a w drugiej chwili okna od strony zewnętrznej zaczęły być zasłaniane przez stalowe płyty. Korzystając z jego zaskoczenia zerwałem się z miejsca i skryłem w jednym z korytarzy. Już po chwili było trzy razy ciemniej jak kilka minut temu. Mogłem kroczyć po całym domu z pełną swobodą. Wróciłem do salonu.
- Tak będzie lepiej, nie uważasz? – zapytałem. – Uwielbiam nowoczesne technologie ochronne. Nic się przez nie nieprzedostanie, żaden dźwięk, czy nawet najmniejsza wiązka światła. – dodałem.
- Kompletnie ci odbiło? Co ty wyprawiasz? – zapytał wkurzony. Nie odpowiedziałem. Podszedłem za to do niego na odległość wyciągniętej ręki i machnąłem nożem raniąc go przelotnie. Zaraz potem odskoczyłem na bok i osunąłem się pod ścianę.
- Kurwa! Co ty robisz? Przez ciebie krwawię. – był w szoku.
- Jak to co? Bawię się. – roześmiałem się głośno. – To dopiero początek tego co zaplanowałem. Długo się do tego przygotowywałem. Przewidziałem wszystko. To będzie przyjemna gra. – zakończyłem po czym zniknąłem w jednym z korytarzy. Daniel jak podejrzewałem ruszył zaraz za mną wściekły na całego. Rozbawił nie tym niesamowicie. W pewnym momencie przystanąłem i kucnąłem. Nie było mowy, żeby mnie zobaczył skulonego przy ścianie. Nie miał jak, gdy nic nie widział. Gdy do uszu zaczął mi dochodzić jego coraz głośniejszy oddech nie miałem wątpliwości, że się zbliża. Wyciągnąłem wtedy rękę z nożem i czekałem na rezultaty.
- Aaaa ja pierdolę! – krzyknął mijając mnie. Idealnie się wpasował przejeżdżając dość porządnie po połowie ostrza. Ja tylko zachichotałem i już mnie nie było. Na powrót ruszyłem do salonu. To tu odegra się akcja. Miałem ten plus, że na nogach miałem skarpety co wyciszało moje kroki. Mówiłem, że się przygotowałem.
- Daniel ile mam na ciebie czekać? – zapytałem dość głośno zwracając na siebie uwagę. – Przez ciebie zabawa staje się nudna. – dodałem niby smuto. Zdziwiło mnie, że przez dłuższy czas się nie pokazał. Ale już po chwili uświadomiłem sobie co robił, a raczej próbował zrobić. – To na nic. Wszystko jest pozamykane, a przecież sam mi niedawno wspominałeś, że drzwi w tym domu są niesamowicie mocne i mogę nimi trzaskać do woli jeżeli ma mi to pomóc. Pomogło. Dowiedziałem, się, że od tak sobie ich nie wyważysz. – powiedziałem z dziką satysfakcją.
- Ty pojebany szczylu! Niech ja cię tylko dorwę! Zajebię cię jak psa! – wrzeszczał w napływie złości, albo może raczej furii. Nieważne.
- To mnie złap. – powiedziałem wyciągając broń. Wcześniej zorientowałem się, że mam trzy naboje. I jeden załadowany. – Powodzenia. – wymierzyłem nie za wysoko czekając na jego przybycie. – Boli cię coś? Słyszę twoje cierpienie. – mruknąłem skupiony po chwili ciągnąc za spust.
- Ja pierdole! Masz moją broń? Skąd?! – chyba nie trafiłem. No cóż, do trzech razy sztuka.
- Robiłem mały obchód i jakoś sama mi się nawinęła. – rzekłem wzruszając beztrosko ramionami. Musiałem znowu zmienić miejsce. Szczerze to i tak mnie nie zobaczy tak jak ja nie widzę go. Niestety na jego nieszczęście, ja mam tu większe szanse. Przecież przeżyłem u Alexa. Miałem tam takie warunki, że to by było rajem. Rozsiadłem się dokładnie na środku pomieszczenia na stole. Nasłuchiwałem uważnie każdego szmeru lokalizując dzięki temu Daniela. Oddałem drugi strzał. Tym razem trafny, bo padł na ziemię z krzykiem.
- No popatrz. Jednak mam cela, a już wątpiłem. – powiedziałem dumny. Nie było sensu już się bawić i tak za dużo bym nie zrobił. Po prostu do niego podszedłem. – Liczyłem na dłuższą zabawę. – rozżaliłem się. – Rusz dupę, bo inaczej zginiesz. – warknąłem przystawiając mu lufę do skroni. Debil wstał posłusznie, jeszcze nie wiedział, że będzie żałował. Zaprowadziłem go do gabinetu. Otworzyłem drzwi i wepchnąłem go do środka.
- Wyciągaj czeki. – powiedziałem tonem pewnym siebie i nie znoszącym sprzeciwu. Zrobił to o co poprosiłem. – A teraz wypisz czek na kucharkę. Ma być przyzwoity.
- Jak niby mam to zrobić, bez światła? – zapytał
- Na pewno masz gdzieś tu swój telefon. Za dużo nim nie zrobisz, ale światła będzie ci starczyć. – odparłem znudzony. Dwie minuty później otrzymałem czek na sporą kwotę. – Bardzo dobrze. Teraz chodź.
W salonie miałem przygotowane pocięte prześcieradła. Związałem go porządnie i posadziłem na stole.
- Wybacz, że tak na ślepo. – powiedziałem, po czym jednym cięciem pozbawiłem go genitaliów. Wydarł się niesamowicie, ale to mnie nie zatrzymało. Zacząłem nacinać go dosłownie wszędzie, a każde kolejne cięcie było głębsze od drugiego. Po chwili byłem pewny, że już nie da rady mi nic zrobić. Rozwiązałem go i zacząłem końcowy etap. Mianowicie ćwiartowanie. Dobre dwie godziny się męczyłem z krojeniem i drobnieniem go. Ale w końcu skończyłem. Ujebałem się przy tym niesamowicie plamiąc całkowicie biały ubiór. Zmęczenie było drugą sprawą. Wstałem wycierając pot i krew z twarzy. Szkoda, że nie ma psów, miałyby ucztę.
Mając czyste dłonie ruszyłem do gabinetu po czek. Schowałem go chwilę później w laptopie. Dopisałem resztę historii i schowałem go do miejsca, gdzie tylko Pani Dorota zajrzy. Miałem pewność, że to przeczyta. Hasło zna. Sam je jej podałem kilka dni temu.
Kończąc historię. Swoje życie zakończyłem w sypialni. Zginąłem jak Alex. Strzeliłem sobie w serce. 




Kilka słów wyjaśnienia. Kaien miał głęboko.. kim jest Daniel i czym się zajmuje. On żył tylko dla zemsty za Alexa. Tylko na tym mu zależało, żeby nie było komentarzy typu "a gdzie wyjaśnienia.." itp :)

wtorek, 12 listopada 2013

23.

- Ty.. - nic więcej nie powiedział. Po prostu patrzył na obraz. Po jakimś czasie dopiero otrząsnął się z tego szoku. Nie zdążyłem wtedy za dużo dostrzec, bo tak mocno oberwałem, że zatoczyłem się do tyłu upuszczając anty ramę.
- Czyli się nie podoba? – jeszcze go podpuszczałem. Niech się wyżyję, a mi to różnicy nie zrobi, może będę miał farta i mnie zakatuje.
- Ty pojebany dzieciaku. To ja tu chcę dla ciebie jak najlepiej. Dbam o ciebie, popuszczam ci, wydaję na ciebie pieniądze, a ty mi się tak odwdzięczasz? – mówił w furii. Doskoczył do mnie i powalił na podłogę. W następnej chwili okładał mnie pięściami. Nie miałem ochoty nawet go odpychać. Niech uderza. Mnie to nie robi różnicy. I tak już długo tu nie zabawię.
Z każdym kolejnym uderzeniem czułem jak po twarzy cieknie mi krew. Ja jednak dalej leżałem niewzruszony patrząc prosto w jego oczy. To jedna z rzeczy jakich nauczyłem się u Alexa. Wyłączyć się na zadawany ból i patrzeć prosto w oczy oprawcy.
Czułem wszystko, rozciętą wargę, łuk brwiowy, kości policzkowe, nos. Wszystko pulsowało tępym bólem, ale co to dla mnie. Przecież jestem pierdolonym masochistą. Dziwne, że jeszcze mi nie stanął.
Z sił opadł po niedługim czasie. Chyba otrząsnął się też z tego co go opętało, bo patrzył na mnie teraz z niedowierzaniem na twarzy. Niech się dobrze przyjrzy. To jego własne dzieło. Może być z siebie dumny.
Zrzuciłem go z siebie jednym ruchem po czym wstałem.
- Trzeba było powiedzieć, że się nie podoba, a nie tak reagować. – powiedziałem czując tą jebaną satysfakcję z doprowadzenia go do takiego stanu po czym opuściłem jego gabinet. Wróciłem do siebie, usiadłem na łóżku, złapałem poduszkę i dokładnie odcisnąłem na niej swoją zakrwawioną twarz.
- Całkiem ładne. – szepnąłem do siebie przyglądając się temu i odłożyłem ją na bok. Opadłem na pościel i zacząłem zastanawiać się co jeszcze mógłbym zrobić, żeby mu się narazić. Ciężko będzie przebić prezent przeprosinowy, ale się postaram. Po jakiejś godzinie bezczynnego leżenia w końcu postanowiłem umyć twarz. Dopiero wtedy udałem się do kuchni coś zjeść.
- Matko boska Kaien co ci się stało? – ta miła kucharka zaczęła panikować jak tylko mnie zobaczyła. – Co ci się stało?.. To puchnie, poczekaj dam ci lodu. – krzątała się jak opętana.  
- Nic mi nie jest. Proszę sobie mną głowy nie zaprzątać tylko powiedzieć czemu pani nie było. – tryb uprzejmy włączony.
- jakie nic mi nie jest. Przecież widzę. Masz. – podała mi woreczek i kazała przyłożyć do policzka. – Chyba nie powinnam ci mówić.
- No tak, ma pani całkowitą rację, bo tu jest tyle osób, z którymi ja rozmawiam i zaraz wszyscy będą wiedzieć o pani wszystko. – zaśmiałem się, a ona wraz ze mną, jednak zaraz spoważniała.
- To delikatna sprawa. Dowiedziałam się, że moja wnuczka jest poważnie chora. Muszę pomóc w zbieraniu na operację, która nie jest tania. – powiedziała. Trochę mi się jej żal zrobiło, bo szkoda jak tak miłą osobę spotyka nieszczęście.
- Przykro mi. – nigdy nie wiem co powiedzieć jak ktoś się smuci. Czemu tak mam?
- Niepotrzebnie. Przyłożę się do pracy, wezmę na siebie dodatkowe obowiązki i jakoś to będzie. – powiedziała i nagle coś nią drgnęło. – Pewnie przyszedłeś, żeby coś zjeść, a ja ci tu głowę zawracam swoimi sprawami. Przepraszam, zaraz ci coś przygotuję. Daj ten lód, bo się roztopił. Poczekaj dam ci kolejny. – zmieniła temat. Jedna z najszybszych dróg ucieczki. Nie będę naciskał.
Zjadłem już w totalnej ciszy dziękując a następnie znowu wróciłem do siebie. Nie mam za bardzo co robić. Z obitym ryjem nie będę ludzi straszyć. Obecne zajęcia są strasznie nudne. Jedyne co na pewno muszę zrobić to skończyć pisać swoją historię. To jest na razie najważniejsze. 

wtorek, 5 listopada 2013

22.

