Zainteresowani

wtorek, 25 czerwca 2013

3.

Ocknąłem się cały obolały na ciele i duszy. Jak pewnie się domyślacie gwałt to nie taka prosta sprawa i zostawia po sobie ślad na psychice. Otóż właśnie leżę na jakimś niewygodnym materacu chcąc umrzeć. Nie będę w stanie żyć z tym co ten bydlak mi zrobił. To jest nie do pomyślenia. Wszystko cały czas mam przed oczami, powróciły też obrazy z czasów kiedy można powiedzieć, że sam się gwałciłem tylko ja bynajmniej najpierw się rozciągałem. Nie ważne.
Usłyszałem jakiś rumor niedaleko. Przerażony skierowałem wzrok na jak się okazało drzwi. Chyba jestem tu sam, ale tak coś podejrzewam, że już niedługo.
Czy ja zawsze muszę mieć rację? Słyszę właśnie coraz wyraźniejsze kroki, widzę jak klamka opada i czuję jak moje przerażone serce zaczyna bić nienaturalnie szybko, a sam zaciskam powieki nie chcąc widzieć swego oprawcy.
- Widzę, że się obudziłeś. Lekcja pomogła ci w zapamiętaniu zasad? - słysząc jego słowa wypowiadane z wywyższeniem cały drżę.
I co mam mu teraz odpowiedzieć? Cisza trwa już zbyt długo. Dalej nie potrafię otworzyć oczu. Obawiam się tego co ujrzę gdy to zrobię.
- Głuchy byłeś? Odpowiedz na pytanie. - rozkazał zniecierpliwiony.
Otworzyłem kilkakrotnie usta nie wiedząc co powiedzieć. Żadne dźwięki nie potrafiły z nich wypłynąć. Chyba znowu go wkurzę. Co tym razem mnie czeka?
- Jak sobie chcesz. - usłyszałem tylko tyle, potem wyczułem jak unoszę się w powietrzu.
Chwila on był tak blisko mnie? Że niby cały czas? Mogłem jednak otworzyć te cholerne oczy.
- P-puść mnie - wychrypiałem starając się wyrwać.
Gdzie on mnie niesie? Ja nie chcę. Proszę niech mnie zostawi, albo zabije i skróci te męki.
- Słucham? Mam rozumieć, że nie zrozumiałeś tego co tak dobitnie ci przekazałem? - usłyszałem i zamarłem, odechciało mi się wyrywania.
- Ja.. Ja przepraszam.. Panie - wyjąkałem napięty jak struna z trudem wypuszczając ostatnie słowo ze ściśniętego gardła.
- Dużo lepiej, tym razem ci odpuszczę, jednak radzę się nie zapominać - jego głos złagodniał.
Uchyliłem w końcu powieki i przypatrywałem się jego kamiennej twarzy. Mimo tego co mi zrobił chciałem móc na niego patrzeć. Coś w nim było takiego, że nie chciało się odwracać wzroku.
- Te nie odpływaj - usłyszałem i momentalnie wróciłem do rzeczywistości.
Spłonąłem rumieńcem zauważając jego przenikliwe spojrzenie utkwione we mnie.
- Zejdziesz sam czy ci pomóc? - na te słowa dosłownie wyskoczyłem z jego ramion.
