Zainteresowani

wtorek, 29 października 2013

21.

Obudziłem się w zajebistym humorze. Dlaczego? Chociażby dlatego, że gdy tylko otworzyłem oczy ujrzałem Alexa. Niestety był to tylko mój rysunek, ale lepsze to niż nic. Potem niestety zaczęła się rutyna. Znowu wstałem, ogarnąłem się i poszedłem na śniadanie. Niestety nie było tej fajnej kucharki. Zjadłem w ciszy zastanawiając się co mógłbym, robić. Nie miałem za dużo opcji do wykorzystania. Malowanie, pisanie, nic nie robienie, spanie, siedzenie w ogrodzie i telewizja. Same nudy. Jedynym co mogło mi coś "przekazać" była telewizja. Nudna perspektywa, ale zawsze to coś.
Uwaliłem się na kanapie z wielkim pucharkiem lodów. Złapałem za pilot i włączyłem to ustrojstwo. Przez chyba pół godziny skakałem z programu na program. Tu przyrodniczy, tam o gotowaniu, jeszcze gdzie indziej jakieś wynalazki. Miałem już wyłączać, gdy jedno zdanie zatrzymało mój palec w drodze do odpowiedniego guzika.
- Odkryto, że pożar w willi syna ministra obrony Alexandra Kotowskiego nie miał nic wspólnego z jego śmiercią. Został on zamordowany jakiś czas przed wybuchem pożaru. Otrzymał strzał w głowę. Na razie niestety nic więcej na ten temat nie wiadomo, jednak nasi informatorzy robią co mogą, abyście byli na bieżąco. - zakończyła.
- Więc był synem ministra obrony. - wyszeptałem do siebie.
- Nie ważne kim był. Ważne, że już go nie ma i nie będzie krzywdził ludzi. - usłyszałem za sobą głos Daniela. Obróciłem się powoli w jego stronę.
- Wiesz, że w końcu dowiedzą, się, że to ty go zabiłeś? - zapytałem z krzywym uśmiechem. Na pewno do tego dojdą.
- Niekoniecznie. Jestem człowiekiem tak wysoko postawionym, że nic mi nie grozi. Wystarczy porozmawiać z odpowiednimi ludźmi i wypisać kilka czeków. - odpowiedział całkowicie pewny siebie - Zresztą nawet jeżeli ktoś wie, że to ja to i tak nic z tym nie zrobi. Nikt nie chce mi podpaść. - dodał po chwili.
- To kim tu do chuja jesteś haaa?! - wydarłem się. Nie mogę uwierzyć, że zabójstwo Alexa ujdzie mu płazem. Jeżeli tak się stanie to sam się nim zajmę.
- Dowiesz się w swoim czasie Kaienie. - odparł na odchodne po czym wyszedł z salonu zostawiając mnie wkurwionego na całego. Mam ochotę co najmniej coś rozjebać. Hmmm pomyślmy jakby rozładować emocje, które mną władają. - Mam. - warknąłem. Ruszyłem do ubikacji skąd wziąłem przepychacz do ubikacji. Praktyczny, ale można z nim robić więcej rzeczy niż tylko przepychanie kibla.
Uwaliłem się z rozłożonymi szeroko nogami na łóżku i nawet nie myśląc wepchnąłem sobie koniec rączki do odbytu. Syknąłem głośno nie wydając z siebie jednak żadnych innych dźwięków Wiedziałem, że znowu sam siebie okaleczam, i zadaję ból, ale miałem to gdzieś. Nawet nie czekałem na to, aż się przyzwyczaję do rozpychania. Zacząłem chaotycznie wbijać w siebie gumę coraz mocniej i głębiej. Wiedziałem, że znowu będę krwawił. O to mi chodziło. Przed oczami pojawił mi się Alex. Rżnął mnie tak jak chciałem. Gryzł mnie w każdym miejscu jakie sobie wymarzyłem i znęcał się nade mną tak jak tylko on potrafi. Po jakimś czasie oczy zaszły mi mgłą. Wystrzeliłem jęcząc i sapiąc potężnie. Byłem niesamowicie zmęczony. Podziałało. Tak jak myślałem, wszystkie emocje odeszły. Byłem teraz zmęczony. Alexa nigdzie nie było. Wiedziałem, że jeszcze wróci. Jestem tego pewien. Zasnąłem.