Wannę opuściłem, gdy woda stała się zimna. Moja skóra była cała czerwona, ale trudno się dziwić. Sam to sobie zrobiłem. Nawet nie okrywałem się ręcznikiem. po prostu wyszedłem tak jak mnie stworzono. Był wieczór, więc nawet nie opłacało mi się ubierać. Nie było też tej fajnej kucharki, dlatego nie pójdę na kolację. Uwaliłem się na czystej już pościeli i złapałem laptopa. Zacząłem dalej pisać swoją historię. Nie ma to jak zabijać nudy.
Czas szybko zleciał mi do czwartej nad ranem. Nawet bym tej godziny nie sprawdził, gdyby nie zaczęło burczeć mi w brzuchu.
- Już raczej nikogo nie będzie. - powiedziałem do siebie i klapnąłem laptopa.
Tak jak się spodziewałem w całym domu było ciemno. Pewnie wszyscy spali. Na oślep ruszyłem do kuchni, a gdy tylko się tam znalazłem pierwszym moim celem była lodówka. Otworzyłem drzwiczki i przez dłuższy czas zastanawiałem się co by tu zjeść. W końcu zdecydowałem się na ciasto. Wyjąłem całość i ukroiłem z niej większy kawałek. Było przepyszne i niesamowicie syte. Ledwo skończyłem ten jeden, a już byłem pełen. Resztę odłożyłem na miejsce i biorąc ze sobą butelkę wody ruszyłem do sypialni.
Wstałem przed południem. Jakoś tak dziwnie tryskałem energią. Będę mógł ją dobrze wykorzystać.
- Najpierw coś zjem, a potem biorę się do pracy. - powiedziałem do siebie.
Za malowanie złapałem się tak mniej więcej w południe. Tym razem dokładnie wiedziałem co chcę namalować. Ten obrazek wyrył się głęboko w mojej pamięci i wyobraźni. Zużyję na niego co prawda większość czerwonych barw, ale efekt będzie tego wart.
- Kaien.. co robisz? - usłyszałem za sobą. Momentalnie całym sobą zasłoniłem szkic. Jak tak dalej pójdzie to ten pajac rozjebie mi całą niespodziankę.
- Nic takiego. - odpowiedziałem chowając płótno pomiędzy innymi.
- Chciałem z tobą porozmawiać na temat ostatniego zajścia. - no to teraz się zacznie. Uwaga bo to będzie niesamowicie interesujące jak zacznie ściągać brwi w skupieniu i zastanawiać się co powiedzieć i jak dobrać słowa.
- No więc.. - hah dokładnie jak przewidziałem. - Możesz mi wyjaśnić.. Dlaczego TO sobie zrobiłeś? - zapytał w końcu. Ehh i znowu mam mu tłumaczyć? Czy on jest aż tak nie kumaty?
- Mówiłem już. Musiałem się wyżyć. - powiedziałem wstając. Przeszedłem na drugą stronę pokoju i rozsiadłem się na parapecie.
- Nie było innego sposobu?
- Był. Zawsze mogłem dostać szału i rozjebać połowę domu. Uwierz mi jestem do tego zdolny. - odparłem spokojnie.
- Może porozmawiasz na ten temat z...
- Nie będę gadać z tą pizdą. - przerwałem mu. - Już raz to powiedziałem i nie będę się powtarzać. Ze mną wszystko w porządku. Radzę sobie. Funkcjonuję normalnie. Ubóstwiam Alexa. - wskazałem portret. - I ogólnie mam się świetnie. - zakończyłem.
- Nie uważasz, że to dziwne? - zapytał.
- Chyba nie rozumiem. Mówisz o tym, że trzymasz mnie tu i traktujesz jak Alana? Tak, to dziwne.
- Nie o to mi chodzi. Mówię o tym, że narysowałeś kogoś kto nie żyje i wpatrujesz się w niego jak ciele w namalowane wrota. - teraz to mnie wkurwił. Chciałem być miły. Nawet nie sypałem sarkazmami. Ale on musiał to zjebać wspominając o tym.
- Wypierdalaj. - szepnąłem powstrzymując się jak tylko umiałem.
- Słucham? - chyba go zaskoczyłem.
- Głuchy jesteś? Spieprzaj. Koniec rozmowy. Chcę być sam. - syczałem każde słowo. Na szczęście chyba wyczuł moją zmianę nastroju, bo wycofał się bez słowa.
Ja za to wkurwiony ze zdwojonym zapałem wróciłem do sztalugi i obiecałem sobie od niej nie odchodzić dopóki nie skończę.
Jak sobie obiecałem tak też zrobiłem. Malowałem prawie dobę, ale w końcu skończyłem. Jako, że gdy skończyłem był wieczór postanowiłem schować porządnie swoje dzieło, zjeść coś ogarnąć się i pójść spać. 'Prezent' wręczę mu jutro.
Następnego dnia wyskoczyłem z łóżka chcąc jak najszybciej zobaczyć minę Daniela. To będzie coś. Nawet się nie ubierałem. Złapałem tylko za antyramę. Oprawiłem obraz i ruszyłem z nim do gabinetu Daniela.
Zapukałem spokojnie do drzwi i poczekałem na zaproszenie. Gdy tylko je usłyszałem nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka.
- Pukasz? - uniósł brwi zdziwiony. No tak, normalnie nie pukam, ale czy to takie dziwne?
- Tak, chciałem przeprosić za swoje zachowanie i dlatego namalowałem to dla ciebie. - powiedziałem z niewinnym uśmieszkiem i obróciłem w jego stronę obraz. Na płótnie był Alan jak żywy, albo i nie, bo namalowałem go dokładnie tak jak wyglądał gdy zobaczyłem go u Alexa nieżywego i wypatroszonego bez jednego oka. Otoczony był ogromną kałużą krwi wymieszaną z wnętrznościami.
- Aż tak ci się podoba? - zapytałem widząc furię na twarzy Daniela. Czyli mi się udało. Jestem z siebie tak cholernie dumny. Jego twarz była piękna. Taka wykrzywiona w bólu, nienawiści i żądzy mordu. - Wiem, że trochę mi się nie udało ukazać tego tak jak na prawdę wyglądał, ale nie miałem zbyt dużo czasu na przyglądanie się. Zbyt szybko mnie stamtąd zabrałeś. - powiedziałem. Oczywiście było to kłamstwem. Mam pamięć fotograficzną do rzeczy, które mogę namalować. Muszę przyznać, że to było moje mistrzostwo.

wtorek, 29 października 2013

21.

Obudziłem się w zajebistym humorze. Dlaczego? Chociażby dlatego, że gdy tylko otworzyłem oczy ujrzałem Alexa. Niestety był to tylko mój rysunek, ale lepsze to niż nic. Potem niestety zaczęła się rutyna. Znowu wstałem, ogarnąłem się i poszedłem na śniadanie. Niestety nie było tej fajnej kucharki. Zjadłem w ciszy zastanawiając się co mógłbym, robić. Nie miałem za dużo opcji do wykorzystania. Malowanie, pisanie, nic nie robienie, spanie, siedzenie w ogrodzie i telewizja. Same nudy. Jedynym co mogło mi coś "przekazać" była telewizja. Nudna perspektywa, ale zawsze to coś.
Uwaliłem się na kanapie z wielkim pucharkiem lodów. Złapałem za pilot i włączyłem to ustrojstwo. Przez chyba pół godziny skakałem z programu na program. Tu przyrodniczy, tam o gotowaniu, jeszcze gdzie indziej jakieś wynalazki. Miałem już wyłączać, gdy jedno zdanie zatrzymało mój palec w drodze do odpowiedniego guzika.
- Odkryto, że pożar w willi syna ministra obrony Alexandra Kotowskiego nie miał nic wspólnego z jego śmiercią. Został on zamordowany jakiś czas przed wybuchem pożaru. Otrzymał strzał w głowę. Na razie niestety nic więcej na ten temat nie wiadomo, jednak nasi informatorzy robią co mogą, abyście byli na bieżąco. - zakończyła.
- Więc był synem ministra obrony. - wyszeptałem do siebie.
- Nie ważne kim był. Ważne, że już go nie ma i nie będzie krzywdził ludzi. - usłyszałem za sobą głos Daniela. Obróciłem się powoli w jego stronę.
- Wiesz, że w końcu dowiedzą, się, że to ty go zabiłeś? - zapytałem z krzywym uśmiechem. Na pewno do tego dojdą.
- Niekoniecznie. Jestem człowiekiem tak wysoko postawionym, że nic mi nie grozi. Wystarczy porozmawiać z odpowiednimi ludźmi i wypisać kilka czeków. - odpowiedział całkowicie pewny siebie - Zresztą nawet jeżeli ktoś wie, że to ja to i tak nic z tym nie zrobi. Nikt nie chce mi podpaść. - dodał po chwili.
- To kim tu do chuja jesteś haaa?! - wydarłem się. Nie mogę uwierzyć, że zabójstwo Alexa ujdzie mu płazem. Jeżeli tak się stanie to sam się nim zajmę.
- Dowiesz się w swoim czasie Kaienie. - odparł na odchodne po czym wyszedł z salonu zostawiając mnie wkurwionego na całego. Mam ochotę co najmniej coś rozjebać. Hmmm pomyślmy jakby rozładować emocje, które mną władają. - Mam. - warknąłem. Ruszyłem do ubikacji skąd wziąłem przepychacz do ubikacji. Praktyczny, ale można z nim robić więcej rzeczy niż tylko przepychanie kibla.
Uwaliłem się z rozłożonymi szeroko nogami na łóżku i nawet nie myśląc wepchnąłem sobie koniec rączki do odbytu. Syknąłem głośno nie wydając z siebie jednak żadnych innych dźwięków Wiedziałem, że znowu sam siebie okaleczam, i zadaję ból, ale miałem to gdzieś. Nawet nie czekałem na to, aż się przyzwyczaję do rozpychania. Zacząłem chaotycznie wbijać w siebie gumę coraz mocniej i głębiej. Wiedziałem, że znowu będę krwawił. O to mi chodziło. Przed oczami pojawił mi się Alex. Rżnął mnie tak jak chciałem. Gryzł mnie w każdym miejscu jakie sobie wymarzyłem i znęcał się nade mną tak jak tylko on potrafi. Po jakimś czasie oczy zaszły mi mgłą. Wystrzeliłem jęcząc i sapiąc potężnie. Byłem niesamowicie zmęczony. Podziałało. Tak jak myślałem, wszystkie emocje odeszły. Byłem teraz zmęczony. Alexa nigdzie nie było. Wiedziałem, że jeszcze wróci. Jestem tego pewien. Zasnąłem.
- Kaien coś ty sobie zrobił?! - krzyk. To pierwsze co dotarło do mojej świadomości. Uchyliłem zaspane powieki. Byłem strasznie obolały. - Co ci odbiło? - Daniel był przerażony. O co mu chodzi? Spać już nie można?
- Eeee? - wiem, inteligentne to było niesamowicie, ale tylko tyle mogłem powiedzieć. W następnej chwili poczułem jak coś zaczęło rozrywać mi odbyt. Daniel pochylał się nade mną i... Więc o to chodzi. Zapomniałem wyjąć to cholerstwo zanim zasnąłem.
- Zaboli. - powiedział i bez ostrzeżenia pociągnął za przepychacz.
- KURWAAA!!! - wydarłem się tak głośno, że sam się zdziwiłem. Zajebiście bolało. Uniosłem głowę i zobaczyłem niespotykany widok. Daniel stał wpatrując się z szokiem wypisanym na twarzy w przepychać, który jeszcze przed chwilą znajdował się w moim odbycie. Teraz był oblepiony skrzepami krwi. Dużo tego było. Uniosłem się wyżej sycząc z niewyobrażalnego bólu i nie zwracając na niego uwagi zacząłem przyglądać się poplamionej pościeli. Przesadziłem. Większość upaprana była we krwi. Mojej krwi. No to ładnie się porobiło.
- Dlaczego? - zapytał w końcu słabym głosem. Wzruszyłem ramionami.
- Musiałem odreagować. - odparłem beznamiętnie i zadając sobie dodatkowy ból wstałem przechodząc do ubikacji. Nalałem sobie gorącej wody do wanny. Wiedziałem, że mi nie pomoże, ale nawet tego nie chciałem. Znowu czułem się jakbym był u Alexa. Znowu brudny. Jak śmieć. Jestem pojebany. Nikt nie jest takim świrem jak ja.
- Odreagować? Ty to nazywasz odreagowaniem? - w końcu się pojawił. Już myślałem, że dłużej mu zajmie otrząśnięcie się z szoku.
- Tak. - powiedziałem krótko wchodząc do wrzątku. Nie ma to jak poparzona skóra. Pieprzony masochista ze mnie. Już nawet się nie krzywiłem. - Miałem przyjść do ciebie i powiedzieć, żebyś mnie zgwałcił? - zapytałem z drwiną. - Miałem ci kazać drapać mnie do krwi po całym ciele jak ja to sobie robiłem? - pytałem dalej. - Jeszcze pewnie miałbym o to prosić co? Błagać, żebyś traktował mnie jak gówno... Wyjdź. Chcę się wykąpać w spokoju. - nie ruszył się. Stał dalej w wejściu jak ten debil i gapił się nieprzytomnym wzrokiem na jedną ze ścian. - Powiedziałem wyjdź. - ostrzejszy i głośniejszy ton sprawił, że otrząsnął się z tego chwilowego zawieszenia i zostawił mnie samego. W końcu.
Z podziwem przyglądałem się każdej ranie jaką sobie zadałem. Przed sobą znowu ujrzałem Alexa. Uśmiechał się.
- Podobało się? - zapytał.
- Tak Panie. - odpowiedziałem rozmarzony stawiając sobie przed oczami scenę z jego gwałtu na mnie.

wtorek, 22 października 2013

20.