Będąc już na ziemi rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowaliśmy starając się unikać wzroku swojego pana. Boże jak to brzmi. Mój Pan. Aż mi niedobrze.
Pokój nie różnił się zbytnio od poprzedniego z tym wyjątkiem, że pod jedną ze ścian było coś na pozór prysznica, a na środku pod sufitem wisiały liny, łańcuchy i jeszcze jakieś małe przedmioty.
Aż się boję myśleć po co mnie tu przyniósł.
- Pod ścianę, już - ton jego głosu stężał i już nie przypominał tego sprzed chwili.
Po jaką cholerę mam iść pod ścianę? I pod którą? Spojrzałem jeszcze raz na każdą z nich i coś mi się nie spodobało. Na ścianie najbardziej mi odległej coś wisiało. Nie wiem co to i chyba nie chcę wiedzieć.
- Ja pierdolę, powiedziałem pod ścianę - złapał mnie za włosy i pociągnął do ściany z prysznicem.
No to tym razem go wkurzyłem. Chyba nie lubi być ignorowanym.
Rzucił mnie na ziemię i puścił wodę, a ja pisnąłem. Była lodowata, chciałem uciec od tego zimna jednak mi na to nie pozwolił skutecznie zagradzając drogę. Spojrzałem na niego trzęsąc się z zimna i dostrzegłem sadystyczny uśmiech na jego twarzy.
Patrzcie no, co za dobranie. Ja chyba masochista patrząc po tym co sobie robiłem, a on sadysta. Para idealna. Szczękałem zębami skulony jak tylko mogłem, a woda leciała prosto na mnie. Mój pan chyba się nade mną ulitował ponieważ woda została zakręcona.
- Wstawaj - rozkazał, nie chcąc zdenerwować go bardziej wykonałem polecenie krzywiąc się nieco - Dobra, chodź - dodał i ruszył do ściany, na której jak się okazało wisiały kajdany jak w jakimś lochu.
Zostałem przypięty za ręce przodem do ściany, a tyłem do bruneta. To mi się nie podoba.
- A teraz się zabawimy. - oznajmił i usłyszałem łańcuchy obijane o siebie, chwile potem kazał mi się wypiąć.
- Nie zrobię tego. - powiedziałem od razu.
Zostałem siłą pochylony i uderzony w plecy zapewne pasem. Krzyknąłem rozdzierająco z bólu. Zajebiście, po co ja w ogóle się sprzeczam? I tak postawi na swoim.
- Zmiana planów, zabawa potem, teraz nauczymy cię posłuszeństwa - rzekł i uderzył po raz kolejny z tym wyjątkiem że teraz po udach. Upadłem na kolana krzycząc. Poczułem kolejne uderzenie i tym razem już nie wytrzymałem. Łzy same poleciały, a ja prosiłem, aby przestał. To tak strasznie bolało. Nie życzę tego nikomu.
- Nie masz prawa do sprzeciwu. Zdania kończysz słowem Panie. Wykonujesz polecenia. - mówił po każdym uderzeniu. Nie miałem już siły trzymać się o własnych siłach. Wisiałem bezwładnie trzymany kajdanami. Nie wiem kiedy zakończył, ani wyszedł. Jedyne co czułem to ból. Potem zasnąłem wycieńczony nadal wisząc w powietrzu. 