- Kaien coś ty sobie zrobił?! - krzyk. To pierwsze co dotarło do mojej świadomości. Uchyliłem zaspane powieki. Byłem strasznie obolały. - Co ci odbiło? - Daniel był przerażony. O co mu chodzi? Spać już nie można?
- Eeee? - wiem, inteligentne to było niesamowicie, ale tylko tyle mogłem powiedzieć. W następnej chwili poczułem jak coś zaczęło rozrywać mi odbyt. Daniel pochylał się nade mną i... Więc o to chodzi. Zapomniałem wyjąć to cholerstwo zanim zasnąłem.
- Zaboli. - powiedział i bez ostrzeżenia pociągnął za przepychacz.
- KURWAAA!!! - wydarłem się tak głośno, że sam się zdziwiłem. Zajebiście bolało. Uniosłem głowę i zobaczyłem niespotykany widok. Daniel stał wpatrując się z szokiem wypisanym na twarzy w przepychać, który jeszcze przed chwilą znajdował się w moim odbycie. Teraz był oblepiony skrzepami krwi. Dużo tego było. Uniosłem się wyżej sycząc z niewyobrażalnego bólu i nie zwracając na niego uwagi zacząłem przyglądać się poplamionej pościeli. Przesadziłem. Większość upaprana była we krwi. Mojej krwi. No to ładnie się porobiło.
- Dlaczego? - zapytał w końcu słabym głosem. Wzruszyłem ramionami.
- Musiałem odreagować. - odparłem beznamiętnie i zadając sobie dodatkowy ból wstałem przechodząc do ubikacji. Nalałem sobie gorącej wody do wanny. Wiedziałem, że mi nie pomoże, ale nawet tego nie chciałem. Znowu czułem się jakbym był u Alexa. Znowu brudny. Jak śmieć. Jestem pojebany. Nikt nie jest takim świrem jak ja.
- Odreagować? Ty to nazywasz odreagowaniem? - w końcu się pojawił. Już myślałem, że dłużej mu zajmie otrząśnięcie się z szoku.
- Tak. - powiedziałem krótko wchodząc do wrzątku. Nie ma to jak poparzona skóra. Pieprzony masochista ze mnie. Już nawet się nie krzywiłem. - Miałem przyjść do ciebie i powiedzieć, żebyś mnie zgwałcił? - zapytałem z drwiną. - Miałem ci kazać drapać mnie do krwi po całym ciele jak ja to sobie robiłem? - pytałem dalej. - Jeszcze pewnie miałbym o to prosić co? Błagać, żebyś traktował mnie jak gówno... Wyjdź. Chcę się wykąpać w spokoju. - nie ruszył się. Stał dalej w wejściu jak ten debil i gapił się nieprzytomnym wzrokiem na jedną ze ścian. - Powiedziałem wyjdź. - ostrzejszy i głośniejszy ton sprawił, że otrząsnął się z tego chwilowego zawieszenia i zostawił mnie samego. W końcu.
Z podziwem przyglądałem się każdej ranie jaką sobie zadałem. Przed sobą znowu ujrzałem Alexa. Uśmiechał się.
- Podobało się? - zapytał.
- Tak Panie. - odpowiedziałem rozmarzony stawiając sobie przed oczami scenę z jego gwałtu na mnie.

