Zainteresowani

wtorek, 27 sierpnia 2013

12.

Obudziłem się gwałtownie. Śnił mi się koszmar. Nawet się nad niczym nie zastanawiałem po prostu wychyliłem za łóżko i zacząłem wymiotować. Jak sobie przypomnę co Alan zrobił z Panem na moich oczach to zbiera mi się na płacz. We śmie kazał mi patrzeć jak obdzierał go ze skóry, wyrywał mięsień po mięśniu, organ po organie. To było obrzydliwe. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zjadał wszystko po kolei. Był cały brudny od krwi, którą sam zaczął się smarować. Spoglądał na mnie wtedy z wielkim błogim uśmiechem na twarzy. To było okropne i wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie.
Gdy w końcu torsje mi minęły odetchnąłem głęboko czując ból. Znowu żebra. Opadłem na poduszki i bałem się zamknąć oczy w obawie, że cały koszmar zacznie się pojawiać znowu i znowu. Czemu ja mam tak chore sny?
Nie wiem jak długo leżałem, ale gdy zobaczyłem, że Pan wchodzi do pokoju rozpłakałem się ze szczęścia. Dopiero teraz naprawdę uwierzyłem, że to był sen.
- Co się stało? Coś cię boli? Czemu płaczesz? – spytał zauważając łzy spływające po mojej twarzy. Przysiadł koło mnie, a ja nie zastanawiając się co robię podniosłem się i wtuliłem w niego. Wdychałem głęboko jego zapach do póki nie zacząłem się uspokajać. Cieszyłem się, że Pan mnie nie odtrącił. Jednak zaraz przez głowę przeszła mi myśl, że on po prostu się nade mną lituje. Momentalnie odczepiłem się od niego i opadając na materac zacząłem wycierać twarz.
- Przepraszam. – wyszeptałem. – Nie karz mnie. – dodałem, a Pan spojrzał na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- O czym mówisz? – spytał w końcu.
- No bo.. Ja nie wytrzymałem. – wybełkotałem.
- Eee? – zaiste mądra była jego mina.
- Na dole. – powiedziałem tylko i wskazałem na drugą stronę łóżka. Pan pochylił się nade mną żeby zobaczyć na co pokazuję, a potem roześmiał się. Tak po prostu zaczął się śmiać. Ze mnie?
- Głupol, za co mam cię karać? Przecież to nic złego. – zamurowało mnie kompletnie. On serio nie ma mi tego za złe, czy tylko udaje i zaraz każe mi to sprzątać?
- Ale.. – wyjąkałem jednak mi przerwał.
- Nie ma „ale”. Każdemu mogło się zdarzyć. Chodź. – wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Zaniósł piętro wyżej. Nawet nie zwracałem uwagi na wystrój. Byłem zbyt zawstydzony ukradkowym spoglądaniem na Pana. Wszedł ze mną do jakiegoś dużego pokoju z wielkim łożem.
- Co to za pokój? – domyślałem się, ale wolałem się upewnić.
- Mój pokój. Nie będę cię trzymać w tamtym. Tu dojdziesz do siebie. Więcej pokoi z łóżkami nie mam. – odparł potwierdzając tym samym moje przypuszczenia. Rozejrzałem się ciekawsko dookoła i uznałem, że ma gust. Całe pomieszczenie utrzymane było w jasnych kolorach. Beżowe ściany idealnie komponowały się z kremowym dywanem i zasłonkami tego samego koloru. Mały jasno-brązowy stolik mniej więcej na środku koło którego stały dwa białe fotele i mała kanapa. Ja za to obecnie leżałem na wściekle czerwonej pościeli.
- Zostań tu, muszę załatwić kilka spraw. Możesz skorzystać z ubikacji. – wskazał na drzwi, które dopiero teraz zauważyłem. – Nie przemęczaj się. – dokończył i wyszedł.
Leżałem sobie na wygodnym materacu i rozmyślałem. Po co Pan mnie tu przytachał? Równie dobrze mógł mnie tam zostawić. Co za problem sprzątnąć wymiociny? Ehh czasami go nie rozumiem. Na dodatek jeszcze pozwala mi korzystać z ubikacji? Nie uderzył on się dziś czasem? Coś z nim jest nie tak. Tylko co?
- Skoro pozwolił to głupotą by było nie skorzystać. – powiedziałem sam do siebie i powoli się podniosłem. Na chwiejących się nogach doszedłem do drzwi łazienkowych. Otworzyłem je i powitał mnie przyjemny jasnoniebieski kolor oraz wielka mogąca pomieścić spokojnie z dziesięć osób wanna. Podszedłem do niej i odkręciłem kurek napuszczając wody. W między czasie zacząłem się rozbierać. Odwinąłem także bandaż elastyczny. Spojrzałem do lustra i się przeraziłem, wyglądałem strasznie.
Zakręciłem kurek i powoli zacząłem się wsuwać do wody. Już prawie siedziałem, gdy zauważyłem na jednej z półek płyn do kąpieli. Wycofałem się i sięgnąłem do lawendowy płyn. Zaraz po odkręceniu uniósł się przyjemny zapach. Gdy wlałem trochę do wody stał się tylko jeszcze bardziej intensywny. Odłożyłem pojemnik i na powrót zacząłem wchodzić do wody.
- Ach jak przyjemnie. – westchnąłem i postanowiłem trochę tak posiedzieć. Pierwszy raz od naprawdę dawna czułem się w pełni rozluźniony. Nawet nie wiem kiedy moje powieki zrobiły się strasznie ciężkie i całkowicie odleciałem.
Obudziłem się w łóżku przykryty dokładnie i na powrót obwiązany bandażem elastycznym, dziwne. Dałbym sobie rękę uciąć, że tu nie zasypiałem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu nieprzytomnym wzrokiem dopiero po chwili zauważając wpatrzonego we mnie Pana ze zmarszczonymi brwiami. Jego mina nie wróżyła nic, a nic dobrego. Czyli mam przesrane. 

