Zainteresowani

wtorek, 19 listopada 2013

24. END

To już ostatni post na tym blogu. Dziękuję wszystkim czytającym. Zarówno tym komentującym jak i tym tajniakom. Chciałabym prosić, żeby wszyscy co to przeczytają skomentowali chociaż głupim "przeczytałam/em" Jest to dla mnie ważne, bo chcę zobaczyć ile osób czytało to opowiadanie. Chciałabym też się dowiedzieć jak wam się podobało i co byście w nim zmienili. Ogólnie chodzi mi o waszą opinię.



Minął miesiąc. Przez cały ten czas skupiałem się na kończeniu swoich spraw. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, do których wrócę później. Co robiłem przez cały miesiąc? Kończyłem swoją opowieść, która pochłonęła sporą część czasu, malowałem, dużo rozmawiałem z Alexem. Jeżeli można nazwać to przyjaźnią to zaprzyjaźniłem się z gosposią. Od czasu do czasu denerwowałem Daniela tak dla wyładowania. Żeby się zrelaksować dokonywałem samogwałtów wyobrażając sobie, że to wszystko robi Alex. Trochę też czytałem. Podsumowując spełniałem się jak tylko mogłem. Wszystko dlatego, że zakończyłem przygotowania do mojego genialnego planu. Oczywiście już po wszystkim, ale opowiem jak najlepiej potrafię.  No to zacznę od dzisiejszego poranka.
Wstałem sobie w zajebistym humorze. Specjalnie wczoraj się niczym nie zgwałciłem, żeby być dziś w pełni sprawnym. Nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek bóle. Ubrałem się na biało, bo tak najbardziej mi pasowało. Kolory potem pięknie się komponowały. Zjadłem pożywne śniadanko, bo jak można pracować na pusty żołądek. Gosposię odesłałem do domu. Nie będzie już potrzebna. Osobiście zamknąłem za nią drzwi i zacząłem bal. Rozprostowałem palce i z wielkim uśmiechem ruszyłem w głąb domu. Panowała uspokajająca cisza. Wprawiała mnie ona w stan ekstazy. Powoli jakby z ociąganiem ruszyłem do kuchni. Stanąłem przy jednej z szuflad i powolutku ją wysunąłem. Aż oczy zaczęły mi błyszczeć, gdy ujrzałem zawartość. Właśnie tego było mi potrzeba. Wziąłem w dłonie pierwszy z noży po czym zważyłem go w dłoniach. Idealny, tylko jeszcze zobaczyć ostrość. Bez żadnego skrzywienia przejechałem ostrzem po palcu. Widząc stróżkę krwi uśmiechnąłem się do siebie i położyłem go na blat oblizując palec. To samo zrobiłem z kolejnymi trzema. Więcej nie było mi potrzeba. Pozostałe złapałem i wyrzuciłem przez okno. To samo zrobiłem z pozostałymi ostrymi narzędziami. Nie chcę niespodzianek. Ruszyłem dalej. Jeden nóż miałem przy sobie, a pozostałe trzy pochowałem starannie w domu. Nigdy nic nie wiadomo.
- Gdzie teraz? – zapytałem sam siebie. – A tak, trzeba pozamykać zbędne pomieszczenia. – odpowiedziałem po chwili zastanowienia. Udałem się do salonu, gdzie w barku na samym końcu ukryty był pęk kluczy. Podrzuciłem nim kilkakrotnie idąc w stronę piwnicy, którą porządnie zamknąłem. To samo zrobiłem ze spiżarką, kilkoma składzikami i pokojami, które mi się dziś nie przydadzą. Jak dobrze, że Daniel ma dziś sporo roboty. Zawsze wtedy nie wychodzi ze swojego gabinetu do nocy. Jak mi przykro, że za niedługo mimowolnie go opuści. Fajnie jest też wiedzieć, że klucze, które miałem w dłoniach były jedynymi. Gdy zakończyłem przygotowania klucze do zamkniętych pomieszczeń, które wcześniej poodpinałem od reszty przypadkowo wpadły mi po pisuaru, a ja całkiem przypadkiem spuściłem wodę. No cóż, szkoda. Mówi się trudno. Zostało ostatnie co musiałem zrobić przed rozpoczęciem.
Wszedłem do sypialni Daniela. Tak jak podejrzewałem była pusta. Czyli tak jak powinien siedzi w gabinecie pogrążony w pracy. Podszedłem do stolika nocnego. Jak ja kocham ułatwianie roboty. Otworzyłem ją po czym wyjąłem zbędne rzeczy. Potem uśmiechając się do siebie ruszyłem do zdjęcia Alana stojącego na komodzie. Jeszcze tak przewidywalnego człowieka nie widziałem nigdy. Jakiś może tydzień temu się o tym dowiedziałem jak postanowiłem trochę poszpiegować. Otworzyłem ramkę i wyjąłem mały złoty kluczyk. Pasowa idealnie do ukrytej w szufladzie skrytki. Otworzyłem ją i wziąłem leżącą tam broń oraz tłumik. Następnie zamknąłem skrytkę i odłożyłem wszystko na swoje miejsce. Ramkę złożyłem na nowo, a kluczyk schowałem do kieszeni.
Już czas na finał. Zamknąłem jeszcze tylko główne drzwi wejściowe i pozasłaniałem zasłony. W ciemnościach wszystko jest zabawniejsze, a jako, że kocham chodzić po tym domu gdy jest ciemno wiem jak poruszać się po nim bezszelestnie. Pozbyłem się wadzących mi kluczy i odbyłem już ostatnią przechadzkę przed główną atrakcją. Bezpieczniki. To był mój ostatni cel. Odciąłem prąd i szczerze wszystko co się dało. Na sam koniec dla pewności, że tego nie pozałącza uszkodziłem całą instalację. Teraz tylko czekać na efekty moich ciężkich przygotowań.
- Kaien! – nie musiałem długo czekać na jego nawoływania. To będzie piękne. Słyszałem każdy jego krok stojąc w jednym z najciemniejszych kątów. Szedł pewnym siebie krokiem. – Kaien, kurwa w co ty się znowu bawisz?! Dlaczego okna są zasłonięte?! – wydarł się całkiem blisko mnie. Aż się oblizałem. Podszedł do jednego z okien co mi się nie spodobało.
- Zostaw. – powiedziałem gdy już przy nim stał. – Tak nie będzie zabawy. – dodałem i ruszyłem zmieniając swoją pozycję. Kurwa przydałby się noktowizor, ale chuj i tak dobrze go widzę.
- W co ty grasz? – zapytał obracając się w stronę miejsca, które jeszcze chwilę temu zajmowałem. Co za debil. Nie żal mi takiego człowieka. Wyrządzę ludzkości przysługę.
- Ja? – zapytałem. Zdziwił się słysząc mnie z innego miejsca. Widziałem jak zdezorientowany obraca się dookoła. Gdy stanął spokojnie kontynuowałem. – To będzie interesująca gra. Zobaczysz, że i tobie się spodoba. – szeptałem zaraz potem znowu zmieniając położenie. Zaszedłem go od tyłu i delikatnie przejechałem ostrzem po jego skórze. Podskoczył zaskoczony i chciał mnie złapać, jednak był zbyt wolny. Gdy on starał się wypatrzeć mnie w ciemnościach ja ruszyłem do jego gabinetu. Jedyne miejsce, w którym mnie dziś nie było. Chwilę mu zajmie zorientowanie się, że mnie tam nie ma, a potem, że bezpieczniki są do dupy.