Czekałem do rana, a gdy tylko się obudziłem wyskoczyłem z łóżka umyłem się i ubrałem. To tak dziwnie brzmi.. tak normalnie, jakby nie było porwania i Alexa, jedynie Alan na pewno musiał być prawdziwy. To tłumaczy czemu tu jestem. Nieważne, potem się nad tym będę zastanawiał. 
Wyszedłem z sypialni i z dziwnie dobrym humorem ruszyłem do kuchni. Przywitał mnie tam uśmiech kucharki ze wczoraj, nie mogłem go nie odwzajemnić, dlatego tez rozciągnąłem usta w lekkim uśmiechu i poprosiłem o śniadanie. Co dostałem było mi szczerze obojętne. Zjadłem szybko i zamieniłem kilka zdań z kobieta. Potem przeprosiłem i udałem się do gabinetu Daniela. Trochę już się orientuje w tym domu co wcale mnie nie cieszy. 
Niestety nie zastałem go. A szkoda. No nic poczekam, a na razie złapię się za coś co potrafi odciągnąć mnie od rzeczywistości na długie godziny. Malowanie. 
- Nie przywieziono może sztalug? - zapytałem uprzejmie (jak to brzmi) jednej ze służących. 
- Czekają w salonie. - odpowiedziała po czym odeszła. Ja za to ruszyłem do salonu, gdzie tak jak się dowiedziałem stały dwie piękne sztalugi i mnóstwo potrzebnych mi do malowania rzeczy. Az się uśmiechnąłem. Złapałem na raz za wszystko i udałem się do sypialni. Tam poprzestawiałem kilka rzeczy otrzymując pusty kąt. Następnie porozkładałem w tamtym miejscu sztalugi. Przysunąłem sobie stolik na którym porozkładałem twarde i miękkie ołówki, farby, pastele, mazaki, a nawet węgiel. Wysilił się koleś. 
Zasiadłem przed pustą kartka i myślałem, ze się załamię. Co mogę namalować? Nic nie przychodziło mi do głowy. Po dłuższej chwili chodzenia w kolko zasiadłem na parapecie i zamknąłem oczy. Pod powiekami jak na zawołanie ukazała mi się twarz Alexa. Jak zawsze nie wyrażała emocji. Była zimna i oschła. Taka ja zapamiętałem. Nie tracąc czasu zasiadłem z powrotem przed kartka łapiąc za ołówek i zacząłem szkicować. Następnie w ruch poszły różne grubości ołówków nadając odpowiednie rysy. Na sam koniec wycieniowałem całość i teraz przypatrywałem się obliczu Alexa. Az westchnąłem przypominając sobie jak patrzył nie raz na mnie tym wzrokiem czasem tylko jego ciemne jak noc oczy wyrażały inne emocje. Niestety wtedy nie zwracałem na nie uwagi. A szkoda. 
Z tego transu wyrwało mnie burczenie w brzuchu. Spojrzałem w stronę okna i aż otworzyłem szerzej oczy. Słońce właśnie zachodziło, a pamiętam, że jak zaczynałem było rano. Tak długo go rysowałem? Az mi się wierzyć nie chce. 
Ostrożnie odłożyłem rysunek na stół i wyszedłem kierując się do kuchni. Najpierw jedzenie, potem sprawa z laptopem. 
- Nie było cie na obiedzie. - usłyszałem na wstępie głos kucharki. 
- Rysowałem, nawet nie zauważyłem, że już wieczór. - przyznałem szczerze. Ta kobieta sprawiała, że mięknąłem w jednej chwili. Nie umiałem być na nią zły, rzucać w jej stronę ironiami ani sarkazmami. Dlaczego? 
- Skończyłeś? - spytała zaciekawiona. 
- Tak. Potem mogę Pani pokazać. - zmierzcie mi ktoś temperaturę, ja okazuje szacunek. Umieram?
- Ja mam nadzieje, ze go zobaczę, a teraz już siadaj i jedz. - powiedziała z uśmiechem podstawiając mi górę naleśników pod nos. Nawet jakbym się upierał, to nie umiałbym odmówić. Ten zapach był boski. Zasiadłem szybko i złapałem się za pałaszowanie czując się na powrót jak dziecko. Nawet się nie obejrzałem, a talerz już był pusty. poklepałem się po brzuchu i oblizałem usta. To się nazywa mistrzowska kolacja. 
- Daniel jest w domu? - zapytałem myjąc ręce z syropu klonowego.
- Wrócił jakiś czas temu. Siedzi u siebie w gabinecie. Kazał nie przeszkadzać. - powiedziała zmywając. No cóż, ja mu przerwę. Mam w dupie co teraz robi. Ja mam swoje potrzeby!
- Ja już pójdę. - powiedziałem na odchodne do kucharki i dziarskim krokiem ruszyłem do gabinetu Daniela. Nawet nie pukając wkroczyłem do środka. 
- A.. to znaczy Kaien. Potrzebujesz czegoś? - czemu mi się wydaje, że chciał powiedzieć Alan? 
- Owszem. Mogę dostać laptopa? Na własność. - przeszedłem od razu do rzeczy. Daniel spojrzał na mnie trochę zaskoczony. 
- Po co ci? - zapytał. 
- Do niczego niecnego. - odparłem znudzony. - Nawet nie potrzebuje internetu. Po prostu chce mieć w nim trochę prywatności. Tak żebym tylko ja miał do niego dostęp. - wytłumaczyłem oczekując reakcji. 
- Naturalnie. Trzeba było tak od razu. - powiedział bez zastanowienia. - Zajmę się tym jutro z samego rana. Do południa będzie czekał w salonie. - dodał, a ja tylko skinąłem głowa i wyszedłem. 
No. To sprawa załatwiona. Tak jak powiedział laptop czekał na mnie w salonie. Oryginalnie zapakowany i nietknięty. Po prostu żyć nie umierać.. Do czasu oczywiście. 
Sypialnia stała się moim głównym azylem i centrum dowodzenia w jednym. Tu czułem się najbezpieczniej. 
Od razu złapałem się za instalowanie systemu i całej reszty potrzebnych rzeczy. Po dwóch i pół godziny juz zakładałem hasło. Ucieszony otworzyłem edytor tekstowy i zacząłem pisać. 
Zacząłem od porwania opowiadając cala swoja historie. Oczywiście nie skończyłem. Nie opisałem chyba nawet trzech dni, gdy połapałem się, ze juz dawno czas na obiad. Chyba muszę zacząć planować sobie czas. 
- Co robisz? - zapytałem Daniela. Tak dokładnie postanowiłem być miły. Zdziwiło go to nie powiem, ale zaraz się uśmiechnął.
- Pracuje, mam teraz wyjątkowy nawal. Laptop dostarczony? 
- Tak, już go ogarnąłem. 
- Malowałeś coś? 
- Trochę. - chyba mu się nie spodoba mój portret. 
- Mogę zobaczyć. - wzruszyłem tylko ramionami za to Daniel podniósł się z fotela. Oj dziadu idziesz tam na własną odpowiedzialność. Weszliśmy do mojego pokoju, a ja złapałem za rysunek. No to chwila prawdy. 
Tak jak podejrzewałem. Daniel wkurwił się i to bardzo. Zaczął się wydzierać, że nie chce widzieć jego podobizny i jak mam to rysować to lepiej żebym w ogóle tego nie robił. Jednym słowem niczym mnie nie zaskoczył. Wysłuchałem spokojnie jego.. zdania? Na ten temat po czym zlewając to całkowicie zasiadłem na kanapie. Gdy tylko zostałem sam oprawiłem moje dzieło w antyramę i postawiłem w najbardziej widocznym miejscu w całym pokoju. Potem uśmiechnąłem się i w końcu poszedłem spać.

wtorek, 15 października 2013

19.

Powoli upływały kolejne dni. Każdy był taki sam. Codziennie nie jadłem, od czasu do czasu coś wypiłem i tradycyjnie wysłuchiwałem tego co ma do powiedzenia ojciec Alana. Ogólnie to znikałem w oczach. Pewnego razu idąc do ubikacji po prostu zasłabłem. Obudziłem się wtedy w łóżku z kroplówką i wenflonem. Byłem niesamowicie wkurwiony. Wyrwałem to chujstwo, a krew trysnęła na ścianę za mną. potem już tylko powoli się sączyła. Oczywiście potem drugi i trzeci raz wkuwano mi to cholerstwo. Przez to co mi wpychano do jedzenia przybrałem na wadze, a w mojej głowie powstał piękny plan. Chciałem spaść tak nisko jak jeszcze nikt. To było moim jedynym celem.
- Twoja waga jest już w porządku. Myślę, że możemy pozwolić ci samodzielnie jeść. - powiedział koleś w kitlu i zaczął pozbywać się kroplówki jak i wenflonu. Ucieszyłem się nie powiem, ale na zewnątrz nie dałem nic po sobie poznać. Gdy tylko zostałem sam wstałem i udałem się pod prysznic. Ogarnięty już ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy i udałem się do kuchni. Zjadłem, żeby sprawiać wrażenie normalnego i zacząłem zwiedzać dom. Szybko znalazłem się w ogrodzie. Dowiedziałem się, gdzie obecnie jestem i z kim mam do czynienia. Okazało się, że tata Alana mieszka w wielkiej wili i na pewno jest szanowanym jak i znanym człowiekiem.
- Al.. To znaczy Kaien jak się czujesz? - poprawił się szybko.
- Dobrze.. przepraszam, że doprowadziłem się do takiego stanu i przysporzyłem panu zmartwień. - tak muszę udawać grzecznego i potulnego. To będzie idealne złudzenie.
- Nie przejmuj się, ważne, że już jest lepiej. - podszedł do mnie i poczochrał mi włosy. Miałem ochotę odepchnąć jego dłoń, ale jak chcę dopiąć swego to muszę to ścierpieć. Uśmiechnąłem się więc delikatnie.
- Jest coś co mógłbym robić? - spytałem niepewnie.
- Hmm.. może komputer? Albo inaczej. Powiedz mi czym się interesujesz? - to mnie zdziwiło, ale niech dziadowi będzie.
- Lubię malować. - odparłem krótko. Nie mam pojęcia co mógłbym mu powiedzieć oprócz tego.
- Świetnie.. Jeszcze dziś do twojej dyspozycji będzie sztaluga i potrzebne ci przybory. - powiedział uśmiechnięty, wyciągnął telefon i odszedł. 
Może i bym się z tego ucieszył.. kiedyś. Teraz mi to lata. I tak długo tu nie zabawię, a temu dupkowi jeszcze się odechce mnie tu trzymać. 
- Witam, mogę przeszkodzić? - jakaś kobieta wyrosła przede mną i zaczęła mnie irytować samym swoim istnieniem. 
- Jeżeli już musisz. - odpowiedziałem w ogóle nie zwracając uwagi na to, że jest ode mnie dużo starsza. 
- Jestem psychologiem. Pan Daniel prosił, żebym z tobą porozmawiała. - powiedziała przymilnym głosem. No ona chyba śni, że ja będę z nią o czymkolwiek rozmawiał. Niech wraca skąd przyszła. 
- Nie ma takiej potrzeby. Ze mną wszystko w porządku. Nie potrzebuję rozmów z tobą. - odparłem zirytowany. Chcąc pozbyć się jej towarzystwa ruszyłem do domu. Niestety to upierdliwe babsko cały czas było za mną. 
- Niestety będziesz usiał ze mną porozmawiać. Za to otrzymałam pieniądze. 
- Śnij dalej. Lepiej idź do Daniela i oddaj mu całą kwotę, bo o rozmowie możesz marzyć. 
- Tata pozwala ci mówić do siebie po imieniu? - zdziwiła się wyraźnie, a ja już nie wytrzymałem. Wszystko zrozumiem, ale żeby nazwać tego bydlaka moim ojcem! Tego nie ścierpię! 
- Tata? - spytałem kpiąco. - To. Nie. Jest. Mój. Tata. - syczałem każde słowo stojąc niebezpiecznie blisko niej. - Ten gnój nie jest ze mną w żaden sposób spokrewniony! On pozbawił mnie mojej miłości! Zabrał od ukochanej osoby! Przetrzymuje mnie tu! I to miałby być mój tata?! – krzyczałem najgłośniej jak tylko umiałem. Jeszcze chyba nikt mnie tak nie wkurwił. – Spierdalaj lepiej ode mnie, bo teraz to nie ręczę za siebie. – wyszeptałem jeszcze po czym odsunąłem się i szybkim marszem ruszyłem do obecnie mojego pokoju. Miałem ochotę roznieść wszystko i wszystkich.
- Kaien? – ciche pytanie dobiegło od strony drzwi. Momentalnie zwróciłem w tamtą stronę swój wzrok i już nie wytrzymałem. Po jaką cholerę on ty przylazł.
- Spierdalaj! Daj mi spokój. Chcę być sam! – wrzeszcząc podszedłem do drzwi i dosłownie wyrzuciłem Daniela za nie. Potem jak małe dziecko osunąłem się po drewnie i popadłem w rozpacz. Jestem żałosny.
Uspokoiłem się sam nie wiem po jakim czasie. Było już ciemno. Wyszedłem z pomieszczenia i udałem się do kuchni. Dostałem kanapki i gorącą czekoladę. Nie chcąc jeść samemu zostałem w pomieszczeniu z kucharką.
- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady. – powiedziała zatroskana. Nie miałem siły się na nią złościć.
- Nie. Tak bardzo nie chcę tu być. Chciałbym umrzeć. – mruknąłem słabo.
- Co ty mówisz. Nie powinieneś tak mówić. Życie jest ważne. Każdy żyje po coś. – przysiadła się do mnie. Biła od niej taka dziwna aura. Coś czułem, że to będzie jedyna kobieta z którą normalnie i o wszystkim będę mógł porozmawiać.
Siedziałem u niej jeszcze długo po tym jak zjadłem. Miło mi się z nią rozmawiało. Nie zmienia to jednak faktu, że mam swój cel. Teraz mam też pomysł. Potrzebuję laptopa. 

wtorek, 8 października 2013

18.