wtorek, 20 sierpnia 2013

11.

Pan tak jak powiedział przyszedł po godzinie już spokojny. Był z nim jakiś koleś. Całkiem miły. Stwierdził, że mam złamane dwa żebra. Nie no po prostu geniusz. A ja sam o tym nie wiedziałem. Głupi by się domyślił, serio. Zwłaszcza, że najmniejszy ruch czy dotyk bolał zajebiście. Także gratulacje, że do tego doszedł, serio trzeba być ekspertem. Jakby mnie ręce nie nawalały, to bym mu nawet zaklaskał.
Nie no po prostu super. Nie ma to jak być ciasno obwiązanym bandażem elastycznym. Teraz mimo, że mniej boli to ruszyć się całkowicie nie mogę. Dziwne, że ten cały doktorek nic nie powiedział widząc inne rany. Nie możliwe, żeby ich nie zauważył.
- Jak się czujesz? – Pan wyrósł przy mnie jak spod ziemi. Nawet nie wiem kiedy zostaliśmy sami w pomieszczeniu. Muszę przestać myśleć.
- Lepiej. Co z Alanem? – nadal się o niego martwię, przecież zrzucenie z łóżka nie jest przestępstwem, o ile za to mu się oberwało.
- Interesuje cię on? A może ci się spodobał? – zaczął wypytywać. Jak mu mogło coś takiego wpaść do głowy? Za nic w świecie bym się nim nie zainteresował.
- Nie! – krzyknąłem i zaraz zamilkłem. Pan przez chwile miał jakby zdezorientowany wyraz twarzy, jednak to była tylko sekunda.
- I po co się unosić? Odpoczywaj teraz. Alanem się nie przejmuj. – po tych słowach wstał i wyszedł. Nie no pewnie. Bardzo mnie tym pocieszył i uspokoił. Mam się nim nie przejmować. Chociaż może rzeczywiście nie warto? Sam już nie wiem. Zrezygnowany znowu zacząłem myśleć. Tym razem moją głowę zaprzątała myśl po co wzywał do mnie lekarza i chciał pomóc mi doprowadzić się do porządku skoro i tak się mnie pozbędzie, bo raczej nie zostawi mając Alana i nie wypuści na wolność w obawie, że komuś powiem co robi. Nawet jeśli nie znam jego imienia, to wiem jak wygląda. Są przecież te całe portrety pamięciowe i takie duperele, ale przecież bym go nie wydał. Prędzej bym ze sobą skończył.
- Spałeś coś? – i znowu prawie padłem na zawał. Czy on musi mnie tak straszyć?
- Nie, cały czas myślałem. Ile czasu byłem sam? – nie wiem czy wolno mi pytać, ale zaryzykowałem.
- Z pięć godzin, już wieczór. – odpowiedział i przysiadł na skraju łóżka. Popatrzył po mnie po czym sięgnął na ziemię i podniósł z niej miskę z wodą i ręcznikiem. Zaczął delikatnie przecierać moją twarz i odsłonięte kawałki skóry, a głupi ja oczywiście zacząłem palić buraka, bo jakże by inaczej.
- Powinieneś odpoczywać, żeby szybciej odzyskać siły. – rzekł i pogłaskał mnie po głowie. Czemu daje mi tyle czułości? Czemu taki jest? To mi nie pomaga. Nie chcę nic do niego czuć, bo wiem, że to nie ma sensu, ale mimo to chcę żeby się mnie nie pozbywał. Żeby Alana nie było, ale to niemożliwe. To chore. Cała moja sytuacja jest chora o mnie nie wspominając. Leżałem sobie cicho pozwalając mu na co tylko chciał, ale on jedynie siedział i na mnie patrzył. To zaczynało być irytujące jednak nic nie mówiłem.
- Jesteś głodny? – spytał w końcu. No tak, to byłoby zbyt piękne jakby siedział cicho. – Wyglądasz okropnie, strasznie schudłeś. – a czyja myśli to wina? Może moja? No nie bardzo. Spojrzałem na niego dziwnie, a on nic sobie z tego nie robiąc po prostu wyszedł. Wrócił po jakimś czasie z talerzem kanapek i zaczął mnie karmić. Biedna ofiara losu czyli ja nawet nie mogłem sam rąk podnosić.
- Już nie mogę. – powiedziałem patrząc z przerażeniem jak łapie za kolejną kanapkę. Jakbym ją zjadł to pewnie niezłe przedstawienie by było.
- I tak dużo zjadłeś, a to dobrze. – powiedział dziwnie jakby nieswoim głosem.
- Co się dzieje z Alanem? Za co go ukarałeś? – najwyżej mi nie odpowie, raczej mnie nie uderzy zważając na mój stan więc mogę trochę powypytywać.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy, nic mu nie jest. Gdyby nie pozwalał sobie na za dużo to bym go nie karał. – fajnie. Dużo się dowiedziałem. Serio, teraz już na pewno wiem za co go skatował.
- Jestem zmęczony. Dobranoc. – zamknąłem oczy chcąc zostać sam. Ziewnąłem do tego o dziwo nie udając. Może rzeczywiście przyda mi się odpoczynek.
- Dobranoc. – pocałował mnie i wyszedł. Nie wiem czemu, ale dzięki temu jakoś łatwiej mi się zasnęło. Może jednak się mnie nie pozbędzie? Może jednak coś dla niego znaczę?

wtorek, 13 sierpnia 2013

10.