wtorek, 22 października 2013

20.

Czekałem do rana, a gdy tylko się obudziłem wyskoczyłem z łóżka umyłem się i ubrałem. To tak dziwnie brzmi.. tak normalnie, jakby nie było porwania i Alexa, jedynie Alan na pewno musiał być prawdziwy. To tłumaczy czemu tu jestem. Nieważne, potem się nad tym będę zastanawiał. 
Wyszedłem z sypialni i z dziwnie dobrym humorem ruszyłem do kuchni. Przywitał mnie tam uśmiech kucharki ze wczoraj, nie mogłem go nie odwzajemnić, dlatego tez rozciągnąłem usta w lekkim uśmiechu i poprosiłem o śniadanie. Co dostałem było mi szczerze obojętne. Zjadłem szybko i zamieniłem kilka zdań z kobieta. Potem przeprosiłem i udałem się do gabinetu Daniela. Trochę już się orientuje w tym domu co wcale mnie nie cieszy. 
Niestety nie zastałem go. A szkoda. No nic poczekam, a na razie złapię się za coś co potrafi odciągnąć mnie od rzeczywistości na długie godziny. Malowanie. 
- Nie przywieziono może sztalug? - zapytałem uprzejmie (jak to brzmi) jednej ze służących. 
- Czekają w salonie. - odpowiedziała po czym odeszła. Ja za to ruszyłem do salonu, gdzie tak jak się dowiedziałem stały dwie piękne sztalugi i mnóstwo potrzebnych mi do malowania rzeczy. Az się uśmiechnąłem. Złapałem na raz za wszystko i udałem się do sypialni. Tam poprzestawiałem kilka rzeczy otrzymując pusty kąt. Następnie porozkładałem w tamtym miejscu sztalugi. Przysunąłem sobie stolik na którym porozkładałem twarde i miękkie ołówki, farby, pastele, mazaki, a nawet węgiel. Wysilił się koleś. 
Zasiadłem przed pustą kartka i myślałem, ze się załamię. Co mogę namalować? Nic nie przychodziło mi do głowy. Po dłuższej chwili chodzenia w kolko zasiadłem na parapecie i zamknąłem oczy. Pod powiekami jak na zawołanie ukazała mi się twarz Alexa. Jak zawsze nie wyrażała emocji. Była zimna i oschła. Taka ja zapamiętałem. Nie tracąc czasu zasiadłem z powrotem przed kartka łapiąc za ołówek i zacząłem szkicować. Następnie w ruch poszły różne grubości ołówków nadając odpowiednie rysy. Na sam koniec wycieniowałem całość i teraz przypatrywałem się obliczu Alexa. Az westchnąłem przypominając sobie jak patrzył nie raz na mnie tym wzrokiem czasem tylko jego ciemne jak noc oczy wyrażały inne emocje. Niestety wtedy nie zwracałem na nie uwagi. A szkoda. 
Z tego transu wyrwało mnie burczenie w brzuchu. Spojrzałem w stronę okna i aż otworzyłem szerzej oczy. Słońce właśnie zachodziło, a pamiętam, że jak zaczynałem było rano. Tak długo go rysowałem? Az mi się wierzyć nie chce. 
Ostrożnie odłożyłem rysunek na stół i wyszedłem kierując się do kuchni. Najpierw jedzenie, potem sprawa z laptopem. 
- Nie było cie na obiedzie. - usłyszałem na wstępie głos kucharki. 
- Rysowałem, nawet nie zauważyłem, że już wieczór. - przyznałem szczerze. Ta kobieta sprawiała, że mięknąłem w jednej chwili. Nie umiałem być na nią zły, rzucać w jej stronę ironiami ani sarkazmami. Dlaczego? 
- Skończyłeś? - spytała zaciekawiona. 
- Tak. Potem mogę Pani pokazać. - zmierzcie mi ktoś temperaturę, ja okazuje szacunek. Umieram?