- Zostaw go. - usłyszałem głos nad sobą i poczułem dłoń na swoim ramieniu. Pojebało go? Mam go zostawić? Nigdy. Ja go kocham. A on.. on.. W jednej chwili się podniosłem i w napadzie furii przyszpiliłem faceta do ściany, korzystając z jego zdezorientowania zacząłem go okładać pięściami gdzie tylko mogłem. Niestety już po chwili moje nadgarstki zostały uwięzione w jego obleśnych łapach.
- Uspokój się. - powiedział spokojnie.
- Pojebało cię koleś?! Zastrzeliłeś mojego Pana, a ja go kochałem! Odebrałeś mi moje jedyne szczęście, a teraz każesz mi się uspokoić?! I jeszcze mówisz to z takim spokojem?! - wydzierałem się wniebogłosy. Potem nagle cała złość odeszła. Ponownie zalałem się łzami i padłbym na kolana gdyby mnie nie trzymał.
- Chodźmy stąd. - szepnął i zaczął mnie powoli wyprowadzać. Zacząłem się wyrywać, drapać go i kopać, jednak nic nie poskutkowało. Zanim wywlekł mnie z pomieszczenia ostatni raz udało mi się zerknąć na spokojną twarz Alexa, w której już nie było życia.
Wyprowadził mnie przed posesję. Nawet nie rozglądałem się, żeby zobaczyć czy znam tą okolicę. Cały czas wylewałem słone krople chcąc wracać tam do Alexa.
- Spal dom. - usłyszałem ciche słowa, a koło mnie mignął jakiś wielki facet z czymś w ręku. Momentalnie łzy przestały płynąć, a ja nabrałem nowych sił. Nie pozwolę na to. Jakimś cudem udało mi się wyrwać. Jedyne co miałem przed oczami to tego kolesia z wielkim pojemnikiem. Oblewał dom jakąś cieczą. Nie mam pojęcia jakim sposobem w dłoni trzymałem pokaźny kamień i stałem przy mężczyźnie. W następnej już chwili facet zginał się z bólu trzymając za głowę i wyklinając najprawdopodobniej na mnie. Kolejną chwilę potem leżałem na ziemi czując ogromny ból na twarzy i brzuchu. Nie umiałem złapać tchu co łapczywie starałem się zrobić. Ktoś postawił mnie do pionu. Bardzo delikatnie wziął na ręce i powiedział do tego neandertalczyka, że policzy się z nim później.
- Odpocznij. Dużo dziś przeszedłeś. - znowu ten głos. Nie miałem siły się z nim sprzeczać, ani ponownie wyrywać. Natłok emocji zrobił swoje i odpłynąłem.
Obudziłem się w jakimś łóżku. Strasznie bolała mnie twarz. Pierwsze co zrobiłem to uniosłem dłoń i chciałem jej dotknąć, ale jakiś głos mi tego zakazał.
- Gdzie jestem? - spytałem i rozejrzałem się jednym okiem po pomieszczeniu.
- W moim domu. - odpowiedział. Spojrzałem w stronę swojego rozmówcy i cały się ożywiłem.
- Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknąłem momentalnie przypominając sobie co się wydarzyło nim zasnąłem.
- Uspokój się. Nic ci nie zrobię, nie musisz się bać. - znowu wyskoczył z tym swoim spokojnym tonem i słowami 'uspokój się' zupełnie jakby nic się nie stało. Jakby nie zamordował Alexa i nie spalił go wraz ze swoim synem. Ten koleś jest chory. Jeżeli myśli, że będę potulny to się grubo myli. Pokarzę mu co to prawdziwe piekło.
- Powiedziałem nie zbliżaj się. - powiedziałem powoli i groźnie mrużąc oczy. Ten tylko westchnął zrezygnowany.
- Jak będziesz chciał coś zjeść to wyjdź tymi drzwiami. - poinstruował. - Idź prosto i pierwszy skręt na lewo. Dojdziesz do salonu. Stamtąd wyjdź prawym wyjściem i trafisz do kuchni. Kucharka zrobi ci co tylko będziesz chciał. Te drzwi.. - wskazał na drugie. - prowadzą do łazienki. Jest całkowicie do twojej dyspozycji. W szafie masz ubrania. Wybierz sobie jakie ci się spodobają. - mówił dość szybko i mechanicznie, ale wszystko zrozumiałem. Prychnąłem na to i padłem na łóżko. Ogłaszam strajk głodowy!
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Ja słowa dotrzymuję. Nie jadłem już chyba z pięć dni co nie spodobało się ojcu Alana.
- Musisz jeść. - słyszałem to codziennie. Już mi się tymi słowami rzygać chciało.
- Spieprzaj dziadu. - powiedziałem słabo. Nie będzie mi mówił co mam robić. Na resztę jego reprymendy nie zwróciłem uwagi. Znowu powtarzał to co zawsze, potem posiedział ze mną z godzinę i zostawił samego. Wiem, że sobie szkodzę, ale nie mogę jeść. Cały czas mam przed oczami Alexa i Alana skąpanych we krwi. Mam wrażenie, że powinienem leżeć tam przy nich. Zostać spalonym jak oni i mieć wyjebane na ten świat.
- Kurwa. - syknąłem sam do siebie. Wstałem z łóżka i poczłapałem do ubikacji. Może i nie jem, ale pić muszę. Odkręciłem kran i napiłem się szybko. Utopiłbym się najchętniej, ale facet się wycwanił i postawił mi prysznic zamiast wanny. Lustra nie mam także nie mogę sobie nawet żył podciąć. Jakieś utrapienie. Czuję się jak w klatce. Niczym sobie krzywdy nie zrobię. Ale coś się wymyśli. Z czasem.

wtorek, 1 października 2013

17.

Podszedł ze mną na środek i złapał za jeden łańcuch ciągnąc go w dół. Obniżył na odpowiednią wysokość i złapał mój nadgarstek. Odruchowo zacząłem się wyrywać co poskutkowało zaciśnięciem się jego dłoni tak, że aż nogi się pode mną ugięły. Pociągnął mnie za nią do góry i obniżył twarz na wysokość mojej.
- Nie kombinuj. - wysyczał, jego oczy spojrzały na mnie, jednak już po chwili ich nie było. Wyprostował się i już miał zapinać mój nadgarstek gdy po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk przychodzącego połączenia. Alex westchnął i opuścił moją dłoń, nie puszczając jej jednak. Drugą ręką sięgnął po aparat, odebrał i zaczął słuchać co ktoś ma do powiedzenia. Z każdym słowem osoby po drugiej stronie brwi Alexa marszczyły się, a wyraz jego twarzy zmieniał się w furiacki.
- Co ty kurwa pierdolisz? Kim on był? ... Jak cię dorwę to zajebię jak psa! Ostatni raz kogoś od ciebie kupiłem! .. Lepiej się zwijaj, bo jak skończę z tym przydupasem, to zajmę się tobą! OSOBIŚCIE! - Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale wolałem siedzieć cicho. Jakoś nie uśmiechało mi się obrywanie od takiego Alexa. Nawet ja go nie doprowadziłem do takiego stanu.
- Nawet nie drgnij. - warknął do mnie po czym po prostu wyszedł. Nawet nie zamknął drzwi co jest jak zbawienie. Odczekałem trochę po czym delikatnie je uchyliłem. Nikogo za nimi nie było, a korytarz był ciemny. Wyślizgnąłem się na niego i podążyłem w tę stronę co Alex. Mam nadzieję, że się na niego nie natknę. Powoli szedłem  nie oglądając się za siebie. W pewnej chwili dotarłem do schodów i nie myśląc zacząłem iść w górę. Uchyliłem drzwi i ostatecznie opuściłem piwnice. Na korytarzu nie widząc nikogo ani niczego co mogłoby być podejrzane zacząłem kierować się w lewo. Minęła dosłownie chwila, gdy do moich uszu doleciały podniesione głosy dwóch osób. Jeden na pewno należał do Alexa, ale drugiego nie znałem. Dziwne by było gdybym znał. Przyspieszyłem kroku chcąc dowiedzieć się o co konkretnie chodzi. Tym sposobem dotarłem do salonu, gdzie na samym środku stał Alex i jakiś obcy mężczyzna celujący do niego z broni. Chciałem się ruszyć, jednak nogi mnie nie słuchały. Jakby chciały, żebym się nie wtrącał i zobaczył jak to wszystko się potoczy.
- Nie pierdoł mi głupot! Wiem, że to ty! - krzyczał obcy. Co Alex mu zrobił?
- A kto panu to powiedział? Ten szmaciarz z giełdy żywym towarem? On w taki sposób pozbywa się osób, które mu zawadzają. - odparł spokojnie Alex. Giełda, giełda.. Alex coś kupował na giełdzie? Osz.. Alan.
- Potwierdziło to kilka osób. To na pewno ty go kupiłeś. Oddaj mi go! - facet podszedł do Alexa i dźgnął go lufą.
- Spokojnie.. Chce go pan? Ależ oczywiście. Już pana prowadzę do syneczka. - zakpił, a moje oczy przybrały postać pięciozłotówek.. to jego.. ojciec. Czyli Alan pochodził z bogatej rodziny, bo patrząc po wyglądzie jego taty inaczej tego nazwać nie można.
- Prowadź. - rzekł tamten, a Alex obrócił się w moją stronę i chyba mnie zauważył, bo przez chwilę na mnie spoglądał, jednak to był tylko ułamek sekundy. Już po chwili skierował kroki do korytarza na prawo ode mnie. Cofnąłem się trochę chcąc ukryć jakoś swą obecność. Nie wiem czy mi się udało, ale chyba tak, bo jeszcze żyję. Gdy straciłem ich z oczy wszedłem do salonu i podszedłem do korytarza, w którym zniknęli obaj mężczyźni. Widziałem Alexa otwierającego drzwi. On naprawdę ma zamiar pokazać temu kolesiowi zmasakrowane ciało syna? Albo jest skończonym debilem, albo szaleńcem. Wpuścił ojca Alana pierwszego, a sam wszedł zaraz za nim oglądając się jeszcze w moją stronę i patrząc na mnie ciepło, szczerze i przepraszająco. Nie zdążyłem się nawet zastanowić nad znaczeniem jego spojrzenia, bo po całej rezydencji rozniósł się potężny huk, a ja tak jak stałem tak teraz z sercem w gardle biegłem do źródła dźwięku. Stanąłem w drzwiach i dosłownie zrobiło mi się słabo.
- Alex... - załkałem i rzuciłem się do leżącego. Jeszcze żył, chociaż wiedziałem, że to jego ostatnie chwile. Krew sączyła się powolnie z jego klatki piersiowej.
- Przepraszam. - wychrypiał, a ja nie powstrzymując łez po prostu go pocałowałem. Ostatni raz. Ledwo rozłączyłem nasze usta, a on zaczął krztusić się krwią.
- Kocham cię. - szepnąłem jeszcze i wtuliłem jego martwe już ciało w siebie.Nie przejmowałem się krwią, ona się nie liczyła. Właśnie straciłem ukochaną osobę. Zacząłem szlochać jak małe dziecko. Czy to nie zabawne? Cierpię po stracie kogoś, kto znęcał się nade mną i chciał mnie zabić. Ale nic na to nie poradzę, że kocham go nad życie i już nie będę miał go przy sobie. Mam ochotę zrobić z tym kolesiem to samo co on z Alexem, ale nie mam siły. Jedyne czego chcę to, żeby Alex wrócił. żeby to się nie stało, żeby nie robił się chłodny i obejmował mnie właśnie w tej chwili...
- Zostaw go. - usłyszałem głos nad sobą i poczułem dłoń na swoim ramieniu.

wtorek, 24 września 2013

16.