Zacząłem przeszukiwać jago biurko. Szukałem tego jednego urządzenia tak bardzo mi teraz potrzebnego. Bez niego nie będzie mowy o dalszej zabawie. Już traciłem nadzieję, gdy w oczy rzucił mi się mały pilocik leżący na dnie jednej z szuflad. Uratowany. Teraz mogę się bawić. Złapałem go w dłonie i wyszedłem zamykając gabinet. Kluczyk wsunąłem do drugiej kieszeni, a sam wróciłem do salonu.
- Jak ci się podoba zabawa? – spytałem siadając na podłodze. Natychmiastowo obrócił się w moją stronę.
- Przestań się kurwa wygłupiać. – warknął rozbawiając mnie tylko. Jak go łatwo doprowadzić do szału. – Przez twoje chore gierki straciłem kilka godzin ciężkiej pracy. – powiedział i znowu ruszył do okna. Złapał za zasłony i rozciągnął je na boki wpuszczając do środka światło.
- Mówiłem, żebyś tego nie robił. Nie słuchasz mnie Danielu. – powiedziałem kręcąc głową. Daniel obrócił się do mnie przodem, a ja pomachałem mu pilocikiem po czym kliknąłem na jeden z przycisków. W jednej chwili dało się słyszeć coś jakby ktoś spuszczał wielkie żelazne żaluzje, a w drugiej chwili okna od strony zewnętrznej zaczęły być zasłaniane przez stalowe płyty. Korzystając z jego zaskoczenia zerwałem się z miejsca i skryłem w jednym z korytarzy. Już po chwili było trzy razy ciemniej jak kilka minut temu. Mogłem kroczyć po całym domu z pełną swobodą. Wróciłem do salonu.
- Tak będzie lepiej, nie uważasz? – zapytałem. – Uwielbiam nowoczesne technologie ochronne. Nic się przez nie nieprzedostanie, żaden dźwięk, czy nawet najmniejsza wiązka światła. – dodałem.
- Kompletnie ci odbiło? Co ty wyprawiasz? – zapytał wkurzony. Nie odpowiedziałem. Podszedłem za to do niego na odległość wyciągniętej ręki i machnąłem nożem raniąc go przelotnie. Zaraz potem odskoczyłem na bok i osunąłem się pod ścianę.
- Kurwa! Co ty robisz? Przez ciebie krwawię. – był w szoku.
- Jak to co? Bawię się. – roześmiałem się głośno. – To dopiero początek tego co zaplanowałem. Długo się do tego przygotowywałem. Przewidziałem wszystko. To będzie przyjemna gra. – zakończyłem po czym zniknąłem w jednym z korytarzy. Daniel jak podejrzewałem ruszył zaraz za mną wściekły na całego. Rozbawił nie tym niesamowicie. W pewnym momencie przystanąłem i kucnąłem. Nie było mowy, żeby mnie zobaczył skulonego przy ścianie. Nie miał jak, gdy nic nie widział. Gdy do uszu zaczął mi dochodzić jego coraz głośniejszy oddech nie miałem wątpliwości, że się zbliża. Wyciągnąłem wtedy rękę z nożem i czekałem na rezultaty.
- Aaaa ja pierdolę! – krzyknął mijając mnie. Idealnie się wpasował przejeżdżając dość porządnie po połowie ostrza. Ja tylko zachichotałem i już mnie nie było. Na powrót ruszyłem do salonu. To tu odegra się akcja. Miałem ten plus, że na nogach miałem skarpety co wyciszało moje kroki. Mówiłem, że się przygotowałem.
- Daniel ile mam na ciebie czekać? – zapytałem dość głośno zwracając na siebie uwagę. – Przez ciebie zabawa staje się nudna. – dodałem niby smuto. Zdziwiło mnie, że przez dłuższy czas się nie pokazał. Ale już po chwili uświadomiłem sobie co robił, a raczej próbował zrobić. – To na nic. Wszystko jest pozamykane, a przecież sam mi niedawno wspominałeś, że drzwi w tym domu są niesamowicie mocne i mogę nimi trzaskać do woli jeżeli ma mi to pomóc. Pomogło. Dowiedziałem, się, że od tak sobie ich nie wyważysz. – powiedziałem z dziką satysfakcją.
- Ty pojebany szczylu! Niech ja cię tylko dorwę! Zajebię cię jak psa! – wrzeszczał w napływie złości, albo może raczej furii. Nieważne.
- To mnie złap. – powiedziałem wyciągając broń. Wcześniej zorientowałem się, że mam trzy naboje. I jeden załadowany. – Powodzenia. – wymierzyłem nie za wysoko czekając na jego przybycie. – Boli cię coś? Słyszę twoje cierpienie. – mruknąłem skupiony po chwili ciągnąc za spust.
- Ja pierdole! Masz moją broń? Skąd?! – chyba nie trafiłem. No cóż, do trzech razy sztuka.
- Robiłem mały obchód i jakoś sama mi się nawinęła. – rzekłem wzruszając beztrosko ramionami. Musiałem znowu zmienić miejsce. Szczerze to i tak mnie nie zobaczy tak jak ja nie widzę go. Niestety na jego nieszczęście, ja mam tu większe szanse. Przecież przeżyłem u Alexa. Miałem tam takie warunki, że to by było rajem. Rozsiadłem się dokładnie na środku pomieszczenia na stole. Nasłuchiwałem uważnie każdego szmeru lokalizując dzięki temu Daniela. Oddałem drugi strzał. Tym razem trafny, bo padł na ziemię z krzykiem.
- No popatrz. Jednak mam cela, a już wątpiłem. – powiedziałem dumny. Nie było sensu już się bawić i tak za dużo bym nie zrobił. Po prostu do niego podszedłem. – Liczyłem na dłuższą zabawę. – rozżaliłem się. – Rusz dupę, bo inaczej zginiesz. – warknąłem przystawiając mu lufę do skroni. Debil wstał posłusznie, jeszcze nie wiedział, że będzie żałował. Zaprowadziłem go do gabinetu. Otworzyłem drzwi i wepchnąłem go do środka.
- Wyciągaj czeki. – powiedziałem tonem pewnym siebie i nie znoszącym sprzeciwu. Zrobił to o co poprosiłem. – A teraz wypisz czek na kucharkę. Ma być przyzwoity.
- Jak niby mam to zrobić, bez światła? – zapytał
- Na pewno masz gdzieś tu swój telefon. Za dużo nim nie zrobisz, ale światła będzie ci starczyć. – odparłem znudzony. Dwie minuty później otrzymałem czek na sporą kwotę. – Bardzo dobrze. Teraz chodź.
W salonie miałem przygotowane pocięte prześcieradła. Związałem go porządnie i posadziłem na stole.
- Wybacz, że tak na ślepo. – powiedziałem, po czym jednym cięciem pozbawiłem go genitaliów. Wydarł się niesamowicie, ale to mnie nie zatrzymało. Zacząłem nacinać go dosłownie wszędzie, a każde kolejne cięcie było głębsze od drugiego. Po chwili byłem pewny, że już nie da rady mi nic zrobić. Rozwiązałem go i zacząłem końcowy etap. Mianowicie ćwiartowanie. Dobre dwie godziny się męczyłem z krojeniem i drobnieniem go. Ale w końcu skończyłem. Ujebałem się przy tym niesamowicie plamiąc całkowicie biały ubiór. Zmęczenie było drugą sprawą. Wstałem wycierając pot i krew z twarzy. Szkoda, że nie ma psów, miałyby ucztę.
Mając czyste dłonie ruszyłem do gabinetu po czek. Schowałem go chwilę później w laptopie. Dopisałem resztę historii i schowałem go do miejsca, gdzie tylko Pani Dorota zajrzy. Miałem pewność, że to przeczyta. Hasło zna. Sam je jej podałem kilka dni temu.
Kończąc historię. Swoje życie zakończyłem w sypialni. Zginąłem jak Alex. Strzeliłem sobie w serce. 