- Ja mam nadzieje, ze go zobaczę, a teraz już siadaj i jedz. - powiedziała z uśmiechem podstawiając mi górę naleśników pod nos. Nawet jakbym się upierał, to nie umiałbym odmówić. Ten zapach był boski. Zasiadłem szybko i złapałem się za pałaszowanie czując się na powrót jak dziecko. Nawet się nie obejrzałem, a talerz już był pusty. poklepałem się po brzuchu i oblizałem usta. To się nazywa mistrzowska kolacja. 
- Daniel jest w domu? - zapytałem myjąc ręce z syropu klonowego.
- Wrócił jakiś czas temu. Siedzi u siebie w gabinecie. Kazał nie przeszkadzać. - powiedziała zmywając. No cóż, ja mu przerwę. Mam w dupie co teraz robi. Ja mam swoje potrzeby!
- Ja już pójdę. - powiedziałem na odchodne do kucharki i dziarskim krokiem ruszyłem do gabinetu Daniela. Nawet nie pukając wkroczyłem do środka. 
- A.. to znaczy Kaien. Potrzebujesz czegoś? - czemu mi się wydaje, że chciał powiedzieć Alan? 
- Owszem. Mogę dostać laptopa? Na własność. - przeszedłem od razu do rzeczy. Daniel spojrzał na mnie trochę zaskoczony. 
- Po co ci? - zapytał. 
- Do niczego niecnego. - odparłem znudzony. - Nawet nie potrzebuje internetu. Po prostu chce mieć w nim trochę prywatności. Tak żebym tylko ja miał do niego dostęp. - wytłumaczyłem oczekując reakcji. 
- Naturalnie. Trzeba było tak od razu. - powiedział bez zastanowienia. - Zajmę się tym jutro z samego rana. Do południa będzie czekał w salonie. - dodał, a ja tylko skinąłem głowa i wyszedłem. 
No. To sprawa załatwiona. Tak jak powiedział laptop czekał na mnie w salonie. Oryginalnie zapakowany i nietknięty. Po prostu żyć nie umierać.. Do czasu oczywiście. 
Sypialnia stała się moim głównym azylem i centrum dowodzenia w jednym. Tu czułem się najbezpieczniej. 
Od razu złapałem się za instalowanie systemu i całej reszty potrzebnych rzeczy. Po dwóch i pół godziny juz zakładałem hasło. Ucieszony otworzyłem edytor tekstowy i zacząłem pisać. 
Zacząłem od porwania opowiadając cala swoja historie. Oczywiście nie skończyłem. Nie opisałem chyba nawet trzech dni, gdy połapałem się, ze juz dawno czas na obiad. Chyba muszę zacząć planować sobie czas. 
- Co robisz? - zapytałem Daniela. Tak dokładnie postanowiłem być miły. Zdziwiło go to nie powiem, ale zaraz się uśmiechnął.
- Pracuje, mam teraz wyjątkowy nawal. Laptop dostarczony? 
- Tak, już go ogarnąłem. 
- Malowałeś coś? 
- Trochę. - chyba mu się nie spodoba mój portret. 
- Mogę zobaczyć. - wzruszyłem tylko ramionami za to Daniel podniósł się z fotela. Oj dziadu idziesz tam na własną odpowiedzialność. Weszliśmy do mojego pokoju, a ja złapałem za rysunek. No to chwila prawdy. 
Tak jak podejrzewałem. Daniel wkurwił się i to bardzo. Zaczął się wydzierać, że nie chce widzieć jego podobizny i jak mam to rysować to lepiej żebym w ogóle tego nie robił. Jednym słowem niczym mnie nie zaskoczył. Wysłuchałem spokojnie jego.. zdania? Na ten temat po czym zlewając to całkowicie zasiadłem na kanapie. Gdy tylko zostałem sam oprawiłem moje dzieło w antyramę i postawiłem w najbardziej widocznym miejscu w całym pokoju. Potem uśmiechnąłem się i w końcu poszedłem spać.