- O kurwa.. co jest? - syknąłem łapiąc się za głowę. Wszędzie było ciemno. Nie wiedziałem co się stało, ani gdzie jestem. W dodatku ten cholerny ból głowy. Zacząłem rozglądać się dookoła, ale to nic nie dało. Nawet po jakimś czasie nic nie zobaczyłem. To mi się nie podobało.
- Alex! - zacząłem się wydzierać nie zwracając uwagi na nasilający się ból. Krzyk jednak nic nie dawał i nie ważne jak bardzo zdzierałem sobie gardło to nikt mnie najprawdopodobniej nie słyszał. Po jakimś czasie zachrypłem tak bardzo, że ledwo potrafiłem wyszeptać jakiekolwiek słowo. Dopiero wtedy przerwałem i skuliłem się w sobie oczekując na osobę, która mnie tu zamknęła.
Trzask zamku i skrzypienie drzwi. Sam nie wiedziałem ile tak leżałem zanim usłyszałem te upragnione dźwięki. Momentalnie usiadłem mrużąc oczy przez światło, które wpadło do środka. Mała iskierka nadziei zapłonęła we mnie gdy w pomieszczeniu zrobiło się jasno i ujrzałem Alexa. Nie na długo jednak, ponieważ po jego wzroku nie wnioskowałem nic dobrego dla siebie. Jego oczy były tak zimne i puste jak na początku. Mogłem bez przeszkód tonąć w ich otchłani.
- Alex.. - wychrypiałem i rozmasowałem sobie gardło. - Dlaczego tu jestem?
- Jeszcze się nie połapałeś? - zapytał z kpiną.
- Nie rozumiem cię. - wyznałem szczerze.
- Ehhh dzieciaku, dzieciaku.. - pokręcił głową z politowaniem. - Nie mów, że uwierzyłeś w ten tekst w sypialni. - spojrzał na mnie jak na idiotę. - Wychodzi na to, że jestem niesamowitym aktorem.
- Co..? - dotarło do mnie znaczenie słów, ale nie chciałem w nie wierzyć. Szczerze to mogłem się domyślić. To przecież nie możliwe, żeby ON pokochał MNIE. Jestem przecież jego niewolnikiem, zabawką do seksu. Ja się nie liczę.
- Szczerze to twoja mina wtedy była epicka.. taka zagubiona, a jednak z nutką nadziei. Uwielbiam tak zwodzić swoje zabaweczki. - rzekł, a mnie łezka zakręciła się w oku. - Szkoda tylko, że tak szybko musiałem pozbyć się tego całego Alana. Strasznie chętny był. - dodał z satysfakcją.
- Skoro był taki chętny to trzeba było mnie zabić i go torturować, a nie mnie trzymać! - nie wytrzymałem już. Ja rozumiem, że chciał się mną pobawić, ale żeby tylko dlatego zabijać Alana. To już przesada. Ten człowiek jest chory psychicznie!
- Nie unoś głosu szmato. - kopnął mnie dość mocno w rękę. złapałem ją momentalnie i skuliłem się lekko. - Tak wracając do tematu, to ja cię jeszcze nie torturuję, ale w każdej chwili mogę zacząć jak chcesz. - nachylił się nade mną i złapał w dłoń mój podbródek zmuszając mnie tym samym, abym na niego spojrzał. - Chcesz? - spytał, a ja nic nie odpowiedziałem. - Uznam to za zgodę. - uniósł mnie i ciągnąc za włosy wyprowadził z jednego do drugiego pomieszczenia. Pierwsze co tam dostrzegłem to łańcuchy wiszące pod sufitem.
- Kurwa nie.. - westchnąłem przewidując jego plany.

wtorek, 17 września 2013

15.

Oficjalnie ogłaszam, że zwiedzanie domów jest niesamowicie nudne. Bo co ciekawego jest w wchodzeniu do gabinetu, albo siłowni? Nic.
Zszedłem na dół do salonu. Zostałbym tam dłużej sprawdzając miękkość kanapy jednak wolałem podążyć do jak się okazało kuchni w której Alex zawzięcie coś robił. Stanąłem cichutko w progu przyglądając się mu. Był całkowicie inny. Taki skupiony na tym co robił i jakby nieobecny. Chyba pichcił jakąś zupę, bo co chwilę wrzucał do garnka, a to warzywa, a to jakieś przyprawy. Jakoś mało mnie to obchodziło. Bardziej mnie interesowała jego sylwetka okryta szkarłatną jedwabną koszulą schowaną w jeansowych spodniach, które idealnie podkreślały jego smukłe i długie nogi. Miałem już zmięknąć i do niego podejść, gdy coś mi się nie spodobało. Alex wyjął jakąś torebeczkę z kieszeni. Była w niej jakaś mała biała tabletka. Wrzucił ją do garnczka i porządnie wymieszał całość. Zmrużyłem oczy i coś mnie tknęło. Co to mogła być za tabletka? I co ważniejsze. To dla mnie czy dla Alana?
Nie chciałem tam dłużej stać, ale nie chciałem też uciekać, więc odepchnąłem się od futryny i ruszyłem do wnętrza pomieszczenia.
- Co to? - rzuciłem znudzonym tonem.
- Kaien.. Dawno wstałeś? - był zaskoczony moim pojawieniem.
- Przed chwilką. Od razu poczłapałem na dół i oto jestem. - wyrzuciłem ręce na boki. - Too.. co to i dla kogo? - dopytywałem się.
- Dla ciebie. - powiedział od razu przelewając trochę zupy jak się okazało do głębokiego talerza i podając go mnie z łyżką. Przyjąłem go i usiadłem do stołu.
- Nie jesz? -spytałem wiedząc, że nie zamierza sobie nakładać.
- Jakoś nie mam na razie ochoty. Później zjem. - odparł i wyszedł.
Dobra, albo to było podejrzane, albo ja jestem dziwny i wymyślam. Jeszcze raz. Co się działo. No więc. Podziwiałem sobie bezczelnie Alexa, gdy ten gotował, dokładnie przyjrzałem się każdej części jego ciała i każdemu ruchowi, Alex dodał do zupy jakąś tabletkę, a potem wepchnął mi talerz z tym czymś w środku. Na dodatek nie zjadł ze mną tylko wyszedł. Tak to na pewno jest dziwne i podejrzane. Teraz inna sprawa. Jeść to czy gdzieś wyrzucić? Coś tak myślę, że nie należy tego spożywać.
Wylałem całą zawartość talerza do wielkiej donicy w której stała ogromna paproć i opuściłem kuchnię. Nie ma głupich, trzeba się gdzieś ukryć. Tylko gdzie? On pewnie zna każdy kąt w tym domu. W końcu jest jego właścicielem.
Znalazłem się w salonie. Skręciłem w pierwszy korytarz i otworzyłem pierwsze lepsze drzwi. Zamknąłem je szybko i powoli obróciłem się tyłem do nich, po czym zapaliłem światło.
- O kurwa. - wyszeptałem w szoku chociaż chciałem krzyczeć. To co zobaczyłem sprawiło, że wcześniejszy posiłek znalazł drogę powrotną przez przełyk i wylądował przede mną. - Ja pierdole. - powiedziałem wycierając usta i podnosząc wzrok. Pod ścianą naprzeciw mnie leżał Alan z wyprutymi flakami w ogromnej kałuży krwi. Jedno oko miał otwarte szeroko, jakby w szoku, a drugiego nie było. Ba.. Mało tego. Połowy twarzy nie było! Przeraziłem się nie na żarty. To zrobił Alex? Co w takim razie chciał zrobić ze mną? Ta tabletka na pewno była dla mnie. Teraz to oczywiste. Nie chciał, żebym się zabijał, nie chciał być moim panem i nie chciał, żebym odchodził.
- Chciał się mnie pozbyć. - powiedziałem w szoku i osunąłem się na kolana. Podniosłem się po jakimś czasie i zacząłem krążyć gorączkowo w tę i z powrotem po pomieszczeniu. Co Alan mu zrobił, że tak go zmasakrował? To nie jest normalne.
W końcu rozejrzałem się po całym pomieszczeniu chcąc się nieco uspokoić. Ominąłem wzrokiem martwego Alana i spojrzałem wprost w jego oko leżące w jednym z kątów pomieszczenia. Automatycznie zacisnąłem powieki i zacząłem spazmatycznie oddychać. To było obrzydliwe. Nie chciałem tam być. Wybiegłem z pomieszczenia i wróciłem do salonu. Zacząłem szukać drzwi na zewnątrz. Musiałem uciec. Nie mogłem tam zostać. Alex by mnie zabił. Tylko czy zrobiłby to szybko, czy powoli, żeby mieć przyjemność ze słuchania mojego krzyku.
W końcu zobaczyłem ogromne drzwi wejściowe. Nie myśląc pobiegłem w ich stronę, ale nie dobiegłem. Przede mną pojawił się znikąd Alex bawiący się nożem.
- Kaien.. Nie śpisz? - spytał zdziwiony. Fajnie wiedzieć co za tabletkę dodał do zupy. Serio super!
- Nie, ale ja już pójdę. Chciałem wyjść do ogrodu. - powiedziałem z naiwnością, że mnie wypuści i chciałem go wyminąć. O dziwo minąłem go bez przeszkód. Wyciągnąłem dłoń w stronę klamki i zrobiło się przeraźliwie ciemno, głowa zaczęła pulsować tępym bólem, a ja odleciałem.

wtorek, 10 września 2013

14.

Miało nie byś wstępów, ale mam nowe tło i chciałam wam wraz z autorem grafy pokazać jak można coś takiego zrobić http://www.youtube.com/watch?v=hBRyVgnyAZs
_________________________________________________________________________________

- O Kaien. Już nie śpisz? - spytał jak gdyby nigdy nic. Co on nie widzi, że pyta? 
- Nie śpię Panie. - odparłem. Dopiero teraz zauważyłem, że od jakiegoś czasu przestałem się tak do niego zwracać. Trzeba będzie wtłuc to sobie w końcu do głowy. 
- Coś się stało? - spytał mnie zdziwiony.. Tylko czym? 
- Nie Panie.. Dlaczego pytasz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie spoglądając na niego. 
 - Po prostu znowu zacząłeś mnie tak nazywać. To jak dla mnie oznacza, że coś jest nie tak. - powiedział zaczynając smyrać mnie palcami po plecach. 
 - Wszystko w porządku, po prostu przypomniałem sobie kim jestem, od czego tu jestem i kim Ty dla mnie jesteś Panie. 
 - Dobrze, a więc od teraz nie jestem już twoim panem. - wiedziałem, oto moment, w którym oficjalnie się mnie pozbędzie. Nawet nie czekając na to co powie wstałem i udałem się do ubikacji. Wyjąłem większy kawałek szkła i wróciłem do niego. 
 - Pozbędziesz się mnie tu, czy zejdziemy do piwnic? A może sam mam to zrobić? - wyciągnąłem w jego stronę dłoń ze szkłem. Na jego twarzy wymalowany był szok. Nie wierzył, że mówię to tak spokojnie? Ja sam nie wierzę, w środku płaczę i błagam o litość, ale to tylko w środku. - Przecież mnie nie wypuścisz po tym co się tu stało prawda? - byłem niesamowicie opanowany. Widziałem jak P.. ten mężczyzna to otwiera to zamyka usta chcąc coś powiedzieć, jednak chyba nie jest w stanie. - Rozumiem, że mam to zrobić sam. W piwnicach? - dopytałem, ale odpowiedź nie nadeszła. Co go tak zaskoczyło? Moja odwaga? Phi.. - Uznam tą ciszę jako pozwolenie na przejście do piwnic. - zakończyłem i obracając się skierowałem kroki do drzwi. Za sobą słyszałem jakiś szelest, a potem kroki, czyli chce to zobaczyć. Coś mnie zatrzymało gdy byłem już pod drzwiami i łapałem za klamkę. Tym czymś okazał się mój były właściciel obecnie wtulający się w moje plecy. Wyrwałem się. Jeśli bym został w jego ramionach nie dałbym rady ze sobą skończyć. 
 - Co ty wyprawiasz? - spytałem nie okazując mu już żadnego szacunku, bo przecież nie musiałem. 
 - Kto kazał ci ze sobą kończyć? - patrzył na mnie zupełnie jak nie on. 
 - Więc czego ode mnie chcesz? - niech się wypowie i już nic nie przedłuża. 
 - Zostań ze mną. Nie jako niewolnik, ale jako osoba, która jako pierwsza wtargnęła do mego serca. Zawładnęła nim i nie pozwoliła o sobie zapomnieć. Jako mój kochanek, pan i władca. Po prostu zostań i daj się pokochać. - słuchałem go z niedowierzaniem. Co on właśnie powiedział? Nie byłem w stanie się ruszyć, a chciałem uciec. Dlaczego ciało mnie nie słucha? Nie zareagowałem nawet, gdy podszedł do mnie i objął delikatnie. Dopiero gdy mnie pocałował rozszerzyłem oczy w szoku i odepchnąłem go od siebie. Szkło wypadło mi z rąk, a ja po prostu uciekłem z pokoju błądząc po całej rezydencji. W końcu zatrzymałem się w gigantycznej bibliotece. Zaszyłem się tam w najciemniejszym kącie jaki udało mi się znaleźć i starałem się uspokoić rozszalałe serce zadające mi w tym momencie ogromny ból. Nawet nie wiem kiedy zacząłem płakać. Ze szczęścia? Szoku? Bólu? Sam nie wiedziałem. Na moje nieszczęście po jakimś czasie mnie znalazł. Byłem już padnięty, a gdy wziął mnie w ramiona po prostu odpłynąłem. 
 - Kaien wstawaj.. musisz coś zjeść. - mówił ktoś pięknym głębokim głosem. Ale chwila, przecież ten głos.. no tak, znalazł mnie. Podniosłem powieki i zdałem sobie sprawę, że na powrót jestem w jego sypialni. Niespiesznie przewróciłem się na drugi bok gdzie moim oczom ukazał się lekko uśmiechnięty.. właściwie to nie wiem jak mam się do niego zwracać. Przecież nie jest już moim panem. Jestem wolny.
- Emm.. ja nie jestem głodny. - powiedziałem i już chciałem iść dalej spać, gdy on usiadł koło mnie i podnosząc mnie lekko zaczął karmić. No chyba mu odbiło. Skoro powiedziałem, że nie jestem głodny to nie jestem. Przełknąłem to co już wylądowało w moich ustach i zacisnąłem mocno wargi. 
- Nie wygłupiaj się. Musisz przytyć, jesteś taki chudy. - a myśli, że czyja to zasługa? 
- Powiedziałem, że... - wredny wykorzystał ten moment, żeby wepchnąć mi kolejną porcję do buzi. Czy ja jestem jakimś dzieckiem? No chyba nie. 
Nie ważne jak narzekałem, to on i tak dopiął swego. Podstępny. 
 - Słuchaj eee.. - i się zaciąłem. Nadal nie wiem jak go nazywać. 
- Alexander - chyba zauważył o co mi chodzi. 
 - No więc słuchaj Alex, teraz nie jestem już twoją własnością, więc nie życzę sobie całowania mnie, zmuszania do czegokolwiek i dotykania. - powiedziałem stanowczo i nie czekając na jego odpowiedź obróciłem się w drugą stronę. - Dobranoc. - mam nadzieję, że nie przesadziłem. Przecież to jego dom. Najwyżej jak mu się coś nie spodoba to opuszczę tą posesję. Leżałem dłuższy czas sam w sypialni próbując zasnąć, jednak sen nie nadchodził. Nie dziwię się, bo ostatnio tylko śpię. Jako, że byłem tu tylko ja to postanowiłem pozwiedzać. Obym tylko nie natknął się na Alexa.

wtorek, 3 września 2013

13.