- Nie podoba ci się? Mówiłeś, że ten najlepszy. – normalnie musiał to powiedzieć co? Miałem ochotę go zabić, ale nie mogłem się ruszyć i nie przeżyłbym jakbym mu coś zrobił. To głupie.
- Nic przecież nie mówię.
- No właśnie. To mnie niepokoi. Jak możesz nie wypowiedzieć się o tym pyszczku? – spytał podchodząc do przerażonego chłopaka i wystawiając przede mnie jego twarz. Odwróciłem wzrok. Co mu tak zależy na moim zdaniu?
- Dobra, skoro nie chcesz nic powiedzieć, to on oberwie. Po każdym pytaniu na jaki nie odpowiesz dostanie w twarz. – powiedział poirytowany i uderzył po raz pierwszy. Usłyszałem syk bólu i jak coś, a raczej ktoś, bo z pewnością był to Alan upada na podłogę.
- To jak, podoba ci się? – spytał patrząc po mnie wyzywająco.
- Podoba. – nie chcę, żeby go przeze mnie bił. Nawet jeżeli najprawdopodobniej ma mnie zastąpić. Chyba humor mu się poprawił, bo się uśmiechnął.
- Co ci się w nim najbardziej podoba? – czyli jednak nie poprawił. Dalej zamierza grać w tą grę. Ale co mam mu powiedzieć? To, że jest tak do niego podobny? Nie mogę tego powiedzieć. Nie, nie powiem tego. Za nic. Siedziałem cicho jak zaklęty do czasu aż nie usłyszałem kolejnego uderzenia.
- Odpowiedz do cholery! – wydarł się.. Alan? Tak to na pewno był on. Cholera czemu on chce ze mną tak pogrywać? I po co kupił sobie tego bachora skoro go katuje? Nie ma się na kim wyżywać? Helooł tu jestem jak co!
- Oczy! Jego oczy! – krzyknąłem gdy jego pięść leciała w stronę Alana. Momentalnie zatrzymał dłoń i spojrzał po mnie.
- Jednak masz język w gębie? … Grajmy dalej. Co ci się w tych oczach podoba? – kolejne pytanie. Ile ma zamiar tak grać? A co do oczu to są najbardziej podobne do tych pana. Niemal identyczne.
- Mam słabość do ciemnych oczu. – odpowiedziałem zrezygnowany. Cholerny psychol i tak go uderzył. Zacisnąłem pięści na pościeli nie mając co innego zrobić. Gdybym chociaż mógł się ruszyć. Wiem, że i tak nic bym mu nie zrobił, ale przecież nie mogę tak po prostu leżeć i patrzeć jak go katuje.
- Na razie koniec zabawy. Coś jeszcze wymyślę. – powiedział do mnie. – A potem zajmę się tobą jak należy. – dodał kierując te słowa do Alana. Przejechał przy tym językiem po ustach z lubieżnym uśmieszkiem. To może oznaczać tylko jedno.
Zostaliśmy sami. Alan zaczął się powoli zbierać z podłogi, a ja odwróciłem głowę tak, żeby na niego nie patrzeć. Wiedząc, że to przeze mnie wygląda jak wygląda po prostu nie mogłem na niego patrzeć.
- Nie mogłeś od razu odpowiadać? Cieszy cię mój ból? – syknął znajdując się nie wiadomo kiedy nade mną. W jego głosie słychać było złość. No to chyba jakiś żart. Że mnie to niby cieszy? Tak to bym chyba nie odpowiadał nie?