wtorek, 18 czerwca 2013

2.

- Wstawaj dziwko! - doszło do mnie jakby z oddali. 
Poczułem wszechogarniający ból głowy. Starałem się podnieść powieki do góry jednak z marnym skutkiem. 
- Kurwa wstawaj! - usłyszałem ponownie ten sam głos do którego doszedł ogromny ból brzucha zmuszający mnie do kaszlu i zwinięcia się do postaci embrionalnej.
Oddychając nienaturalnie szybko, powoli rozchyliłem powieki. Spostrzegłem przed sobą jakby rozmazane, dwa pochyłe, ruchome słupy. Zamrugałem kilkakrotnie dzięki czemu obraz znacznie mi się wyostrzył. Owe słupy jak wcześniej myślałem okazały się być nagami. 
- Gdzie... Gdzie ja jestem? - to było jedyne na co było mnie stać. 
Usłyszałem przerażający śmiech najprawdopodobniej osoby przede mną. Nie byłem w stanie jeszcze rozróżniać wszystkiego poprawnie. Uniemożliwiał mi to ostry ból głowy. 
- Domyśl się pięknisiu. - powiedział od niechcenia ziewając
Czy ja jestem aż tak nudny? I jaki pięknisiu? To, że staram się dbać o wygląd i nie jestem jakiś specjalnie napakowany nie oznacza, że jestem pięknisiem. W ogóle o czym ja myślę? Teraz ważne jest to czego ten psychopata ode mnie chce. Postanowiłem go o to zapytać, co udało mi się za drugim razem. 
- Czego ja chcę? Hmmm pomyślmy, czego mogę od ciebie chcieć? Posłuszeństwa, rozrywki, uległości.. - zaczął wymieniać z kpiną w głosie - Przede wszystkim chcę szacunku. Należysz teraz do mnie zrozumiano? - warknął, a jego głos zmienił się na niesamowicie władczy
Moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Jak to należę do niego? Co on się z księżyca urwał? Nie jestem żadnym niewolnikiem. Nie będę go szanował! 
- Chyba cię koleś pojebało. - powiedziałem stanowczo za co zaraz otrzymałem mocnego kopniaka w brzuch. 
No kurwa co to ma być? Nie dość, że każe mi się szanować, to jeszcze mnie katuje? Wolne żarty!
- Od teraz jestem twoim panem zrozumiano?! - nie było to pytanie raczej rozkaz - Masz zwracać się do mnie per Pan, nie pyskować, nie próbować uciec, nie obrażać, nie skarżyć się, nie zadawać pytań bez pozwolenia, słuchać się, nie wybrzydzać i być uległym. - zakończył swą wypowiedź
To aż się prosi o jakieś dogadanie, ale czy powinienem? 
- Masz jakąś kartkę i długopis żebym mógł to zapisać, bo nie spamiętam - powiedziałem jak zawsze nie namyślając się wiele
Mój "pan" chyba stracił kontrolę nad sobą. Jego twarz zrobiła się sztywna jak kamień. Widać było, że zaciskał szczęki. Czyżbym się doigrał? Chyba tak. 
Podszedł do mnie i złapał za moje rude włosy. Oj chyba go zdenerwowałem. Pociągnął za nie mocno do góry na co zareagowałem krzykiem i mimowolnie się podniosłem. Byłem teraz twarzą twarz z mężczyzną, który mnie więzi. Pomimo słabego światła w pomieszczeniu doskonale widziałem jego twarz. Ma brązowe lekko przydługawe włosy, czarne jak noc oczy i piękną twarz teraz niesamowicie wkurwioną. Chyba mi się oberwie. 
W jednej chwili pociągnął mnie w bok i rzucił na jakiś fotel. No to pięknie. To nie koniec jak tak myślę. Bynajmniej moje obecne siedzisko jest wygodniejsze od twardej, mokrej i zimnej podłogi. 
Jednym ruchem zdarł moje ubranie, a ja nie byłem w stanie nawet się poruczyć. Zajebiście. Co on sobie myśli co?! Przecież to nie było tanie!
- Ja pierdolę! Wiesz ile to kosztowało?! - jak zawsze nie myślę
- Ubrania to twój najmniejszy problem suko! - warknął i zaczął przypinać mnie za ręce do podłokietników fotela
Osz cholera. Jaki ja jestem głupi. Rzeczywiście, przecież on właśnie mierzy się do gwałtu. O kurwa, jaki duży. Patrzyłem z przerażeniem na jego twarz gdy ten uśmiechał się do mnie zadowolony chyba z siebie i tego, że w końcu załapałem co chce zrobić i zacząłem się bać. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego do czego doprowadziłem, ale było już za późno. Wszedł we mnie bez przygotowania i zaczął posuwać nie czekając nawet abym się przyzwyczaił do jego rozmiarów. 
Ból był nie do zniesienia. Płakałem, prosiłem, żeby przestał, przepraszałem, ale to nic nie dało. W końcu odeszły mi siły na cokolwiek. Jedyne co dalej świadczyło o tym, że żyję, to łzy nadal obficie wypływające z moich oczu. Nie wiem kiedy zemdlałem. Ostatnie co pamiętam to jego obrzydliwe westchnienie oświadczające, że doszedł. We mnie. I jego słowa odbijające się echem w mojej głowie "Jestem twoim Panem. Pana się szanuje. Za brak szacunku jest kara. Pamiętaj o tym i myśl więcej zanim coś powiesz." 
Potem nie było już nic. Nic poza jego słowami i ciemnością czarną jak jego oczy. 

wtorek, 11 czerwca 2013

1.