Kilka słów wyjaśnienia. Kaien miał głęboko.. kim jest Daniel i czym się zajmuje. On żył tylko dla zemsty za Alexa. Tylko na tym mu zależało, żeby nie było komentarzy typu "a gdzie wyjaśnienia.." itp :)

wtorek, 12 listopada 2013

23.

- Ty.. - nic więcej nie powiedział. Po prostu patrzył na obraz. Po jakimś czasie dopiero otrząsnął się z tego szoku. Nie zdążyłem wtedy za dużo dostrzec, bo tak mocno oberwałem, że zatoczyłem się do tyłu upuszczając anty ramę.
- Czyli się nie podoba? – jeszcze go podpuszczałem. Niech się wyżyję, a mi to różnicy nie zrobi, może będę miał farta i mnie zakatuje.
- Ty pojebany dzieciaku. To ja tu chcę dla ciebie jak najlepiej. Dbam o ciebie, popuszczam ci, wydaję na ciebie pieniądze, a ty mi się tak odwdzięczasz? – mówił w furii. Doskoczył do mnie i powalił na podłogę. W następnej chwili okładał mnie pięściami. Nie miałem ochoty nawet go odpychać. Niech uderza. Mnie to nie robi różnicy. I tak już długo tu nie zabawię.
Z każdym kolejnym uderzeniem czułem jak po twarzy cieknie mi krew. Ja jednak dalej leżałem niewzruszony patrząc prosto w jego oczy. To jedna z rzeczy jakich nauczyłem się u Alexa. Wyłączyć się na zadawany ból i patrzeć prosto w oczy oprawcy.
Czułem wszystko, rozciętą wargę, łuk brwiowy, kości policzkowe, nos. Wszystko pulsowało tępym bólem, ale co to dla mnie. Przecież jestem pierdolonym masochistą. Dziwne, że jeszcze mi nie stanął.
Z sił opadł po niedługim czasie. Chyba otrząsnął się też z tego co go opętało, bo patrzył na mnie teraz z niedowierzaniem na twarzy. Niech się dobrze przyjrzy. To jego własne dzieło. Może być z siebie dumny.
Zrzuciłem go z siebie jednym ruchem po czym wstałem.
- Trzeba było powiedzieć, że się nie podoba, a nie tak reagować. – powiedziałem czując tą jebaną satysfakcję z doprowadzenia go do takiego stanu po czym opuściłem jego gabinet. Wróciłem do siebie, usiadłem na łóżku, złapałem poduszkę i dokładnie odcisnąłem na niej swoją zakrwawioną twarz.
- Całkiem ładne. – szepnąłem do siebie przyglądając się temu i odłożyłem ją na bok. Opadłem na pościel i zacząłem zastanawiać się co jeszcze mógłbym zrobić, żeby mu się narazić. Ciężko będzie przebić prezent przeprosinowy, ale się postaram. Po jakiejś godzinie bezczynnego leżenia w końcu postanowiłem umyć twarz. Dopiero wtedy udałem się do kuchni coś zjeść.
- Matko boska Kaien co ci się stało? – ta miła kucharka zaczęła panikować jak tylko mnie zobaczyła. – Co ci się stało?.. To puchnie, poczekaj dam ci lodu. – krzątała się jak opętana.  
- Nic mi nie jest. Proszę sobie mną głowy nie zaprzątać tylko powiedzieć czemu pani nie było. – tryb uprzejmy włączony.
- jakie nic mi nie jest. Przecież widzę. Masz. – podała mi woreczek i kazała przyłożyć do policzka. – Chyba nie powinnam ci mówić.
- No tak, ma pani całkowitą rację, bo tu jest tyle osób, z którymi ja rozmawiam i zaraz wszyscy będą wiedzieć o pani wszystko. – zaśmiałem się, a ona wraz ze mną, jednak zaraz spoważniała.
- To delikatna sprawa. Dowiedziałam się, że moja wnuczka jest poważnie chora. Muszę pomóc w zbieraniu na operację, która nie jest tania. – powiedziała. Trochę mi się jej żal zrobiło, bo szkoda jak tak miłą osobę spotyka nieszczęście.
- Przykro mi. – nigdy nie wiem co powiedzieć jak ktoś się smuci. Czemu tak mam?
- Niepotrzebnie. Przyłożę się do pracy, wezmę na siebie dodatkowe obowiązki i jakoś to będzie. – powiedziała i nagle coś nią drgnęło. – Pewnie przyszedłeś, żeby coś zjeść, a ja ci tu głowę zawracam swoimi sprawami. Przepraszam, zaraz ci coś przygotuję. Daj ten lód, bo się roztopił. Poczekaj dam ci kolejny. – zmieniła temat. Jedna z najszybszych dróg ucieczki. Nie będę naciskał.
Zjadłem już w totalnej ciszy dziękując a następnie znowu wróciłem do siebie. Nie mam za bardzo co robić. Z obitym ryjem nie będę ludzi straszyć. Obecne zajęcia są strasznie nudne. Jedyne co na pewno muszę zrobić to skończyć pisać swoją historię. To jest na razie najważniejsze. 

wtorek, 5 listopada 2013

22.