- Pojebało cię? Mogłem równie dobrze siedzieć cicho, a wtedy by cię zakatował. Przyzwyczajaj się do bólu. Tego fizycznego i psychicznego. Pan niszczy ludzi od środka i od zewnątrz jednocześnie. Ty miałeś taryfę ulgową. Ja już pierwszego dnia zostałem brutalnie zgwałcony. W porównaniu do mnie miałeś sielankę. – odpowiedziałem wnerwiony. Nie będzie mi szczyl mówił, że specjalnie pozwoliłem go katować. A w ogóle to co on robi na moim łóżku? – Wypierdalaj z mojego łóżka! Znajdź sobie jakieś miejsce, ale tu na pewno nie zagrzejesz! – wykrzyknąłem. Alan chwilę się zastanowił po czym uśmiechnął i zrzucił mnie z łóżka. Gruchnąłem porządnie, a wszystkie dosłownie rany nie pomijając żeber zapulsowały tępym i mdlącym bólem. Zrobiło mi się słabo. Taki ból na raz to zdecydowanie za dużo jak dla mnie.
- O kurwa. – powiedziałem spazmatycznie łapiąc powietrze. Alan jakby mnie nie było. W ogóle nie zwracając na mnie uwagi uwalił się na łóżku. No pięknie. Nie dość, że sam wybrałem tego pierdolonego dzieciaka, zostanę przez niego zastąpiony, to jeszcze traktuje mnie jak śmiecia. Kij z tym, że tak się właśnie czuję, ale nikt poza Panem nie ma prawa mnie tak traktować. Nie miałem nawet siły, żeby się przekręcić do wygodniejszej pozycji. Byłem niesamowicie zmęczony i obolały. Zasnąłem mając nadzieję chociaż przez chwilę nie czuć bólu.
Obudził mnie czyjś krzyk. Do świadomości zaczęły docierać kolejne dźwięki, które z każdą sekundą były coraz bliżej. Zacisnąłem powieki i po chwili niepewnie otworzyłem. Dotarło do mnie co się dzieje. Pan stał nad Alanem i katował go pasem z metalowym zakończeniem. Raz po raz uderzając zostawił na jego ciele pojedyncze ślady. Alan wił się z bólu płacząc i krzycząc żeby przestał.
- Przepraszam!.. Nie bij już..! – nie mogłem tego słuchać. Znalazłem siły, żeby unieść dłonie do uszu i je zatkać. W tym momencie Pan chyba zauważył, że się obudziłem. Zaprzestał karania chyba Alana za coś i podszedł do mnie. Bojąc się, że też oberwę szybko skuliłem się zadając sobie ból. Czekałem na uderzenie, które jednak nie nastało. Zamiast tego Pan podniósł mnie i trzymając na rękach wyniósł z pokoju zostawiając zrozpaczonego Alana samego.
- Zrobił ci coś? – spytał mnie kładąc na jakimś materacu. Spojrzałem na niego momentalnie z niedowierzaniem na twarzy. On się MNĄ interesuje? Od kiedy?
- Nie.. Jedynie wylądowałem na podłodze.. Bolą mnie żebra. – powiedziałem w końcu. Pan przez chwile się nad czymś zastanawiał, a potem pogłaskał mnie ku mojemu zdziwieniu i wstał.
- Daj mi godzinę. Skończę „rozmawiać” z Alanem i zobaczymy co jest z twoimi żebrami. – powiedział i nie czekając na odpowiedź wyszedł zostawiając mnie samego. 