A może by tak udawać, że jeszcze śpię? Może się nie połapie? Albo od razu zacznę przepraszać. Chyba jednak zostanę przy tym pierwszym. Szybko na powrót zamknąłem oczy, jednak jak się spodziewać można nie nabrał się. 
- Serio, tak chcesz się bawić? Dobra uznajmy, że dalej śpisz. - usłyszałem rozbawiony głos Pana. Ehhh no nic. Nie ma co leżeć jak ta kłoda. Dowiem się szybko o co chodzi, znając moje szczęście to oberwę, potem będę ryczeć i znowu chwila wytchnienia. 
- Nie.. Dlaczego jeszcze mnie nie ukarałeś Panie? - spytałem podnosząc się lekko. Ból co prawda jest troszeczkę mniejszy, ale minie jeszcze jakiś czas zanim będę mógł się normalnie poruszać. 
- Ukarać cię? Za co? - spytał zdziwiony. Jak to? Nie chce mnie ukarać? A może się ze mną bawi?
- Znam ten wzrok. Oznacza, że zrobiłem coś źle. - odparłem spokojnie. Pan popatrzył na mnie przez chwilę po czym wstał. Zacisnąłem mocno powieki oczekując ciosu. Jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast niego poczułem jak materac obok ugina się, a Pan bierze mnie w ramiona i przytula delikatnie. 
- Bałem się o ciebie. - wyszeptał. - Jak wszedłem do sypialni, a ciebie nie było na prawdę zacząłem się bać. serce waliło mi jak młotem. Jak zobaczyłem cię dryfującego w wannie prawie dostałem zawału. Chyba zasnąłeś. Prawie cię straciłem. - dodał głaskając mnie delikatnie po głowie. Jak to stracił? Ja się nigdzie nie wybieram. - Nie rób mi już tego. Nie strasz mnie tak więcej. - dokończył po czym delikatnie ucałował czubek mojej głowy. On się chyba o mnie nie martwił nie? To nie możliwe. 
- Po co mi to mówisz Panie? - rzekłem sucho. Sam się zdziwiłem tym chłodem w moim głosie. - Przecież jestem tylko twoim niewolnikiem, w dodatku zastąpiłeś mnie teraz Alanem. Ja już nie jestem ci potrzebny, więc po co wypowiadasz do mnie takie słowa? - czy on nie widzi ile bólu mi zadaje mówiąc takie słowa? Odsunął mnie od siebie po czym spojrzał zdziwiony. 
- Uważasz, że cię zastąpiłem? - spytał niedowierzająco. Wstał i zaczął się przechadzać w tę i z powrotem po pokoju. - Jakbym cię zastąpił to po co wzywałbym do ciebie lekarza? Po co opatrywałbym twoje rany? Po co przenosiłbym cię do swojej sypialni? Po cholerę wyciągałbym cię z wanny i ratował życie? Jaki miałbym w tym cel? – był zły i to bardzo. Zastanówmy się, jaki mógłby mieć w tym cel? Wiem!
- Dla zaspokojenia sumienia? A może to była chęć zobaczenia jeszcze większego bólu na mojej twarzy, gdy już się mnie pozbędziesz.. Panie? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Teraz to go zdenerwowałem. Zacisnął ręce w pięści aż pobielały i spojrzał na mnie z furią w oczach. Przełknąłem ciężko ślinę i uważnie zacząłem mu się przyglądać. Podszedł do mnie, podniósł dłoń do góry mierząc się do uderzenia i.. zamarł. Zamiast mnie uderzyć złapał za wazon stojący na szafce nocnej i cisnął nim o podłogę. Szkło roztrysnęło się dookoła, jednak on zdając się tego nie zauważać po prostu wyszedł. Szybkim krokiem opuścił pomieszczenie.
- Co w niego wstąpiło? Tak bardzo wstrząsnęła nim prawda? – pytałem sam siebie. Nie będę się nad tym zastanawiać. Trzeba to posprzątać.
Wstałem zaciskając mocno zęby i starając się zadać jak najmniejszy ból. Siedząc już, a nie leżąc zwlekłem się na kolana i zacząłem zbierać większe odłamki szkieł. Nie przejmowałem się mniejszymi które raniły moje kolana czy stopy. Większy ból znosiłem.
Gdy szkło było już sprzątnięte wyrzuciłem je do kosza w ubikacji. Zostałem tam przemywając ranki. Poczekałem, aż krew przestanie płynąć i zaschnie tworząc małe strupki. Dopiero wtedy wróciłem do sypialni i padłem z powrotem na łóżko. Zastanawiałem się czemu Pan po prostu mi nie przyłożył. Przecież jestem nikim. Kto by się przejmował jednym głupim istnieniem. Chodzą ich po tym zakłamanym świecie jeszcze miliardy. Może wybierać ile wlezie. Najlepiej niech mnie po prostu zabije i będzie spokój. Nie mając ochoty na nic kompletnie postanowiłem iść spać. I tak nie mógłbym za dużo zrobić w moim obecnym stanie. Nie chciałem dodatkowo podpadać, więc nie wchodziłem pod kołdrę. Zasnąłem na pościeli. Budząc się poczułem, że leżę na czymś, pod czymś i coś mnie trzyma. Otworzyłem jedno oko do którego zaraz dołączyło drugie rozszerzając się w zdziwieniu. Otóż tak. Jak się okazuje leżę pod kołdrą, na klatce piersiowej Pana, który na domiar tego obejmuje mnie szczelnie. Gdyby nie to, że jest mi tak wygodnie i cieplutko to już dawno bym zwiał. Zamiast tego teraz leżę i wdycham zapach Pana. Muszę przyznać, że pachnie bosko... Zaraz stop! Nie mogę zapomnieć o wczorajszym. Szybko się podniosłem sycząc z bólu. Mądry ja zapomniał o żebrach. Niestety wstając wyrwałem się z objęć Pana czym go obudziłem. 

wtorek, 27 sierpnia 2013

12.

Obudziłem się gwałtownie. Śnił mi się koszmar. Nawet się nad niczym nie zastanawiałem po prostu wychyliłem za łóżko i zacząłem wymiotować. Jak sobie przypomnę co Alan zrobił z Panem na moich oczach to zbiera mi się na płacz. We śmie kazał mi patrzeć jak obdzierał go ze skóry, wyrywał mięsień po mięśniu, organ po organie. To było obrzydliwe. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zjadał wszystko po kolei. Był cały brudny od krwi, którą sam zaczął się smarować. Spoglądał na mnie wtedy z wielkim błogim uśmiechem na twarzy. To było okropne i wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie.
Gdy w końcu torsje mi minęły odetchnąłem głęboko czując ból. Znowu żebra. Opadłem na poduszki i bałem się zamknąć oczy w obawie, że cały koszmar zacznie się pojawiać znowu i znowu. Czemu ja mam tak chore sny?
Nie wiem jak długo leżałem, ale gdy zobaczyłem, że Pan wchodzi do pokoju rozpłakałem się ze szczęścia. Dopiero teraz naprawdę uwierzyłem, że to był sen.
- Co się stało? Coś cię boli? Czemu płaczesz? – spytał zauważając łzy spływające po mojej twarzy. Przysiadł koło mnie, a ja nie zastanawiając się co robię podniosłem się i wtuliłem w niego. Wdychałem głęboko jego zapach do póki nie zacząłem się uspokajać. Cieszyłem się, że Pan mnie nie odtrącił. Jednak zaraz przez głowę przeszła mi myśl, że on po prostu się nade mną lituje. Momentalnie odczepiłem się od niego i opadając na materac zacząłem wycierać twarz.
- Przepraszam. – wyszeptałem. – Nie karz mnie. – dodałem, a Pan spojrzał na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- O czym mówisz? – spytał w końcu.
- No bo.. Ja nie wytrzymałem. – wybełkotałem.
- Eee? – zaiste mądra była jego mina.
- Na dole. – powiedziałem tylko i wskazałem na drugą stronę łóżka. Pan pochylił się nade mną żeby zobaczyć na co pokazuję, a potem roześmiał się. Tak po prostu zaczął się śmiać. Ze mnie?
- Głupol, za co mam cię karać? Przecież to nic złego. – zamurowało mnie kompletnie. On serio nie ma mi tego za złe, czy tylko udaje i zaraz każe mi to sprzątać?
- Ale.. – wyjąkałem jednak mi przerwał.
- Nie ma „ale”. Każdemu mogło się zdarzyć. Chodź. – wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Zaniósł piętro wyżej. Nawet nie zwracałem uwagi na wystrój. Byłem zbyt zawstydzony ukradkowym spoglądaniem na Pana. Wszedł ze mną do jakiegoś dużego pokoju z wielkim łożem.
- Co to za pokój? – domyślałem się, ale wolałem się upewnić.
- Mój pokój. Nie będę cię trzymać w tamtym. Tu dojdziesz do siebie. Więcej pokoi z łóżkami nie mam. – odparł potwierdzając tym samym moje przypuszczenia. Rozejrzałem się ciekawsko dookoła i uznałem, że ma gust. Całe pomieszczenie utrzymane było w jasnych kolorach. Beżowe ściany idealnie komponowały się z kremowym dywanem i zasłonkami tego samego koloru. Mały jasno-brązowy stolik mniej więcej na środku koło którego stały dwa białe fotele i mała kanapa. Ja za to obecnie leżałem na wściekle czerwonej pościeli.
- Zostań tu, muszę załatwić kilka spraw. Możesz skorzystać z ubikacji. – wskazał na drzwi, które dopiero teraz zauważyłem. – Nie przemęczaj się. – dokończył i wyszedł.
Leżałem sobie na wygodnym materacu i rozmyślałem. Po co Pan mnie tu przytachał? Równie dobrze mógł mnie tam zostawić. Co za problem sprzątnąć wymiociny? Ehh czasami go nie rozumiem. Na dodatek jeszcze pozwala mi korzystać z ubikacji? Nie uderzył on się dziś czasem? Coś z nim jest nie tak. Tylko co?
- Skoro pozwolił to głupotą by było nie skorzystać. – powiedziałem sam do siebie i powoli się podniosłem. Na chwiejących się nogach doszedłem do drzwi łazienkowych. Otworzyłem je i powitał mnie przyjemny jasnoniebieski kolor oraz wielka mogąca pomieścić spokojnie z dziesięć osób wanna. Podszedłem do niej i odkręciłem kurek napuszczając wody. W między czasie zacząłem się rozbierać. Odwinąłem także bandaż elastyczny. Spojrzałem do lustra i się przeraziłem, wyglądałem strasznie.
Zakręciłem kurek i powoli zacząłem się wsuwać do wody. Już prawie siedziałem, gdy zauważyłem na jednej z półek płyn do kąpieli. Wycofałem się i sięgnąłem do lawendowy płyn. Zaraz po odkręceniu uniósł się przyjemny zapach. Gdy wlałem trochę do wody stał się tylko jeszcze bardziej intensywny. Odłożyłem pojemnik i na powrót zacząłem wchodzić do wody.
- Ach jak przyjemnie. – westchnąłem i postanowiłem trochę tak posiedzieć. Pierwszy raz od naprawdę dawna czułem się w pełni rozluźniony. Nawet nie wiem kiedy moje powieki zrobiły się strasznie ciężkie i całkowicie odleciałem.
Obudziłem się w łóżku przykryty dokładnie i na powrót obwiązany bandażem elastycznym, dziwne. Dałbym sobie rękę uciąć, że tu nie zasypiałem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu nieprzytomnym wzrokiem dopiero po chwili zauważając wpatrzonego we mnie Pana ze zmarszczonymi brwiami. Jego mina nie wróżyła nic, a nic dobrego. Czyli mam przesrane. 

wtorek, 20 sierpnia 2013

11.