Wannę opuściłem, gdy woda stała się zimna. Moja skóra była cała czerwona, ale trudno się dziwić. Sam to sobie zrobiłem. Nawet nie okrywałem się ręcznikiem. po prostu wyszedłem tak jak mnie stworzono. Był wieczór, więc nawet nie opłacało mi się ubierać. Nie było też tej fajnej kucharki, dlatego nie pójdę na kolację. Uwaliłem się na czystej już pościeli i złapałem laptopa. Zacząłem dalej pisać swoją historię. Nie ma to jak zabijać nudy.
Czas szybko zleciał mi do czwartej nad ranem. Nawet bym tej godziny nie sprawdził, gdyby nie zaczęło burczeć mi w brzuchu.
- Już raczej nikogo nie będzie. - powiedziałem do siebie i klapnąłem laptopa.
Tak jak się spodziewałem w całym domu było ciemno. Pewnie wszyscy spali. Na oślep ruszyłem do kuchni, a gdy tylko się tam znalazłem pierwszym moim celem była lodówka. Otworzyłem drzwiczki i przez dłuższy czas zastanawiałem się co by tu zjeść. W końcu zdecydowałem się na ciasto. Wyjąłem całość i ukroiłem z niej większy kawałek. Było przepyszne i niesamowicie syte. Ledwo skończyłem ten jeden, a już byłem pełen. Resztę odłożyłem na miejsce i biorąc ze sobą butelkę wody ruszyłem do sypialni.
Wstałem przed południem. Jakoś tak dziwnie tryskałem energią. Będę mógł ją dobrze wykorzystać.
- Najpierw coś zjem, a potem biorę się do pracy. - powiedziałem do siebie.
Za malowanie złapałem się tak mniej więcej w południe. Tym razem dokładnie wiedziałem co chcę namalować. Ten obrazek wyrył się głęboko w mojej pamięci i wyobraźni. Zużyję na niego co prawda większość czerwonych barw, ale efekt będzie tego wart.
- Kaien.. co robisz? - usłyszałem za sobą. Momentalnie całym sobą zasłoniłem szkic. Jak tak dalej pójdzie to ten pajac rozjebie mi całą niespodziankę.
- Nic takiego. - odpowiedziałem chowając płótno pomiędzy innymi.
- Chciałem z tobą porozmawiać na temat ostatniego zajścia. - no to teraz się zacznie. Uwaga bo to będzie niesamowicie interesujące jak zacznie ściągać brwi w skupieniu i zastanawiać się co powiedzieć i jak dobrać słowa.
- No więc.. - hah dokładnie jak przewidziałem. - Możesz mi wyjaśnić.. Dlaczego TO sobie zrobiłeś? - zapytał w końcu. Ehh i znowu mam mu tłumaczyć? Czy on jest aż tak nie kumaty?
- Mówiłem już. Musiałem się wyżyć. - powiedziałem wstając. Przeszedłem na drugą stronę pokoju i rozsiadłem się na parapecie.
- Nie było innego sposobu?
- Był. Zawsze mogłem dostać szału i rozjebać połowę domu. Uwierz mi jestem do tego zdolny. - odparłem spokojnie.
- Może porozmawiasz na ten temat z...
- Nie będę gadać z tą pizdą. - przerwałem mu. - Już raz to powiedziałem i nie będę się powtarzać. Ze mną wszystko w porządku. Radzę sobie. Funkcjonuję normalnie. Ubóstwiam Alexa. - wskazałem portret. - I ogólnie mam się świetnie. - zakończyłem.
- Nie uważasz, że to dziwne? - zapytał.
- Chyba nie rozumiem. Mówisz o tym, że trzymasz mnie tu i traktujesz jak Alana? Tak, to dziwne.
- Nie o to mi chodzi. Mówię o tym, że narysowałeś kogoś kto nie żyje i wpatrujesz się w niego jak ciele w namalowane wrota. - teraz to mnie wkurwił. Chciałem być miły. Nawet nie sypałem sarkazmami. Ale on musiał to zjebać wspominając o tym.
- Wypierdalaj. - szepnąłem powstrzymując się jak tylko umiałem.
- Słucham? - chyba go zaskoczyłem.
- Głuchy jesteś? Spieprzaj. Koniec rozmowy. Chcę być sam. - syczałem każde słowo. Na szczęście chyba wyczuł moją zmianę nastroju, bo wycofał się bez słowa.
Ja za to wkurwiony ze zdwojonym zapałem wróciłem do sztalugi i obiecałem sobie od niej nie odchodzić dopóki nie skończę.
Jak sobie obiecałem tak też zrobiłem. Malowałem prawie dobę, ale w końcu skończyłem. Jako, że gdy skończyłem był wieczór postanowiłem schować porządnie swoje dzieło, zjeść coś ogarnąć się i pójść spać. 'Prezent' wręczę mu jutro.
Następnego dnia wyskoczyłem z łóżka chcąc jak najszybciej zobaczyć minę Daniela. To będzie coś. Nawet się nie ubierałem. Złapałem tylko za antyramę. Oprawiłem obraz i ruszyłem z nim do gabinetu Daniela.
Zapukałem spokojnie do drzwi i poczekałem na zaproszenie. Gdy tylko je usłyszałem nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka.
- Pukasz? - uniósł brwi zdziwiony. No tak, normalnie nie pukam, ale czy to takie dziwne?
- Tak, chciałem przeprosić za swoje zachowanie i dlatego namalowałem to dla ciebie. - powiedziałem z niewinnym uśmieszkiem i obróciłem w jego stronę obraz. Na płótnie był Alan jak żywy, albo i nie, bo namalowałem go dokładnie tak jak wyglądał gdy zobaczyłem go u Alexa nieżywego i wypatroszonego bez jednego oka. Otoczony był ogromną kałużą krwi wymieszaną z wnętrznościami.
- Aż tak ci się podoba? - zapytałem widząc furię na twarzy Daniela. Czyli mi się udało. Jestem z siebie tak cholernie dumny. Jego twarz była piękna. Taka wykrzywiona w bólu, nienawiści i żądzy mordu. - Wiem, że trochę mi się nie udało ukazać tego tak jak na prawdę wyglądał, ale nie miałem zbyt dużo czasu na przyglądanie się. Zbyt szybko mnie stamtąd zabrałeś. - powiedziałem. Oczywiście było to kłamstwem. Mam pamięć fotograficzną do rzeczy, które mogę namalować. Muszę przyznać, że to było moje mistrzostwo.

wtorek, 29 października 2013

21.