wtorek, 15 października 2013

19.

Powoli upływały kolejne dni. Każdy był taki sam. Codziennie nie jadłem, od czasu do czasu coś wypiłem i tradycyjnie wysłuchiwałem tego co ma do powiedzenia ojciec Alana. Ogólnie to znikałem w oczach. Pewnego razu idąc do ubikacji po prostu zasłabłem. Obudziłem się wtedy w łóżku z kroplówką i wenflonem. Byłem niesamowicie wkurwiony. Wyrwałem to chujstwo, a krew trysnęła na ścianę za mną. potem już tylko powoli się sączyła. Oczywiście potem drugi i trzeci raz wkuwano mi to cholerstwo. Przez to co mi wpychano do jedzenia przybrałem na wadze, a w mojej głowie powstał piękny plan. Chciałem spaść tak nisko jak jeszcze nikt. To było moim jedynym celem.
- Twoja waga jest już w porządku. Myślę, że możemy pozwolić ci samodzielnie jeść. - powiedział koleś w kitlu i zaczął pozbywać się kroplówki jak i wenflonu. Ucieszyłem się nie powiem, ale na zewnątrz nie dałem nic po sobie poznać. Gdy tylko zostałem sam wstałem i udałem się pod prysznic. Ogarnięty już ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy i udałem się do kuchni. Zjadłem, żeby sprawiać wrażenie normalnego i zacząłem zwiedzać dom. Szybko znalazłem się w ogrodzie. Dowiedziałem się, gdzie obecnie jestem i z kim mam do czynienia. Okazało się, że tata Alana mieszka w wielkiej wili i na pewno jest szanowanym jak i znanym człowiekiem.
- Al.. To znaczy Kaien jak się czujesz? - poprawił się szybko.
- Dobrze.. przepraszam, że doprowadziłem się do takiego stanu i przysporzyłem panu zmartwień. - tak muszę udawać grzecznego i potulnego. To będzie idealne złudzenie.
- Nie przejmuj się, ważne, że już jest lepiej. - podszedł do mnie i poczochrał mi włosy. Miałem ochotę odepchnąć jego dłoń, ale jak chcę dopiąć swego to muszę to ścierpieć. Uśmiechnąłem się więc delikatnie.
- Jest coś co mógłbym robić? - spytałem niepewnie.
- Hmm.. może komputer? Albo inaczej. Powiedz mi czym się interesujesz? - to mnie zdziwiło, ale niech dziadowi będzie.
- Lubię malować. - odparłem krótko. Nie mam pojęcia co mógłbym mu powiedzieć oprócz tego.
- Świetnie.. Jeszcze dziś do twojej dyspozycji będzie sztaluga i potrzebne ci przybory. - powiedział uśmiechnięty, wyciągnął telefon i odszedł. 
Może i bym się z tego ucieszył.. kiedyś. Teraz mi to lata. I tak długo tu nie zabawię, a temu dupkowi jeszcze się odechce mnie tu trzymać. 
- Witam, mogę przeszkodzić? - jakaś kobieta wyrosła przede mną i zaczęła mnie irytować samym swoim istnieniem. 
- Jeżeli już musisz. - odpowiedziałem w ogóle nie zwracając uwagi na to, że jest ode mnie dużo starsza. 