Znowu to robię. Mimo wstrętu i bólu jaki odczuwam nie potrafię przestać. Czy kiedyś to się skończy? Sam już nie wiem. Czuję wstręt do samego siebie za to, że jestem tak słaby. Nie potrafię dotrzymać własnej obietnicy którą składam zawsze po tym co sobie robię.
Leżę teraz na łóżku roznegliżowany, obok mnie spoczywa krem, gruba kredka, jakiś większy mazak i latarka. 
Zaczynam od kremu, nabieram trochę na palec po czym zbliżam go do poranionego odbytu. Mimo, że wiem jak to się skończ, brnę w to dalej nie patrząc na konsekwencje. Wiem, że znowu będę krwawił, będzie bolało, ale co z tego? To nic. 
Ostrożnie wkładam nawilżony czubek palca by zaraz zagłębić go dalej. Gdy już w miarę się przyzwyczajam zaczynam nim poruszać. Po jakimś czasie nie daje mi to już przyjemności. 
Sięgam więc po kredkę, robię z nią dokładnie to co z palcem na początku i oczywiście wprowadzam do odbytu. 
Sam nie wiem czemu to robię, po prostu daje mi to swego rodzaju ulgę. Czy jestem masochistą? Część z was pewnie stwierdzi, że tak. Bo jaki chłopak robi sobie takie rzeczy. Pewnie, powiecie, że to nienormalne, że dlaczego latarką, kredką i mazakiem. Wszystko przez to, że nikt ni może o tym wiedzieć. Będą chcieli usilnie mi pomóc czego chyba nie chcę. Pomimo własnych obietnic, nie chcę z tym kończyć. Wiem, że to mnie kaleczy, jednak to nic. To naprawdę nic, póki niszczy to tylko mnie. Tak jest dobrze. 
Nawet nie zauważyłem, kiedy kredka przestała mi wystarczać i złapałem za mazak. Zacząłem czuć to co zwykle. Wstręt, wstyd, ból ten wewnętrzny jak i zewnętrzny oraz upokorzenie. Zdecydowanie jestem masochistą i pewno jestem też chory na podłoży psychicznym, ale co tam. 
W końcu, po jakimś czasie złapałem latarkę rozmiarów nie małego penisa. Nawilżyłem go obficie i zacząłem wprowadzać do rozchylającej się, poranionej poprzednimi razami dziurki. 
Syknąłem głośniej gdy udało się wprowadzić urządzenie do końca. Zostawiłem je na jakiś czas samemu sobie, aby przyzwyczaić się do dyskomfortu jaki obecnie odczuwałem i zająłem się swoim penisem. Byłem już w miarę podniecony, także nie długo zajęło mi doprowadzenie się do odpowiedniego mi stanu. Tak, zdecydowanie jestem popieprzony. 
Wkrótce straciłem panowanie nad tym co robię. Zacząłem gwałtownie poruszać latarką. Jęczałem przy tym jak rasowa dziwka i jak na razie było mi z tym dobrze. Gorzej będzie potem, gdy to się skończy, gdy wrócę do rzeczywistości. 
Poczułem krew wypływającą z mego odbytu z każdym kolejnym ruchem latarki. Nie robiło to jednak na mnie żadnego wrażenia. Jeszcze nie doszedłem, co oznacza, że nie zaprzestanę tylko przez to, że polało się trochę krwi. Wręcz przeciwnie. Usiadłem na łóżku łapiąc stopami za latarkę i zacząłem się na nią nabijać szybciej niż poruszałem nią wcześniej ręką. O tak, to jest to. 
W końcu doszedłem kończąc tym samym ten chory rytuał. Wyjąłem latarkę z poranionej i krwawiącej dziurki i położyłem się na łóżku pozwalając krwi wypływać. Co z tego, że jak nie posprzątam, to ktoś to w końcu zobaczy? Co z tego, że będą awantury i pilnowanie nie mające końca? To nie ważne. Teraz nie mam siły o tym myśleć, jestem zmęczony....
Obudziłem się nie wiem po jakim czasie, dolna partia ciała piekła niemiłosiernie. Dziwne, nikt mnie nie obudził, nikt nie wyzywał, nie płakał nad moją głupotą? Coś tu jest nie tak. 
Ze zbolałą miną i niemałym trudem podniosłem się do pionu i maleńkimi kroczkami udałem się do ubikacji. Tam szybko napuściłem letniej wody, wyuczony już, że lepiej nie wchodzić w takim stanie do gorącej i po wejściu zacząłem zmywać z siebie wszystkie ślady. Bolało strasznie, gdy przemywałem odbyt od wewnątrz, ale muszę. Nie chcę jakiegoś zakażenia. Po wszystkim wyszedłem ostrożnie i wytarłem się dokładnie. Podreptałem do siebie. 

Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz zrobiłem to samemu sobie. Można powiedzieć, że mi przeszło? Nie, to zasługa mojego przyjaciela. Pomógł mi nie pytając o cokolwiek, nie powiedział też nic moim rodzicom, co mnie ucieszyło. Teraz nie jestem już tym szesnastoletnim szczeniakiem. Mam już osiemnaście lat i w miarę normalne życie. Właśnie wracam do domu, gdy nagle nie wiadomo jakim prawem spowija mnie ciemność. Nieustępliwa, nieugięta, przerażająca ciemność. Tracę czucie, nie wiem co się dzieje i co najważniejsze nie wiem co będzie dalej.