Obudziłem się w zajebistym humorze. Dlaczego? Chociażby dlatego, że gdy tylko otworzyłem oczy ujrzałem Alexa. Niestety był to tylko mój rysunek, ale lepsze to niż nic. Potem niestety zaczęła się rutyna. Znowu wstałem, ogarnąłem się i poszedłem na śniadanie. Niestety nie było tej fajnej kucharki. Zjadłem w ciszy zastanawiając się co mógłbym, robić. Nie miałem za dużo opcji do wykorzystania. Malowanie, pisanie, nic nie robienie, spanie, siedzenie w ogrodzie i telewizja. Same nudy. Jedynym co mogło mi coś "przekazać" była telewizja. Nudna perspektywa, ale zawsze to coś.
Uwaliłem się na kanapie z wielkim pucharkiem lodów. Złapałem za pilot i włączyłem to ustrojstwo. Przez chyba pół godziny skakałem z programu na program. Tu przyrodniczy, tam o gotowaniu, jeszcze gdzie indziej jakieś wynalazki. Miałem już wyłączać, gdy jedno zdanie zatrzymało mój palec w drodze do odpowiedniego guzika.
- Odkryto, że pożar w willi syna ministra obrony Alexandra Kotowskiego nie miał nic wspólnego z jego śmiercią. Został on zamordowany jakiś czas przed wybuchem pożaru. Otrzymał strzał w głowę. Na razie niestety nic więcej na ten temat nie wiadomo, jednak nasi informatorzy robią co mogą, abyście byli na bieżąco. - zakończyła.
- Więc był synem ministra obrony. - wyszeptałem do siebie.
- Nie ważne kim był. Ważne, że już go nie ma i nie będzie krzywdził ludzi. - usłyszałem za sobą głos Daniela. Obróciłem się powoli w jego stronę.
- Wiesz, że w końcu dowiedzą, się, że to ty go zabiłeś? - zapytałem z krzywym uśmiechem. Na pewno do tego dojdą.
- Niekoniecznie. Jestem człowiekiem tak wysoko postawionym, że nic mi nie grozi. Wystarczy porozmawiać z odpowiednimi ludźmi i wypisać kilka czeków. - odpowiedział całkowicie pewny siebie - Zresztą nawet jeżeli ktoś wie, że to ja to i tak nic z tym nie zrobi. Nikt nie chce mi podpaść. - dodał po chwili.
- To kim tu do chuja jesteś haaa?! - wydarłem się. Nie mogę uwierzyć, że zabójstwo Alexa ujdzie mu płazem. Jeżeli tak się stanie to sam się nim zajmę.
- Dowiesz się w swoim czasie Kaienie. - odparł na odchodne po czym wyszedł z salonu zostawiając mnie wkurwionego na całego. Mam ochotę co najmniej coś rozjebać. Hmmm pomyślmy jakby rozładować emocje, które mną władają. - Mam. - warknąłem. Ruszyłem do ubikacji skąd wziąłem przepychacz do ubikacji. Praktyczny, ale można z nim robić więcej rzeczy niż tylko przepychanie kibla.
Uwaliłem się z rozłożonymi szeroko nogami na łóżku i nawet nie myśląc wepchnąłem sobie koniec rączki do odbytu. Syknąłem głośno nie wydając z siebie jednak żadnych innych dźwięków Wiedziałem, że znowu sam siebie okaleczam, i zadaję ból, ale miałem to gdzieś. Nawet nie czekałem na to, aż się przyzwyczaję do rozpychania. Zacząłem chaotycznie wbijać w siebie gumę coraz mocniej i głębiej. Wiedziałem, że znowu będę krwawił. O to mi chodziło. Przed oczami pojawił mi się Alex. Rżnął mnie tak jak chciałem. Gryzł mnie w każdym miejscu jakie sobie wymarzyłem i znęcał się nade mną tak jak tylko on potrafi. Po jakimś czasie oczy zaszły mi mgłą. Wystrzeliłem jęcząc i sapiąc potężnie. Byłem niesamowicie zmęczony. Podziałało. Tak jak myślałem, wszystkie emocje odeszły. Byłem teraz zmęczony. Alexa nigdzie nie było. Wiedziałem, że jeszcze wróci. Jestem tego pewien. Zasnąłem.
- Kaien coś ty sobie zrobił?! - krzyk. To pierwsze co dotarło do mojej świadomości. Uchyliłem zaspane powieki. Byłem strasznie obolały. - Co ci odbiło? - Daniel był przerażony. O co mu chodzi? Spać już nie można?
- Eeee? - wiem, inteligentne to było niesamowicie, ale tylko tyle mogłem powiedzieć. W następnej chwili poczułem jak coś zaczęło rozrywać mi odbyt. Daniel pochylał się nade mną i... Więc o to chodzi. Zapomniałem wyjąć to cholerstwo zanim zasnąłem.
- Zaboli. - powiedział i bez ostrzeżenia pociągnął za przepychacz.
- KURWAAA!!! - wydarłem się tak głośno, że sam się zdziwiłem. Zajebiście bolało. Uniosłem głowę i zobaczyłem niespotykany widok. Daniel stał wpatrując się z szokiem wypisanym na twarzy w przepychać, który jeszcze przed chwilą znajdował się w moim odbycie. Teraz był oblepiony skrzepami krwi. Dużo tego było. Uniosłem się wyżej sycząc z niewyobrażalnego bólu i nie zwracając na niego uwagi zacząłem przyglądać się poplamionej pościeli. Przesadziłem. Większość upaprana była we krwi. Mojej krwi. No to ładnie się porobiło.
- Dlaczego? - zapytał w końcu słabym głosem. Wzruszyłem ramionami.
- Musiałem odreagować. - odparłem beznamiętnie i zadając sobie dodatkowy ból wstałem przechodząc do ubikacji. Nalałem sobie gorącej wody do wanny. Wiedziałem, że mi nie pomoże, ale nawet tego nie chciałem. Znowu czułem się jakbym był u Alexa. Znowu brudny. Jak śmieć. Jestem pojebany. Nikt nie jest takim świrem jak ja.
- Odreagować? Ty to nazywasz odreagowaniem? - w końcu się pojawił. Już myślałem, że dłużej mu zajmie otrząśnięcie się z szoku.
- Tak. - powiedziałem krótko wchodząc do wrzątku. Nie ma to jak poparzona skóra. Pieprzony masochista ze mnie. Już nawet się nie krzywiłem. - Miałem przyjść do ciebie i powiedzieć, żebyś mnie zgwałcił? - zapytałem z drwiną. - Miałem ci kazać drapać mnie do krwi po całym ciele jak ja to sobie robiłem? - pytałem dalej. - Jeszcze pewnie miałbym o to prosić co? Błagać, żebyś traktował mnie jak gówno... Wyjdź. Chcę się wykąpać w spokoju. - nie ruszył się. Stał dalej w wejściu jak ten debil i gapił się nieprzytomnym wzrokiem na jedną ze ścian. - Powiedziałem wyjdź. - ostrzejszy i głośniejszy ton sprawił, że otrząsnął się z tego chwilowego zawieszenia i zostawił mnie samego. W końcu.
Z podziwem przyglądałem się każdej ranie jaką sobie zadałem. Przed sobą znowu ujrzałem Alexa. Uśmiechał się.
- Podobało się? - zapytał.
- Tak Panie. - odpowiedziałem rozmarzony stawiając sobie przed oczami scenę z jego gwałtu na mnie.

wtorek, 22 października 2013

20.