Pan tak jak powiedział przyszedł po godzinie już spokojny. Był z nim jakiś koleś. Całkiem miły. Stwierdził, że mam złamane dwa żebra. Nie no po prostu geniusz. A ja sam o tym nie wiedziałem. Głupi by się domyślił, serio. Zwłaszcza, że najmniejszy ruch czy dotyk bolał zajebiście. Także gratulacje, że do tego doszedł, serio trzeba być ekspertem. Jakby mnie ręce nie nawalały, to bym mu nawet zaklaskał.
Nie no po prostu super. Nie ma to jak być ciasno obwiązanym bandażem elastycznym. Teraz mimo, że mniej boli to ruszyć się całkowicie nie mogę. Dziwne, że ten cały doktorek nic nie powiedział widząc inne rany. Nie możliwe, żeby ich nie zauważył.
- Jak się czujesz? – Pan wyrósł przy mnie jak spod ziemi. Nawet nie wiem kiedy zostaliśmy sami w pomieszczeniu. Muszę przestać myśleć.
- Lepiej. Co z Alanem? – nadal się o niego martwię, przecież zrzucenie z łóżka nie jest przestępstwem, o ile za to mu się oberwało.
- Interesuje cię on? A może ci się spodobał? – zaczął wypytywać. Jak mu mogło coś takiego wpaść do głowy? Za nic w świecie bym się nim nie zainteresował.
- Nie! – krzyknąłem i zaraz zamilkłem. Pan przez chwile miał jakby zdezorientowany wyraz twarzy, jednak to była tylko sekunda.
- I po co się unosić? Odpoczywaj teraz. Alanem się nie przejmuj. – po tych słowach wstał i wyszedł. Nie no pewnie. Bardzo mnie tym pocieszył i uspokoił. Mam się nim nie przejmować. Chociaż może rzeczywiście nie warto? Sam już nie wiem. Zrezygnowany znowu zacząłem myśleć. Tym razem moją głowę zaprzątała myśl po co wzywał do mnie lekarza i chciał pomóc mi doprowadzić się do porządku skoro i tak się mnie pozbędzie, bo raczej nie zostawi mając Alana i nie wypuści na wolność w obawie, że komuś powiem co robi. Nawet jeśli nie znam jego imienia, to wiem jak wygląda. Są przecież te całe portrety pamięciowe i takie duperele, ale przecież bym go nie wydał. Prędzej bym ze sobą skończył.
- Spałeś coś? – i znowu prawie padłem na zawał. Czy on musi mnie tak straszyć?
- Nie, cały czas myślałem. Ile czasu byłem sam? – nie wiem czy wolno mi pytać, ale zaryzykowałem.
- Z pięć godzin, już wieczór. – odpowiedział i przysiadł na skraju łóżka. Popatrzył po mnie po czym sięgnął na ziemię i podniósł z niej miskę z wodą i ręcznikiem. Zaczął delikatnie przecierać moją twarz i odsłonięte kawałki skóry, a głupi ja oczywiście zacząłem palić buraka, bo jakże by inaczej.
- Powinieneś odpoczywać, żeby szybciej odzyskać siły. – rzekł i pogłaskał mnie po głowie. Czemu daje mi tyle czułości? Czemu taki jest? To mi nie pomaga. Nie chcę nic do niego czuć, bo wiem, że to nie ma sensu, ale mimo to chcę żeby się mnie nie pozbywał. Żeby Alana nie było, ale to niemożliwe. To chore. Cała moja sytuacja jest chora o mnie nie wspominając. Leżałem sobie cicho pozwalając mu na co tylko chciał, ale on jedynie siedział i na mnie patrzył. To zaczynało być irytujące jednak nic nie mówiłem.
- Jesteś głodny? – spytał w końcu. No tak, to byłoby zbyt piękne jakby siedział cicho. – Wyglądasz okropnie, strasznie schudłeś. – a czyja myśli to wina? Może moja? No nie bardzo. Spojrzałem na niego dziwnie, a on nic sobie z tego nie robiąc po prostu wyszedł. Wrócił po jakimś czasie z talerzem kanapek i zaczął mnie karmić. Biedna ofiara losu czyli ja nawet nie mogłem sam rąk podnosić.
- Już nie mogę. – powiedziałem patrząc z przerażeniem jak łapie za kolejną kanapkę. Jakbym ją zjadł to pewnie niezłe przedstawienie by było.
- I tak dużo zjadłeś, a to dobrze. – powiedział dziwnie jakby nieswoim głosem.
- Co się dzieje z Alanem? Za co go ukarałeś? – najwyżej mi nie odpowie, raczej mnie nie uderzy zważając na mój stan więc mogę trochę powypytywać.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy, nic mu nie jest. Gdyby nie pozwalał sobie na za dużo to bym go nie karał. – fajnie. Dużo się dowiedziałem. Serio, teraz już na pewno wiem za co go skatował.
- Jestem zmęczony. Dobranoc. – zamknąłem oczy chcąc zostać sam. Ziewnąłem do tego o dziwo nie udając. Może rzeczywiście przyda mi się odpoczynek.
- Dobranoc. – pocałował mnie i wyszedł. Nie wiem czemu, ale dzięki temu jakoś łatwiej mi się zasnęło. Może jednak się mnie nie pozbędzie? Może jednak coś dla niego znaczę?

wtorek, 13 sierpnia 2013

10.

- Nie podoba ci się? Mówiłeś, że ten najlepszy. – normalnie musiał to powiedzieć co? Miałem ochotę go zabić, ale nie mogłem się ruszyć i nie przeżyłbym jakbym mu coś zrobił. To głupie.
- Nic przecież nie mówię.
- No właśnie. To mnie niepokoi. Jak możesz nie wypowiedzieć się o tym pyszczku? – spytał podchodząc do przerażonego chłopaka i wystawiając przede mnie jego twarz. Odwróciłem wzrok. Co mu tak zależy na moim zdaniu?
- Dobra, skoro nie chcesz nic powiedzieć, to on oberwie. Po każdym pytaniu na jaki nie odpowiesz dostanie w twarz. – powiedział poirytowany i uderzył po raz pierwszy. Usłyszałem syk bólu i jak coś, a raczej ktoś, bo z pewnością był to Alan upada na podłogę.
- To jak, podoba ci się? – spytał patrząc po mnie wyzywająco.
- Podoba. – nie chcę, żeby go przeze mnie bił. Nawet jeżeli najprawdopodobniej ma mnie zastąpić. Chyba humor mu się poprawił, bo się uśmiechnął.
- Co ci się w nim najbardziej podoba? – czyli jednak nie poprawił. Dalej zamierza grać w tą grę. Ale co mam mu powiedzieć? To, że jest tak do niego podobny? Nie mogę tego powiedzieć. Nie, nie powiem tego. Za nic. Siedziałem cicho jak zaklęty do czasu aż nie usłyszałem kolejnego uderzenia.
- Odpowiedz do cholery! – wydarł się.. Alan? Tak to na pewno był on. Cholera czemu on chce ze mną tak pogrywać? I po co kupił sobie tego bachora skoro go katuje? Nie ma się na kim wyżywać? Helooł tu jestem jak co!
- Oczy! Jego oczy! – krzyknąłem gdy jego pięść leciała w stronę Alana. Momentalnie zatrzymał dłoń i spojrzał po mnie.
- Jednak masz język w gębie? … Grajmy dalej. Co ci się w tych oczach podoba? – kolejne pytanie. Ile ma zamiar tak grać? A co do oczu to są najbardziej podobne do tych pana. Niemal identyczne.
- Mam słabość do ciemnych oczu. – odpowiedziałem zrezygnowany. Cholerny psychol i tak go uderzył. Zacisnąłem pięści na pościeli nie mając co innego zrobić. Gdybym chociaż mógł się ruszyć. Wiem, że i tak nic bym mu nie zrobił, ale przecież nie mogę tak po prostu leżeć i patrzeć jak go katuje.
- Na razie koniec zabawy. Coś jeszcze wymyślę. – powiedział do mnie. – A potem zajmę się tobą jak należy. – dodał kierując te słowa do Alana. Przejechał przy tym językiem po ustach z lubieżnym uśmieszkiem. To może oznaczać tylko jedno.
Zostaliśmy sami. Alan zaczął się powoli zbierać z podłogi, a ja odwróciłem głowę tak, żeby na niego nie patrzeć. Wiedząc, że to przeze mnie wygląda jak wygląda po prostu nie mogłem na niego patrzeć.
- Nie mogłeś od razu odpowiadać? Cieszy cię mój ból? – syknął znajdując się nie wiadomo kiedy nade mną. W jego głosie słychać było złość. No to chyba jakiś żart. Że mnie to niby cieszy? Tak to bym chyba nie odpowiadał nie?
- Pojebało cię? Mogłem równie dobrze siedzieć cicho, a wtedy by cię zakatował. Przyzwyczajaj się do bólu. Tego fizycznego i psychicznego. Pan niszczy ludzi od środka i od zewnątrz jednocześnie. Ty miałeś taryfę ulgową. Ja już pierwszego dnia zostałem brutalnie zgwałcony. W porównaniu do mnie miałeś sielankę. – odpowiedziałem wnerwiony. Nie będzie mi szczyl mówił, że specjalnie pozwoliłem go katować. A w ogóle to co on robi na moim łóżku? – Wypierdalaj z mojego łóżka! Znajdź sobie jakieś miejsce, ale tu na pewno nie zagrzejesz! – wykrzyknąłem. Alan chwilę się zastanowił po czym uśmiechnął i zrzucił mnie z łóżka. Gruchnąłem porządnie, a wszystkie dosłownie rany nie pomijając żeber zapulsowały tępym i mdlącym bólem. Zrobiło mi się słabo. Taki ból na raz to zdecydowanie za dużo jak dla mnie.
- O kurwa. – powiedziałem spazmatycznie łapiąc powietrze. Alan jakby mnie nie było. W ogóle nie zwracając na mnie uwagi uwalił się na łóżku. No pięknie. Nie dość, że sam wybrałem tego pierdolonego dzieciaka, zostanę przez niego zastąpiony, to jeszcze traktuje mnie jak śmiecia. Kij z tym, że tak się właśnie czuję, ale nikt poza Panem nie ma prawa mnie tak traktować. Nie miałem nawet siły, żeby się przekręcić do wygodniejszej pozycji. Byłem niesamowicie zmęczony i obolały. Zasnąłem mając nadzieję chociaż przez chwilę nie czuć bólu.
Obudził mnie czyjś krzyk. Do świadomości zaczęły docierać kolejne dźwięki, które z każdą sekundą były coraz bliżej. Zacisnąłem powieki i po chwili niepewnie otworzyłem. Dotarło do mnie co się dzieje. Pan stał nad Alanem i katował go pasem z metalowym zakończeniem. Raz po raz uderzając zostawił na jego ciele pojedyncze ślady. Alan wił się z bólu płacząc i krzycząc żeby przestał.
- Przepraszam!.. Nie bij już..! – nie mogłem tego słuchać. Znalazłem siły, żeby unieść dłonie do uszu i je zatkać. W tym momencie Pan chyba zauważył, że się obudziłem. Zaprzestał karania chyba Alana za coś i podszedł do mnie. Bojąc się, że też oberwę szybko skuliłem się zadając sobie ból. Czekałem na uderzenie, które jednak nie nastało. Zamiast tego Pan podniósł mnie i trzymając na rękach wyniósł z pokoju zostawiając zrozpaczonego Alana samego.
- Zrobił ci coś? – spytał mnie kładąc na jakimś materacu. Spojrzałem na niego momentalnie z niedowierzaniem na twarzy. On się MNĄ interesuje? Od kiedy?
- Nie.. Jedynie wylądowałem na podłodze.. Bolą mnie żebra. – powiedziałem w końcu. Pan przez chwile się nad czymś zastanawiał, a potem pogłaskał mnie ku mojemu zdziwieniu i wstał.
- Daj mi godzinę. Skończę „rozmawiać” z Alanem i zobaczymy co jest z twoimi żebrami. – powiedział i nie czekając na odpowiedź wyszedł zostawiając mnie samego. 

wtorek, 6 sierpnia 2013

9.