wtorek, 6 sierpnia 2013

9.

- Kaien obudź się! – usłyszałem krzyk Pana, a zaraz po tym trzask drzwi i w pokoju zrobiło się jasno. To ja mam tu światło? Fajnie. Uchyliłem powieki i zobaczyłem nad sobą pięć zdjęć przedstawiających chłopaków.
- Który ci się podoba? – spytał. Słysząc jego głos doszedłem do wniosku, że jest podekscytowany. Zerknąłem na niego i zauważyłem szeroki uśmiech.
- Żaden. – odparłem z przekonaniem, a ten się naburmuszył.
- No weź, wybierz jednego. Chcę któregoś ściągnąć do pieprzenia. Ciebie teraz nie mogę. – powiedział a mnie coś ukuło w środku. Znudziłem mu się? Już mnie nie chce? Coś bardzo mocno ścisnęło mi żołądek i za nic nie chciało puścić. Spojrzałem na Pana z bólem w oczach, ale on zdawał się tego nie widzieć.
- No to który? – ponowił pytanie, a ja miałem ochotę złapać każde zdjęcie po kolei i podrzeć je w drobny mak.
- Po co pytasz mnie o zdanie? Chcesz, żebym znał swego następcę? – spytałem zamykając oczy. Nie chciałem patrzeć ani na fotografie przed sobą, ani na osobę, która właśnie tak bardzo mnie rani.
- Oh no nie dąsaj się. Wybierz jedno. – cały czas zachęcał puszczając to co mówię mimo uszu. Kolejne ukłucie. Postanowiłem wybrać jedno dla świętego spokoju, a potem cierpieć w samotności, aż w końcu przyjdzie i się mnie pozbędzie, bo to przecież dla niego nie kłopot. On może mieć wszystko, a ja nawet nie mam własnego zdania. Nic nie mam, jedyne co mogę to czekać, aż przyjdzie i albo mnie skatuje, albo zgwałci. Nawet nie mogę się nie zgodzić, bo będzie tylko gorzej.
Uniosłem powieki i zacząłem przyglądać się każdemu zdjęciu po kolei. W końcu po dłuższym czasie uniosłem powoli drżącą rękę i wziąłem jedno zdjęcie przedstawiające lekko umięśnionego bruneta. Był on w pewien sposób podobny do Pana. Będzie im razem dobrze.
- Ten. – powiedziałem podając mu fotografię.
- Nie powinieneś się ruszać, cała ręka trzęsie ci się z tego wysiłku, jeszcze nie masz na tyle sił. – powiedział udając zatroskanie. Żeby on wiedział jak bardzo się myli. Ręka mi drży tylko i wyłącznie dlatego, że skazałem właśnie jakąś osobę na życie takie jak moje. W bólu i cierpieniu. W nieszczęściu i niewolnictwie. W tym pieprzonym więzieniu, gdzie umrze, tak jak ja. Poniżony i zbrukany.
- Dzięki. – usłyszałem trzask drzwi i światło zgasło pozostawiając mnie samego z moim cierpieniem. Na co ja liczyłem? Że ten wyniosły mężczyzna się zakocha.. We mnie? W zabawce do pieprzenia i bicia? Pojedyncza gorąca kropla pełna bólu wypłynęła tworząc ścieżkę na policzku. I po co wyję? Nie powinienem mieć uczuć. To tak boli. Wiedza o tym, że Pan będzie miał nowego niewolnika tak bardzo boli. Nie chcę tego czuć. Myślałem, że jestem i będę jedyny. Wyjątkowy. Że pewnego dnia Pan mnie pokocha. Głupie to wiem, ale to ja. Jestem nienormalny. Kolejna łza, za którą pojawiły się kolejne, a ja pogrążyłem się w całkowitej rozpaczy. Dlaczego musiałem się zakochać? Dlaczego?