Czekałem do rana, a gdy tylko się obudziłem wyskoczyłem z łóżka umyłem się i ubrałem. To tak dziwnie brzmi.. tak normalnie, jakby nie było porwania i Alexa, jedynie Alan na pewno musiał być prawdziwy. To tłumaczy czemu tu jestem. Nieważne, potem się nad tym będę zastanawiał. 
Wyszedłem z sypialni i z dziwnie dobrym humorem ruszyłem do kuchni. Przywitał mnie tam uśmiech kucharki ze wczoraj, nie mogłem go nie odwzajemnić, dlatego tez rozciągnąłem usta w lekkim uśmiechu i poprosiłem o śniadanie. Co dostałem było mi szczerze obojętne. Zjadłem szybko i zamieniłem kilka zdań z kobieta. Potem przeprosiłem i udałem się do gabinetu Daniela. Trochę już się orientuje w tym domu co wcale mnie nie cieszy. 
Niestety nie zastałem go. A szkoda. No nic poczekam, a na razie złapię się za coś co potrafi odciągnąć mnie od rzeczywistości na długie godziny. Malowanie. 
- Nie przywieziono może sztalug? - zapytałem uprzejmie (jak to brzmi) jednej ze służących. 
- Czekają w salonie. - odpowiedziała po czym odeszła. Ja za to ruszyłem do salonu, gdzie tak jak się dowiedziałem stały dwie piękne sztalugi i mnóstwo potrzebnych mi do malowania rzeczy. Az się uśmiechnąłem. Złapałem na raz za wszystko i udałem się do sypialni. Tam poprzestawiałem kilka rzeczy otrzymując pusty kąt. Następnie porozkładałem w tamtym miejscu sztalugi. Przysunąłem sobie stolik na którym porozkładałem twarde i miękkie ołówki, farby, pastele, mazaki, a nawet węgiel. Wysilił się koleś. 
Zasiadłem przed pustą kartka i myślałem, ze się załamię. Co mogę namalować? Nic nie przychodziło mi do głowy. Po dłuższej chwili chodzenia w kolko zasiadłem na parapecie i zamknąłem oczy. Pod powiekami jak na zawołanie ukazała mi się twarz Alexa. Jak zawsze nie wyrażała emocji. Była zimna i oschła. Taka ja zapamiętałem. Nie tracąc czasu zasiadłem z powrotem przed kartka łapiąc za ołówek i zacząłem szkicować. Następnie w ruch poszły różne grubości ołówków nadając odpowiednie rysy. Na sam koniec wycieniowałem całość i teraz przypatrywałem się obliczu Alexa. Az westchnąłem przypominając sobie jak patrzył nie raz na mnie tym wzrokiem czasem tylko jego ciemne jak noc oczy wyrażały inne emocje. Niestety wtedy nie zwracałem na nie uwagi. A szkoda. 
Z tego transu wyrwało mnie burczenie w brzuchu. Spojrzałem w stronę okna i aż otworzyłem szerzej oczy. Słońce właśnie zachodziło, a pamiętam, że jak zaczynałem było rano. Tak długo go rysowałem? Az mi się wierzyć nie chce. 
Ostrożnie odłożyłem rysunek na stół i wyszedłem kierując się do kuchni. Najpierw jedzenie, potem sprawa z laptopem. 
- Nie było cie na obiedzie. - usłyszałem na wstępie głos kucharki. 
- Rysowałem, nawet nie zauważyłem, że już wieczór. - przyznałem szczerze. Ta kobieta sprawiała, że mięknąłem w jednej chwili. Nie umiałem być na nią zły, rzucać w jej stronę ironiami ani sarkazmami. Dlaczego? 
- Skończyłeś? - spytała zaciekawiona. 
- Tak. Potem mogę Pani pokazać. - zmierzcie mi ktoś temperaturę, ja okazuje szacunek. Umieram?
- Ja mam nadzieje, ze go zobaczę, a teraz już siadaj i jedz. - powiedziała z uśmiechem podstawiając mi górę naleśników pod nos. Nawet jakbym się upierał, to nie umiałbym odmówić. Ten zapach był boski. Zasiadłem szybko i złapałem się za pałaszowanie czując się na powrót jak dziecko. Nawet się nie obejrzałem, a talerz już był pusty. poklepałem się po brzuchu i oblizałem usta. To się nazywa mistrzowska kolacja. 
- Daniel jest w domu? - zapytałem myjąc ręce z syropu klonowego.
- Wrócił jakiś czas temu. Siedzi u siebie w gabinecie. Kazał nie przeszkadzać. - powiedziała zmywając. No cóż, ja mu przerwę. Mam w dupie co teraz robi. Ja mam swoje potrzeby!
- Ja już pójdę. - powiedziałem na odchodne do kucharki i dziarskim krokiem ruszyłem do gabinetu Daniela. Nawet nie pukając wkroczyłem do środka. 
- A.. to znaczy Kaien. Potrzebujesz czegoś? - czemu mi się wydaje, że chciał powiedzieć Alan? 
- Owszem. Mogę dostać laptopa? Na własność. - przeszedłem od razu do rzeczy. Daniel spojrzał na mnie trochę zaskoczony. 
- Po co ci? - zapytał. 
- Do niczego niecnego. - odparłem znudzony. - Nawet nie potrzebuje internetu. Po prostu chce mieć w nim trochę prywatności. Tak żebym tylko ja miał do niego dostęp. - wytłumaczyłem oczekując reakcji. 
- Naturalnie. Trzeba było tak od razu. - powiedział bez zastanowienia. - Zajmę się tym jutro z samego rana. Do południa będzie czekał w salonie. - dodał, a ja tylko skinąłem głowa i wyszedłem. 
No. To sprawa załatwiona. Tak jak powiedział laptop czekał na mnie w salonie. Oryginalnie zapakowany i nietknięty. Po prostu żyć nie umierać.. Do czasu oczywiście. 
Sypialnia stała się moim głównym azylem i centrum dowodzenia w jednym. Tu czułem się najbezpieczniej. 
Od razu złapałem się za instalowanie systemu i całej reszty potrzebnych rzeczy. Po dwóch i pół godziny juz zakładałem hasło. Ucieszony otworzyłem edytor tekstowy i zacząłem pisać. 
Zacząłem od porwania opowiadając cala swoja historie. Oczywiście nie skończyłem. Nie opisałem chyba nawet trzech dni, gdy połapałem się, ze juz dawno czas na obiad. Chyba muszę zacząć planować sobie czas. 
- Co robisz? - zapytałem Daniela. Tak dokładnie postanowiłem być miły. Zdziwiło go to nie powiem, ale zaraz się uśmiechnął.
- Pracuje, mam teraz wyjątkowy nawal. Laptop dostarczony? 
- Tak, już go ogarnąłem. 
- Malowałeś coś? 
- Trochę. - chyba mu się nie spodoba mój portret. 
- Mogę zobaczyć. - wzruszyłem tylko ramionami za to Daniel podniósł się z fotela. Oj dziadu idziesz tam na własną odpowiedzialność. Weszliśmy do mojego pokoju, a ja złapałem za rysunek. No to chwila prawdy. 
Tak jak podejrzewałem. Daniel wkurwił się i to bardzo. Zaczął się wydzierać, że nie chce widzieć jego podobizny i jak mam to rysować to lepiej żebym w ogóle tego nie robił. Jednym słowem niczym mnie nie zaskoczył. Wysłuchałem spokojnie jego.. zdania? Na ten temat po czym zlewając to całkowicie zasiadłem na kanapie. Gdy tylko zostałem sam oprawiłem moje dzieło w antyramę i postawiłem w najbardziej widocznym miejscu w całym pokoju. Potem uśmiechnąłem się i w końcu poszedłem spać.