- Jestem psychologiem. Pan Daniel prosił, żebym z tobą porozmawiała. - powiedziała przymilnym głosem. No ona chyba śni, że ja będę z nią o czymkolwiek rozmawiał. Niech wraca skąd przyszła. 
- Nie ma takiej potrzeby. Ze mną wszystko w porządku. Nie potrzebuję rozmów z tobą. - odparłem zirytowany. Chcąc pozbyć się jej towarzystwa ruszyłem do domu. Niestety to upierdliwe babsko cały czas było za mną. 
- Niestety będziesz usiał ze mną porozmawiać. Za to otrzymałam pieniądze. 
- Śnij dalej. Lepiej idź do Daniela i oddaj mu całą kwotę, bo o rozmowie możesz marzyć. 
- Tata pozwala ci mówić do siebie po imieniu? - zdziwiła się wyraźnie, a ja już nie wytrzymałem. Wszystko zrozumiem, ale żeby nazwać tego bydlaka moim ojcem! Tego nie ścierpię! 
- Tata? - spytałem kpiąco. - To. Nie. Jest. Mój. Tata. - syczałem każde słowo stojąc niebezpiecznie blisko niej. - Ten gnój nie jest ze mną w żaden sposób spokrewniony! On pozbawił mnie mojej miłości! Zabrał od ukochanej osoby! Przetrzymuje mnie tu! I to miałby być mój tata?! – krzyczałem najgłośniej jak tylko umiałem. Jeszcze chyba nikt mnie tak nie wkurwił. – Spierdalaj lepiej ode mnie, bo teraz to nie ręczę za siebie. – wyszeptałem jeszcze po czym odsunąłem się i szybkim marszem ruszyłem do obecnie mojego pokoju. Miałem ochotę roznieść wszystko i wszystkich.
- Kaien? – ciche pytanie dobiegło od strony drzwi. Momentalnie zwróciłem w tamtą stronę swój wzrok i już nie wytrzymałem. Po jaką cholerę on ty przylazł.
- Spierdalaj! Daj mi spokój. Chcę być sam! – wrzeszcząc podszedłem do drzwi i dosłownie wyrzuciłem Daniela za nie. Potem jak małe dziecko osunąłem się po drewnie i popadłem w rozpacz. Jestem żałosny.
Uspokoiłem się sam nie wiem po jakim czasie. Było już ciemno. Wyszedłem z pomieszczenia i udałem się do kuchni. Dostałem kanapki i gorącą czekoladę. Nie chcąc jeść samemu zostałem w pomieszczeniu z kucharką.
- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady. – powiedziała zatroskana. Nie miałem siły się na nią złościć.
- Nie. Tak bardzo nie chcę tu być. Chciałbym umrzeć. – mruknąłem słabo.
- Co ty mówisz. Nie powinieneś tak mówić. Życie jest ważne. Każdy żyje po coś. – przysiadła się do mnie. Biła od niej taka dziwna aura. Coś czułem, że to będzie jedyna kobieta z którą normalnie i o wszystkim będę mógł porozmawiać.
Siedziałem u niej jeszcze długo po tym jak zjadłem. Miło mi się z nią rozmawiało. Nie zmienia to jednak faktu, że mam swój cel. Teraz mam też pomysł. Potrzebuję laptopa. 