- Kaien obudź się! – usłyszałem krzyk Pana, a zaraz po tym trzask drzwi i w pokoju zrobiło się jasno. To ja mam tu światło? Fajnie. Uchyliłem powieki i zobaczyłem nad sobą pięć zdjęć przedstawiających chłopaków.
- Który ci się podoba? – spytał. Słysząc jego głos doszedłem do wniosku, że jest podekscytowany. Zerknąłem na niego i zauważyłem szeroki uśmiech.
- Żaden. – odparłem z przekonaniem, a ten się naburmuszył.
- No weź, wybierz jednego. Chcę któregoś ściągnąć do pieprzenia. Ciebie teraz nie mogę. – powiedział a mnie coś ukuło w środku. Znudziłem mu się? Już mnie nie chce? Coś bardzo mocno ścisnęło mi żołądek i za nic nie chciało puścić. Spojrzałem na Pana z bólem w oczach, ale on zdawał się tego nie widzieć.
- No to który? – ponowił pytanie, a ja miałem ochotę złapać każde zdjęcie po kolei i podrzeć je w drobny mak.
- Po co pytasz mnie o zdanie? Chcesz, żebym znał swego następcę? – spytałem zamykając oczy. Nie chciałem patrzeć ani na fotografie przed sobą, ani na osobę, która właśnie tak bardzo mnie rani.
- Oh no nie dąsaj się. Wybierz jedno. – cały czas zachęcał puszczając to co mówię mimo uszu. Kolejne ukłucie. Postanowiłem wybrać jedno dla świętego spokoju, a potem cierpieć w samotności, aż w końcu przyjdzie i się mnie pozbędzie, bo to przecież dla niego nie kłopot. On może mieć wszystko, a ja nawet nie mam własnego zdania. Nic nie mam, jedyne co mogę to czekać, aż przyjdzie i albo mnie skatuje, albo zgwałci. Nawet nie mogę się nie zgodzić, bo będzie tylko gorzej.
Uniosłem powieki i zacząłem przyglądać się każdemu zdjęciu po kolei. W końcu po dłuższym czasie uniosłem powoli drżącą rękę i wziąłem jedno zdjęcie przedstawiające lekko umięśnionego bruneta. Był on w pewien sposób podobny do Pana. Będzie im razem dobrze.
- Ten. – powiedziałem podając mu fotografię.
- Nie powinieneś się ruszać, cała ręka trzęsie ci się z tego wysiłku, jeszcze nie masz na tyle sił. – powiedział udając zatroskanie. Żeby on wiedział jak bardzo się myli. Ręka mi drży tylko i wyłącznie dlatego, że skazałem właśnie jakąś osobę na życie takie jak moje. W bólu i cierpieniu. W nieszczęściu i niewolnictwie. W tym pieprzonym więzieniu, gdzie umrze, tak jak ja. Poniżony i zbrukany.
- Dzięki. – usłyszałem trzask drzwi i światło zgasło pozostawiając mnie samego z moim cierpieniem. Na co ja liczyłem? Że ten wyniosły mężczyzna się zakocha.. We mnie? W zabawce do pieprzenia i bicia? Pojedyncza gorąca kropla pełna bólu wypłynęła tworząc ścieżkę na policzku. I po co wyję? Nie powinienem mieć uczuć. To tak boli. Wiedza o tym, że Pan będzie miał nowego niewolnika tak bardzo boli. Nie chcę tego czuć. Myślałem, że jestem i będę jedyny. Wyjątkowy. Że pewnego dnia Pan mnie pokocha. Głupie to wiem, ale to ja. Jestem nienormalny. Kolejna łza, za którą pojawiły się kolejne, a ja pogrążyłem się w całkowitej rozpaczy. Dlaczego musiałem się zakochać? Dlaczego?
- Popierdoliło mnie. Niech już lepiej przyjdzie i mnie zabije skracając męki. – szeptałem w spazmach płaczu. Zacząłem się trząść od natłoku negatywnych emocji. Dopiero teraz do mnie dotarło, że dla niego jestem tylko pierdoloną zabawką, którą jak się znudzi może wyrzucić.
Sam nie wiem kiedy zasnąłem wyczerpany niekończącym się płaczem i zacząłem śnić scenę swej śmierci. Pan patrzył tam na mnie z pogardą, a u jego boku zobaczyłem tego bruneta z parszywie tryumfalnym uśmieszkiem. Zobaczyłem nóż który miarowo nacinał moją skórę odcinając ją płatami. Krew wypływała nie szczędząc w okazywaniu jak jej dużo. Podłoga z każdą chwilą przybierała kolor szmaragdu, a ja leżałem bezwładnie i patrzyłem prosto w te czarne tęczówki. Z ostatnim tchnieniem z mych ust wydostało się tylko jedno słowo. „Przepraszam” tylko to powiedziałem. Nie wiem nawet czemu, Przecież nic nie zrobiłem. Pan patrzył na moje martwe ciało oblizując ostrze, a jego nowy zwierzaczek splunął na mnie i od tak wpił się w jego usta zapominając o moim istnieniu które przed chwilą odeszło.
Otworzyłem gwałtownie oczy i zacząłem łapać powietrze jakbym nie oddychał od wieków. Gdy już upewniłem się, że to był tylko koszmar zacząłem na nowo płakać, ale na moje zdziwienie doszedł do mnie drugi, bardziej cichy szloch. Momentalnie zaprzestałem łkania i starałem się wykryć źródło drugiego dźwięku.
- Kim jesteś? – spytałem lokalizując trzęsącą się kupkę w okolicy biurka. Na moje słowa postać momentalnie zamarła. Dotarło do mnie kim on jest. Szybko go sprowadził. Ciekawe, czy już go wyruchał, czy jednak jeszcze nie, a może zrobi to na moich oczach, żeby pokazać jak dobrze jest mu z kimś innym.
- Podejdź tu, ja nie mogę się ruszyć. – powiedziałem, a po chwili zobaczyłem jak niepewnie podchodzi do łóżka. Gdy już był tak blisko, że mogłem go zauważyć dostrzegłem jego przerażenie na mój widok. Nie dziwię się, że tak zareagował, pewnie zdaje sobie sprawę, że czeka go to samo.
- Jak się nazywasz? – zadałem kolejne pytanie. Może chociaż na to odpowie.
- Alan. – wyszeptał niepewnie wycierając mokre oczy.
- Nie płacz. Jak się tu dostałeś?
- Ja.. Sprzedali mnie. – powiedział załamany, a ja rozszerzyłem oczy. To dlatego było ich pięciu. Wziął go z jakiejś aukcji. Nie odezwałem się już. Nie chciałem nic więcej wiedzieć. Nie teraz. Teraz chcę być sam. Niestety.
- Widzę, że się poznaliście. – dosłyszałem i światło się zapaliło. – Śliczny co? – nic nie odpowiedziałem. Wiedziałem jak bardzo się cieszy ze swojego nowego nabytku. To zabolało, znowu. Teraz tylko czekać, aż ze mną skończy. Tak pozostała tylko kwestia czasu, aż nadejdzie mój czas, bo po co mu ja, gdy ma go. 

wtorek, 30 lipca 2013

8.

Byłem jak szmaciana lalka. Nie reagowałem na nic. Następnego dnia znowu przyszedł.
- Jesteś szmatą, nic nie znaczącą kurwą. Nawet nie zaprzeczasz. Cieszy mnie, że wiesz do czego służysz. Mam nadzieję, że lubisz lekarzy. – mówił wchodząc we mnie gwałtownie. Niestety tym razem nie zemdlałem. Słyszałem każde jego stęknięcie, czułem każde pchnięcie i każde uderzenie.
- Aaaahh.. – stęknął dochodząc. Potem popatrzył na mnie z pogardą i obrzydzeniem. Wyszedł bez słowa. Dopiero wtedy pozwoliłem sobie, aby pojedyncza łza spłynęła po policzku.
Naprawdę jestem pojebany. Nikt nie może się tym ze mną równać, bo tylko mnie ciągnie do mojego oprawcy. Gwałci mnie, poniża, wyzywa, bije, gardzie mną, a mnie do niego ciągnie i sam sobie sprawiam ból mając nadzieję, że się zmieni. Czyż to nie głupie? To najczystszy masochizm.
Tak bardzo boli mnie każde słowo które do mnie mówi, ale jednocześnie biorę je sobie do serca i chyba zaczynam wierzyć. Zaczynam się przyzwyczajać do tego, że nic nie znaczę i jestem tylko do pieprzenia. Nie wolno mi mieć uczuć, ale nic na to nie poradzę.
- Masz ochotę na powtórkę? A może chcesz pobawić się inaczej? – znowu ten jad. Nie chcę tego słyszeć. Nic nie odpowiedziałem. – Języka w gębie nie masz?
- P.. prze..praszam. – wydukałem i pozwoliłem spłynąć kolejnej łzie.
- Jednak masz. Dziś dam ci spokój, ale jutro trochę się pobawimy. – powiedział i wyszedł.
Odetchnąłem ciężko czując ból na piersi. Najwyraźniej mam złamane żebro, bo co innego. Nawet nie starałem się poruszyć, bo zadałbym sobie ból, chociaż to i tak już nic nie zmieni.
Następnego dnia, tak jak powiedział przyszedł do mnie z dużą torbą.
- Gotowy na nowe wrażenia? – zapytał jak zawsze z kamienną miną.
Nic nie odpowiedziałem, wiedziałem, że nie ważne co odpowiem to on zrobi c mu się podoba.
- Dziś pobawimy się trochę inaczej. Co powiesz na Baseball? – spytał, a ja otworzyłem szerzej oczy nie chcąc nawet wiedzieć co Pan dla mnie przygotował. Niestety chyba postanowił mi się pochwalić swoją pomysłowością, bo już po chwili położył koło mnie torbę i po rozpięciu zaczął w niej grzebać. Wyciągnął piłkę i położył obok torby. Chwilę później wyjął też kij i zaczął się mu przyglądać.
- Nada się. – stwierdził i oparł kij o ścianę przy łóżku. – Zaczniemy od przyjemniejszych rzeczy co? – zapytał i wyciągnął kulki analne. Było ich osiem. Każda następna była większa od drugiej. Podszedł do mnie i zaczął wprowadzać zabawkę do mojego odbytu. Do czwartej kulki było okej, ale z piątą i każdą kolejną wydawałem z siebie jęki bólu. Widząc jego zmieniające się spojrzenie doszedłem do wniosku, że podnieca go mój ból. Pieprzony sadysta.
- Aa..ahhh.. Panie.. nie wejdą, boli. – wysapałem przy siódmej. Cały odbyt mnie bolał. Co on chce mi zrobić, że tak mnie rozciąga. Te kulki są większe od jego przyrodzenia.
- Spokojnie, wejdą, a potem coś ci pokażę. – odpowiedział i wepchnął ostatnią, a z moich oczu poleciały pierwsze słone krople.
- Gotowy? – spytał po czym bez ostrzeżenia przycisnął coś na pilociku, a kulki zaczęły powiększać swą objętość.
- Aaah! Panie… Prooo..oszę prze.. przestań. – nie wytrzymałem. Ból był nie do zniesienia. To tak jakby coś rozrywało mnie od wewnątrz. Łzy leciały już bez żadnego oporu. A ja mimo bólu wiłem się i starałem wyprzeć urządzenie na zewnątrz, jednak to nic nie dało.
- Mówisz, że mam przestać, a już ci stoi. Czyżbyś mnie oszukiwał, że jest nieprzyjemnie? – spytał. Nawet nie miałem siły, żeby odpowiedzieć. Ulitował się nade mną i wyłączył urządzenie pozwalając mi odetchnąć. Kulki wróciły do swoich rozmiarów.
- Teraz powinieneś zmieścić niespodziankę. – powiedział i na raz pociągnął za koniec sznureczka wystający z mojego odbytu i tym samym wyciągnął urządzenie. Czułem jakąś dziwną pustkę w sobie, ale to lepsze niż tamten okropny ból.
Złapałem kilka głębszych oddechów i trochę się uspokoiłem, jednak widząc to co Pan trzymał w ręku mój oddech znowu był przerywany.
- Śliczny prawda? – spytał jeżdżąc mi kijem przy nosie. Przełknąłem głośno ślinę i ze strachem wymalowanym na twarzy patrzyłem na poczynania Pana.
- To jak?.. Sprawdzamy, jak fajnie rozpycha co? – znowu ten sadystyczny uśmieszek, a w następnej chwili wielka fala bólu rozchodząca się po moim ciele. Kij który jeszcze przed chwilą latał nad moją twarzą teraz znajdował się szerszą stroną w moim odbycie.
- Aaaa.. kurwaaaa.. Boooliii. – jęczałem płaczliwie. Pan nawet nie zareagował. Zaczął mnie pieprzyć tym cholernym kijem. Nie wiem jakim cudem zacząłem czuć przyjemność z tego co mi robi zaraz po tym jak trafił w prostatę. Zaskowyczałem i zacząłem się sam nabijać na kij.
- No proszę. Jednak ci się podoba. – nic nie odpowiedziałem. Było mi wstyd za siebie. Jakim cudem mogę odczuwać przyjemność?
- Przyspieszyć?
- Taaak… Aaahaaaahhh. – jęczałem coraz bardziej z każdym kolejnym pchnięciem. Nie było mi potrzeba więcej do spełnienia. Już po chwili wytrysnąłem wyginając się w łuk i sprawiając sobie ból w klatce piersiowej. Sperma pobrudziła mi brzuch, ale nie zwróciłem na to uwagi.
- Teraz moja kolej. – powiedział i ułożył mnie tak, że moja głowa zwisała swobodnie z łóżka. Nawet się nie obejrzałem, a już włożył mi penisa do ust i zaczął w nie pieprzyć.
- Hhfffiiieee.. hhaaff. – próbowałem zaprotestować. Nic to nie dało. Dusiłem się. Wbijał się tak głęboko, że sięgał gardła. Było mi niedobrze. Nie próbowałem jednak zamknąć buzi. Wiedziałem że jak go ugryzę, to piekło nigdy się nie skończy.
- O kurwa. – sapnął i odchylił głowę do tyłu. Po jakimś czasie doszedł głęboko w moich ustach i wychodząc złapał za szczękę. Zacząłem się krztusić.
- Połknij. – rozkazał i nie puścił póki nie wykonałem polecenia. – Grzeczny chłopiec. – pogłaskał mnie po głowie i ułożył normalnie na łóżku. – Śpij. Wycierpiałeś swoje, ale już mnie nie denerwuj. – powiedział i wyszedł zabierając ze sobą swoje rzeczy. Nie mogłem uwierzyć. To koniec. Nareszcie.