- Popierdoliło mnie. Niech już lepiej przyjdzie i mnie zabije skracając męki. – szeptałem w spazmach płaczu. Zacząłem się trząść od natłoku negatywnych emocji. Dopiero teraz do mnie dotarło, że dla niego jestem tylko pierdoloną zabawką, którą jak się znudzi może wyrzucić.
Sam nie wiem kiedy zasnąłem wyczerpany niekończącym się płaczem i zacząłem śnić scenę swej śmierci. Pan patrzył tam na mnie z pogardą, a u jego boku zobaczyłem tego bruneta z parszywie tryumfalnym uśmieszkiem. Zobaczyłem nóż który miarowo nacinał moją skórę odcinając ją płatami. Krew wypływała nie szczędząc w okazywaniu jak jej dużo. Podłoga z każdą chwilą przybierała kolor szmaragdu, a ja leżałem bezwładnie i patrzyłem prosto w te czarne tęczówki. Z ostatnim tchnieniem z mych ust wydostało się tylko jedno słowo. „Przepraszam” tylko to powiedziałem. Nie wiem nawet czemu, Przecież nic nie zrobiłem. Pan patrzył na moje martwe ciało oblizując ostrze, a jego nowy zwierzaczek splunął na mnie i od tak wpił się w jego usta zapominając o moim istnieniu które przed chwilą odeszło.
Otworzyłem gwałtownie oczy i zacząłem łapać powietrze jakbym nie oddychał od wieków. Gdy już upewniłem się, że to był tylko koszmar zacząłem na nowo płakać, ale na moje zdziwienie doszedł do mnie drugi, bardziej cichy szloch. Momentalnie zaprzestałem łkania i starałem się wykryć źródło drugiego dźwięku.
- Kim jesteś? – spytałem lokalizując trzęsącą się kupkę w okolicy biurka. Na moje słowa postać momentalnie zamarła. Dotarło do mnie kim on jest. Szybko go sprowadził. Ciekawe, czy już go wyruchał, czy jednak jeszcze nie, a może zrobi to na moich oczach, żeby pokazać jak dobrze jest mu z kimś innym.
- Podejdź tu, ja nie mogę się ruszyć. – powiedziałem, a po chwili zobaczyłem jak niepewnie podchodzi do łóżka. Gdy już był tak blisko, że mogłem go zauważyć dostrzegłem jego przerażenie na mój widok. Nie dziwię się, że tak zareagował, pewnie zdaje sobie sprawę, że czeka go to samo.
- Jak się nazywasz? – zadałem kolejne pytanie. Może chociaż na to odpowie.
- Alan. – wyszeptał niepewnie wycierając mokre oczy.
- Nie płacz. Jak się tu dostałeś?
- Ja.. Sprzedali mnie. – powiedział załamany, a ja rozszerzyłem oczy. To dlatego było ich pięciu. Wziął go z jakiejś aukcji. Nie odezwałem się już. Nie chciałem nic więcej wiedzieć. Nie teraz. Teraz chcę być sam. Niestety.
- Widzę, że się poznaliście. – dosłyszałem i światło się zapaliło. – Śliczny co? – nic nie odpowiedziałem. Wiedziałem jak bardzo się cieszy ze swojego nowego nabytku. To zabolało, znowu. Teraz tylko czekać, aż ze mną skończy. Tak pozostała tylko kwestia czasu, aż nadejdzie mój czas, bo po co mu ja, gdy ma go.