wtorek, 8 października 2013

18.

- Zostaw go. - usłyszałem głos nad sobą i poczułem dłoń na swoim ramieniu. Pojebało go? Mam go zostawić? Nigdy. Ja go kocham. A on.. on.. W jednej chwili się podniosłem i w napadzie furii przyszpiliłem faceta do ściany, korzystając z jego zdezorientowania zacząłem go okładać pięściami gdzie tylko mogłem. Niestety już po chwili moje nadgarstki zostały uwięzione w jego obleśnych łapach.
- Uspokój się. - powiedział spokojnie.
- Pojebało cię koleś?! Zastrzeliłeś mojego Pana, a ja go kochałem! Odebrałeś mi moje jedyne szczęście, a teraz każesz mi się uspokoić?! I jeszcze mówisz to z takim spokojem?! - wydzierałem się wniebogłosy. Potem nagle cała złość odeszła. Ponownie zalałem się łzami i padłbym na kolana gdyby mnie nie trzymał.
- Chodźmy stąd. - szepnął i zaczął mnie powoli wyprowadzać. Zacząłem się wyrywać, drapać go i kopać, jednak nic nie poskutkowało. Zanim wywlekł mnie z pomieszczenia ostatni raz udało mi się zerknąć na spokojną twarz Alexa, w której już nie było życia.
Wyprowadził mnie przed posesję. Nawet nie rozglądałem się, żeby zobaczyć czy znam tą okolicę. Cały czas wylewałem słone krople chcąc wracać tam do Alexa.
- Spal dom. - usłyszałem ciche słowa, a koło mnie mignął jakiś wielki facet z czymś w ręku. Momentalnie łzy przestały płynąć, a ja nabrałem nowych sił. Nie pozwolę na to. Jakimś cudem udało mi się wyrwać. Jedyne co miałem przed oczami to tego kolesia z wielkim pojemnikiem. Oblewał dom jakąś cieczą. Nie mam pojęcia jakim sposobem w dłoni trzymałem pokaźny kamień i stałem przy mężczyźnie. W następnej już chwili facet zginał się z bólu trzymając za głowę i wyklinając najprawdopodobniej na mnie. Kolejną chwilę potem leżałem na ziemi czując ogromny ból na twarzy i brzuchu. Nie umiałem złapać tchu co łapczywie starałem się zrobić. Ktoś postawił mnie do pionu. Bardzo delikatnie wziął na ręce i powiedział do tego neandertalczyka, że policzy się z nim później.
- Odpocznij. Dużo dziś przeszedłeś. - znowu ten głos. Nie miałem siły się z nim sprzeczać, ani ponownie wyrywać. Natłok emocji zrobił swoje i odpłynąłem.
Obudziłem się w jakimś łóżku. Strasznie bolała mnie twarz. Pierwsze co zrobiłem to uniosłem dłoń i chciałem jej dotknąć, ale jakiś głos mi tego zakazał.
- Gdzie jestem? - spytałem i rozejrzałem się jednym okiem po pomieszczeniu.
- W moim domu. - odpowiedział. Spojrzałem w stronę swojego rozmówcy i cały się ożywiłem.
- Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknąłem momentalnie przypominając sobie co się wydarzyło nim zasnąłem.
- Uspokój się. Nic ci nie zrobię, nie musisz się bać. - znowu wyskoczył z tym swoim spokojnym tonem i słowami 'uspokój się' zupełnie jakby nic się nie stało. Jakby nie zamordował Alexa i nie spalił go wraz ze swoim synem. Ten koleś jest chory. Jeżeli myśli, że będę potulny to się grubo myli. Pokarzę mu co to prawdziwe piekło.
- Powiedziałem nie zbliżaj się. - powiedziałem powoli i groźnie mrużąc oczy. Ten tylko westchnął zrezygnowany.
- Jak będziesz chciał coś zjeść to wyjdź tymi drzwiami. - poinstruował. - Idź prosto i pierwszy skręt na lewo. Dojdziesz do salonu. Stamtąd wyjdź prawym wyjściem i trafisz do kuchni. Kucharka zrobi ci co tylko będziesz chciał. Te drzwi.. - wskazał na drugie. - prowadzą do łazienki. Jest całkowicie do twojej dyspozycji. W szafie masz ubrania. Wybierz sobie jakie ci się spodobają. - mówił dość szybko i mechanicznie, ale wszystko zrozumiałem. Prychnąłem na to i padłem na łóżko. Ogłaszam strajk głodowy!
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Ja słowa dotrzymuję. Nie jadłem już chyba z pięć dni co nie spodobało się ojcu Alana.
- Musisz jeść. - słyszałem to codziennie. Już mi się tymi słowami rzygać chciało.
- Spieprzaj dziadu. - powiedziałem słabo. Nie będzie mi mówił co mam robić. Na resztę jego reprymendy nie zwróciłem uwagi. Znowu powtarzał to co zawsze, potem posiedział ze mną z godzinę i zostawił samego. Wiem, że sobie szkodzę, ale nie mogę jeść. Cały czas mam przed oczami Alexa i Alana skąpanych we krwi. Mam wrażenie, że powinienem leżeć tam przy nich. Zostać spalonym jak oni i mieć wyjebane na ten świat.
- Kurwa. - syknąłem sam do siebie. Wstałem z łóżka i poczłapałem do ubikacji. Może i nie jem, ale pić muszę. Odkręciłem kran i napiłem się szybko. Utopiłbym się najchętniej, ale facet się wycwanił i postawił mi prysznic zamiast wanny. Lustra nie mam także nie mogę sobie nawet żył podciąć. Jakieś utrapienie. Czuję się jak w klatce. Niczym sobie krzywdy nie zrobię. Ale coś się wymyśli. Z czasem.