wtorek, 15 października 2013

19.

Powoli upływały kolejne dni. Każdy był taki sam. Codziennie nie jadłem, od czasu do czasu coś wypiłem i tradycyjnie wysłuchiwałem tego co ma do powiedzenia ojciec Alana. Ogólnie to znikałem w oczach. Pewnego razu idąc do ubikacji po prostu zasłabłem. Obudziłem się wtedy w łóżku z kroplówką i wenflonem. Byłem niesamowicie wkurwiony. Wyrwałem to chujstwo, a krew trysnęła na ścianę za mną. potem już tylko powoli się sączyła. Oczywiście potem drugi i trzeci raz wkuwano mi to cholerstwo. Przez to co mi wpychano do jedzenia przybrałem na wadze, a w mojej głowie powstał piękny plan. Chciałem spaść tak nisko jak jeszcze nikt. To było moim jedynym celem.
- Twoja waga jest już w porządku. Myślę, że możemy pozwolić ci samodzielnie jeść. - powiedział koleś w kitlu i zaczął pozbywać się kroplówki jak i wenflonu. Ucieszyłem się nie powiem, ale na zewnątrz nie dałem nic po sobie poznać. Gdy tylko zostałem sam wstałem i udałem się pod prysznic. Ogarnięty już ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy i udałem się do kuchni. Zjadłem, żeby sprawiać wrażenie normalnego i zacząłem zwiedzać dom. Szybko znalazłem się w ogrodzie. Dowiedziałem się, gdzie obecnie jestem i z kim mam do czynienia. Okazało się, że tata Alana mieszka w wielkiej wili i na pewno jest szanowanym jak i znanym człowiekiem.
- Al.. To znaczy Kaien jak się czujesz? - poprawił się szybko.
- Dobrze.. przepraszam, że doprowadziłem się do takiego stanu i przysporzyłem panu zmartwień. - tak muszę udawać grzecznego i potulnego. To będzie idealne złudzenie.
- Nie przejmuj się, ważne, że już jest lepiej. - podszedł do mnie i poczochrał mi włosy. Miałem ochotę odepchnąć jego dłoń, ale jak chcę dopiąć swego to muszę to ścierpieć. Uśmiechnąłem się więc delikatnie.
- Jest coś co mógłbym robić? - spytałem niepewnie.
- Hmm.. może komputer? Albo inaczej. Powiedz mi czym się interesujesz? - to mnie zdziwiło, ale niech dziadowi będzie.
- Lubię malować. - odparłem krótko. Nie mam pojęcia co mógłbym mu powiedzieć oprócz tego.
- Świetnie.. Jeszcze dziś do twojej dyspozycji będzie sztaluga i potrzebne ci przybory. - powiedział uśmiechnięty, wyciągnął telefon i odszedł. 
Może i bym się z tego ucieszył.. kiedyś. Teraz mi to lata. I tak długo tu nie zabawię, a temu dupkowi jeszcze się odechce mnie tu trzymać. 
- Witam, mogę przeszkodzić? - jakaś kobieta wyrosła przede mną i zaczęła mnie irytować samym swoim istnieniem. 
- Jeżeli już musisz. - odpowiedziałem w ogóle nie zwracając uwagi na to, że jest ode mnie dużo starsza. 
- Jestem psychologiem. Pan Daniel prosił, żebym z tobą porozmawiała. - powiedziała przymilnym głosem. No ona chyba śni, że ja będę z nią o czymkolwiek rozmawiał. Niech wraca skąd przyszła. 
- Nie ma takiej potrzeby. Ze mną wszystko w porządku. Nie potrzebuję rozmów z tobą. - odparłem zirytowany. Chcąc pozbyć się jej towarzystwa ruszyłem do domu. Niestety to upierdliwe babsko cały czas było za mną. 
- Niestety będziesz usiał ze mną porozmawiać. Za to otrzymałam pieniądze. 
- Śnij dalej. Lepiej idź do Daniela i oddaj mu całą kwotę, bo o rozmowie możesz marzyć. 
- Tata pozwala ci mówić do siebie po imieniu? - zdziwiła się wyraźnie, a ja już nie wytrzymałem. Wszystko zrozumiem, ale żeby nazwać tego bydlaka moim ojcem! Tego nie ścierpię! 
- Tata? - spytałem kpiąco. - To. Nie. Jest. Mój. Tata. - syczałem każde słowo stojąc niebezpiecznie blisko niej. - Ten gnój nie jest ze mną w żaden sposób spokrewniony! On pozbawił mnie mojej miłości! Zabrał od ukochanej osoby! Przetrzymuje mnie tu! I to miałby być mój tata?! – krzyczałem najgłośniej jak tylko umiałem. Jeszcze chyba nikt mnie tak nie wkurwił. – Spierdalaj lepiej ode mnie, bo teraz to nie ręczę za siebie. – wyszeptałem jeszcze po czym odsunąłem się i szybkim marszem ruszyłem do obecnie mojego pokoju. Miałem ochotę roznieść wszystko i wszystkich.
- Kaien? – ciche pytanie dobiegło od strony drzwi. Momentalnie zwróciłem w tamtą stronę swój wzrok i już nie wytrzymałem. Po jaką cholerę on ty przylazł.
- Spierdalaj! Daj mi spokój. Chcę być sam! – wrzeszcząc podszedłem do drzwi i dosłownie wyrzuciłem Daniela za nie. Potem jak małe dziecko osunąłem się po drewnie i popadłem w rozpacz. Jestem żałosny.
Uspokoiłem się sam nie wiem po jakim czasie. Było już ciemno. Wyszedłem z pomieszczenia i udałem się do kuchni. Dostałem kanapki i gorącą czekoladę. Nie chcąc jeść samemu zostałem w pomieszczeniu z kucharką.
- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady. – powiedziała zatroskana. Nie miałem siły się na nią złościć.
- Nie. Tak bardzo nie chcę tu być. Chciałbym umrzeć. – mruknąłem słabo.
- Co ty mówisz. Nie powinieneś tak mówić. Życie jest ważne. Każdy żyje po coś. – przysiadła się do mnie. Biła od niej taka dziwna aura. Coś czułem, że to będzie jedyna kobieta z którą normalnie i o wszystkim będę mógł porozmawiać.
Siedziałem u niej jeszcze długo po tym jak zjadłem. Miło mi się z nią rozmawiało. Nie zmienia to jednak faktu, że mam swój cel. Teraz mam też pomysł. Potrzebuję laptopa. 