wtorek, 1 października 2013

17.

Podszedł ze mną na środek i złapał za jeden łańcuch ciągnąc go w dół. Obniżył na odpowiednią wysokość i złapał mój nadgarstek. Odruchowo zacząłem się wyrywać co poskutkowało zaciśnięciem się jego dłoni tak, że aż nogi się pode mną ugięły. Pociągnął mnie za nią do góry i obniżył twarz na wysokość mojej.
- Nie kombinuj. - wysyczał, jego oczy spojrzały na mnie, jednak już po chwili ich nie było. Wyprostował się i już miał zapinać mój nadgarstek gdy po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk przychodzącego połączenia. Alex westchnął i opuścił moją dłoń, nie puszczając jej jednak. Drugą ręką sięgnął po aparat, odebrał i zaczął słuchać co ktoś ma do powiedzenia. Z każdym słowem osoby po drugiej stronie brwi Alexa marszczyły się, a wyraz jego twarzy zmieniał się w furiacki.
- Co ty kurwa pierdolisz? Kim on był? ... Jak cię dorwę to zajebię jak psa! Ostatni raz kogoś od ciebie kupiłem! .. Lepiej się zwijaj, bo jak skończę z tym przydupasem, to zajmę się tobą! OSOBIŚCIE! - Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale wolałem siedzieć cicho. Jakoś nie uśmiechało mi się obrywanie od takiego Alexa. Nawet ja go nie doprowadziłem do takiego stanu.
- Nawet nie drgnij. - warknął do mnie po czym po prostu wyszedł. Nawet nie zamknął drzwi co jest jak zbawienie. Odczekałem trochę po czym delikatnie je uchyliłem. Nikogo za nimi nie było, a korytarz był ciemny. Wyślizgnąłem się na niego i podążyłem w tę stronę co Alex. Mam nadzieję, że się na niego nie natknę. Powoli szedłem  nie oglądając się za siebie. W pewnej chwili dotarłem do schodów i nie myśląc zacząłem iść w górę. Uchyliłem drzwi i ostatecznie opuściłem piwnice. Na korytarzu nie widząc nikogo ani niczego co mogłoby być podejrzane zacząłem kierować się w lewo. Minęła dosłownie chwila, gdy do moich uszu doleciały podniesione głosy dwóch osób. Jeden na pewno należał do Alexa, ale drugiego nie znałem. Dziwne by było gdybym znał. Przyspieszyłem kroku chcąc dowiedzieć się o co konkretnie chodzi. Tym sposobem dotarłem do salonu, gdzie na samym środku stał Alex i jakiś obcy mężczyzna celujący do niego z broni. Chciałem się ruszyć, jednak nogi mnie nie słuchały. Jakby chciały, żebym się nie wtrącał i zobaczył jak to wszystko się potoczy.
- Nie pierdoł mi głupot! Wiem, że to ty! - krzyczał obcy. Co Alex mu zrobił?
- A kto panu to powiedział? Ten szmaciarz z giełdy żywym towarem? On w taki sposób pozbywa się osób, które mu zawadzają. - odparł spokojnie Alex. Giełda, giełda.. Alex coś kupował na giełdzie? Osz.. Alan.
- Potwierdziło to kilka osób. To na pewno ty go kupiłeś. Oddaj mi go! - facet podszedł do Alexa i dźgnął go lufą.
- Spokojnie.. Chce go pan? Ależ oczywiście. Już pana prowadzę do syneczka. - zakpił, a moje oczy przybrały postać pięciozłotówek.. to jego.. ojciec. Czyli Alan pochodził z bogatej rodziny, bo patrząc po wyglądzie jego taty inaczej tego nazwać nie można.
- Prowadź. - rzekł tamten, a Alex obrócił się w moją stronę i chyba mnie zauważył, bo przez chwilę na mnie spoglądał, jednak to był tylko ułamek sekundy. Już po chwili skierował kroki do korytarza na prawo ode mnie. Cofnąłem się trochę chcąc ukryć jakoś swą obecność. Nie wiem czy mi się udało, ale chyba tak, bo jeszcze żyję. Gdy straciłem ich z oczy wszedłem do salonu i podszedłem do korytarza, w którym zniknęli obaj mężczyźni. Widziałem Alexa otwierającego drzwi. On naprawdę ma zamiar pokazać temu kolesiowi zmasakrowane ciało syna? Albo jest skończonym debilem, albo szaleńcem. Wpuścił ojca Alana pierwszego, a sam wszedł zaraz za nim oglądając się jeszcze w moją stronę i patrząc na mnie ciepło, szczerze i przepraszająco. Nie zdążyłem się nawet zastanowić nad znaczeniem jego spojrzenia, bo po całej rezydencji rozniósł się potężny huk, a ja tak jak stałem tak teraz z sercem w gardle biegłem do źródła dźwięku. Stanąłem w drzwiach i dosłownie zrobiło mi się słabo.
- Alex... - załkałem i rzuciłem się do leżącego. Jeszcze żył, chociaż wiedziałem, że to jego ostatnie chwile. Krew sączyła się powolnie z jego klatki piersiowej.
- Przepraszam. - wychrypiał, a ja nie powstrzymując łez po prostu go pocałowałem. Ostatni raz. Ledwo rozłączyłem nasze usta, a on zaczął krztusić się krwią.
- Kocham cię. - szepnąłem jeszcze i wtuliłem jego martwe już ciało w siebie.Nie przejmowałem się krwią, ona się nie liczyła. Właśnie straciłem ukochaną osobę. Zacząłem szlochać jak małe dziecko. Czy to nie zabawne? Cierpię po stracie kogoś, kto znęcał się nade mną i chciał mnie zabić. Ale nic na to nie poradzę, że kocham go nad życie i już nie będę miał go przy sobie. Mam ochotę zrobić z tym kolesiem to samo co on z Alexem, ale nie mam siły. Jedyne czego chcę to, żeby Alex wrócił. żeby to się nie stało, żeby nie robił się chłodny i obejmował mnie właśnie w tej chwili...
- Zostaw go. - usłyszałem głos nad sobą i poczułem dłoń na swoim ramieniu.