wtorek, 8 października 2013

18.

- Zostaw go. - usłyszałem głos nad sobą i poczułem dłoń na swoim ramieniu. Pojebało go? Mam go zostawić? Nigdy. Ja go kocham. A on.. on.. W jednej chwili się podniosłem i w napadzie furii przyszpiliłem faceta do ściany, korzystając z jego zdezorientowania zacząłem go okładać pięściami gdzie tylko mogłem. Niestety już po chwili moje nadgarstki zostały uwięzione w jego obleśnych łapach.
- Uspokój się. - powiedział spokojnie.
- Pojebało cię koleś?! Zastrzeliłeś mojego Pana, a ja go kochałem! Odebrałeś mi moje jedyne szczęście, a teraz każesz mi się uspokoić?! I jeszcze mówisz to z takim spokojem?! - wydzierałem się wniebogłosy. Potem nagle cała złość odeszła. Ponownie zalałem się łzami i padłbym na kolana gdyby mnie nie trzymał.
- Chodźmy stąd. - szepnął i zaczął mnie powoli wyprowadzać. Zacząłem się wyrywać, drapać go i kopać, jednak nic nie poskutkowało. Zanim wywlekł mnie z pomieszczenia ostatni raz udało mi się zerknąć na spokojną twarz Alexa, w której już nie było życia.
Wyprowadził mnie przed posesję. Nawet nie rozglądałem się, żeby zobaczyć czy znam tą okolicę. Cały czas wylewałem słone krople chcąc wracać tam do Alexa.
- Spal dom. - usłyszałem ciche słowa, a koło mnie mignął jakiś wielki facet z czymś w ręku. Momentalnie łzy przestały płynąć, a ja nabrałem nowych sił. Nie pozwolę na to. Jakimś cudem udało mi się wyrwać. Jedyne co miałem przed oczami to tego kolesia z wielkim pojemnikiem. Oblewał dom jakąś cieczą. Nie mam pojęcia jakim sposobem w dłoni trzymałem pokaźny kamień i stałem przy mężczyźnie. W następnej już chwili facet zginał się z bólu trzymając za głowę i wyklinając najprawdopodobniej na mnie. Kolejną chwilę potem leżałem na ziemi czując ogromny ból na twarzy i brzuchu. Nie umiałem złapać tchu co łapczywie starałem się zrobić. Ktoś postawił mnie do pionu. Bardzo delikatnie wziął na ręce i powiedział do tego neandertalczyka, że policzy się z nim później.
- Odpocznij. Dużo dziś przeszedłeś. - znowu ten głos. Nie miałem siły się z nim sprzeczać, ani ponownie wyrywać. Natłok emocji zrobił swoje i odpłynąłem.
Obudziłem się w jakimś łóżku. Strasznie bolała mnie twarz. Pierwsze co zrobiłem to uniosłem dłoń i chciałem jej dotknąć, ale jakiś głos mi tego zakazał.
- Gdzie jestem? - spytałem i rozejrzałem się jednym okiem po pomieszczeniu.
- W moim domu. - odpowiedział. Spojrzałem w stronę swojego rozmówcy i cały się ożywiłem.
- Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknąłem momentalnie przypominając sobie co się wydarzyło nim zasnąłem.
- Uspokój się. Nic ci nie zrobię, nie musisz się bać. - znowu wyskoczył z tym swoim spokojnym tonem i słowami 'uspokój się' zupełnie jakby nic się nie stało. Jakby nie zamordował Alexa i nie spalił go wraz ze swoim synem. Ten koleś jest chory. Jeżeli myśli, że będę potulny to się grubo myli. Pokarzę mu co to prawdziwe piekło.
- Powiedziałem nie zbliżaj się. - powiedziałem powoli i groźnie mrużąc oczy. Ten tylko westchnął zrezygnowany.
- Jak będziesz chciał coś zjeść to wyjdź tymi drzwiami. - poinstruował. - Idź prosto i pierwszy skręt na lewo. Dojdziesz do salonu. Stamtąd wyjdź prawym wyjściem i trafisz do kuchni. Kucharka zrobi ci co tylko będziesz chciał. Te drzwi.. - wskazał na drugie. - prowadzą do łazienki. Jest całkowicie do twojej dyspozycji. W szafie masz ubrania. Wybierz sobie jakie ci się spodobają. - mówił dość szybko i mechanicznie, ale wszystko zrozumiałem. Prychnąłem na to i padłem na łóżko. Ogłaszam strajk głodowy!
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Ja słowa dotrzymuję. Nie jadłem już chyba z pięć dni co nie spodobało się ojcu Alana.
- Musisz jeść. - słyszałem to codziennie. Już mi się tymi słowami rzygać chciało.
- Spieprzaj dziadu. - powiedziałem słabo. Nie będzie mi mówił co mam robić. Na resztę jego reprymendy nie zwróciłem uwagi. Znowu powtarzał to co zawsze, potem posiedział ze mną z godzinę i zostawił samego. Wiem, że sobie szkodzę, ale nie mogę jeść. Cały czas mam przed oczami Alexa i Alana skąpanych we krwi. Mam wrażenie, że powinienem leżeć tam przy nich. Zostać spalonym jak oni i mieć wyjebane na ten świat.
- Kurwa. - syknąłem sam do siebie. Wstałem z łóżka i poczłapałem do ubikacji. Może i nie jem, ale pić muszę. Odkręciłem kran i napiłem się szybko. Utopiłbym się najchętniej, ale facet się wycwanił i postawił mi prysznic zamiast wanny. Lustra nie mam także nie mogę sobie nawet żył podciąć. Jakieś utrapienie. Czuję się jak w klatce. Niczym sobie krzywdy nie zrobię. Ale coś się wymyśli. Z czasem.