- Zostaw
go. - usłyszałem głos nad sobą i poczułem dłoń na swoim ramieniu. Pojebało go?
Mam go zostawić? Nigdy. Ja go kocham. A on.. on.. W jednej chwili się
podniosłem i w napadzie furii przyszpiliłem faceta do ściany, korzystając z
jego zdezorientowania zacząłem go okładać pięściami gdzie tylko mogłem. Niestety
już po chwili moje nadgarstki zostały uwięzione w jego obleśnych łapach.
- Uspokój się. - powiedział spokojnie.
- Pojebało cię koleś?! Zastrzeliłeś mojego Pana, a ja go
kochałem! Odebrałeś mi moje jedyne szczęście, a teraz każesz mi się uspokoić?!
I jeszcze mówisz to z takim spokojem?! - wydzierałem się wniebogłosy. Potem
nagle cała złość odeszła. Ponownie zalałem się łzami i padłbym na kolana gdyby
mnie nie trzymał.
- Chodźmy stąd. - szepnął i zaczął mnie powoli wyprowadzać.
Zacząłem się wyrywać, drapać go i kopać, jednak nic nie poskutkowało. Zanim
wywlekł mnie z pomieszczenia ostatni raz udało mi się zerknąć na spokojną twarz
Alexa, w której już nie było życia.
Wyprowadził mnie przed posesję. Nawet nie rozglądałem się,
żeby zobaczyć czy znam tą okolicę. Cały czas wylewałem słone krople chcąc
wracać tam do Alexa.
- Spal dom. - usłyszałem ciche słowa, a koło mnie mignął
jakiś wielki facet z czymś w ręku. Momentalnie łzy przestały płynąć, a ja
nabrałem nowych sił. Nie pozwolę na to. Jakimś cudem udało mi się wyrwać.
Jedyne co miałem przed oczami to tego kolesia z wielkim pojemnikiem. Oblewał
dom jakąś cieczą. Nie mam pojęcia jakim sposobem w dłoni trzymałem pokaźny
kamień i stałem przy mężczyźnie. W następnej już chwili facet zginał się z bólu
trzymając za głowę i wyklinając najprawdopodobniej na mnie. Kolejną chwilę
potem leżałem na ziemi czując ogromny ból na twarzy i brzuchu. Nie umiałem
złapać tchu co łapczywie starałem się zrobić. Ktoś postawił mnie do pionu.
Bardzo delikatnie wziął na ręce i powiedział do tego neandertalczyka, że
policzy się z nim później.
- Odpocznij. Dużo dziś przeszedłeś. - znowu ten głos. Nie
miałem siły się z nim sprzeczać, ani ponownie wyrywać. Natłok emocji zrobił
swoje i odpłynąłem.
Obudziłem się w jakimś łóżku. Strasznie bolała mnie twarz.
Pierwsze co zrobiłem to uniosłem dłoń i chciałem jej dotknąć, ale jakiś głos mi
tego zakazał.
- Gdzie jestem? - spytałem i rozejrzałem się jednym okiem
po pomieszczeniu.
- W moim domu. - odpowiedział. Spojrzałem w stronę swojego
rozmówcy i cały się ożywiłem.
- Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknąłem momentalnie przypominając
sobie co się wydarzyło nim zasnąłem.
- Uspokój się. Nic ci nie zrobię, nie musisz się bać. -
znowu wyskoczył z tym swoim spokojnym tonem i słowami 'uspokój się'
zupełnie jakby nic się nie stało. Jakby nie zamordował Alexa i nie spalił go
wraz ze swoim synem. Ten koleś jest chory. Jeżeli myśli, że będę potulny to się
grubo myli. Pokarzę mu co to prawdziwe piekło.
- Powiedziałem nie zbliżaj się. - powiedziałem powoli i
groźnie mrużąc oczy. Ten tylko westchnął zrezygnowany.
- Jak będziesz chciał coś zjeść to wyjdź tymi drzwiami. -
poinstruował. - Idź prosto i pierwszy skręt na lewo. Dojdziesz do salonu.
Stamtąd wyjdź prawym wyjściem i trafisz do kuchni. Kucharka zrobi ci co tylko
będziesz chciał. Te drzwi.. - wskazał na drugie. - prowadzą do łazienki. Jest
całkowicie do twojej dyspozycji. W szafie masz ubrania. Wybierz sobie jakie ci
się spodobają. - mówił dość szybko i mechanicznie, ale wszystko zrozumiałem.
Prychnąłem na to i padłem na łóżko. Ogłaszam strajk głodowy!
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Ja słowa dotrzymuję. Nie
jadłem już chyba z pięć dni co nie spodobało się ojcu Alana.
- Musisz jeść. - słyszałem to codziennie. Już mi się tymi
słowami rzygać chciało.
- Spieprzaj dziadu. - powiedziałem słabo. Nie będzie mi
mówił co mam robić. Na resztę jego reprymendy nie zwróciłem uwagi. Znowu
powtarzał to co zawsze, potem posiedział ze mną z godzinę i zostawił samego.
Wiem, że sobie szkodzę, ale nie mogę jeść. Cały czas mam przed oczami Alexa i
Alana skąpanych we krwi. Mam wrażenie, że powinienem leżeć tam przy nich.
Zostać spalonym jak oni i mieć wyjebane na ten świat.
- Kurwa. - syknąłem sam do siebie. Wstałem z łóżka i
poczłapałem do ubikacji. Może i nie jem, ale pić muszę. Odkręciłem kran i
napiłem się szybko. Utopiłbym się najchętniej, ale facet się wycwanił i
postawił mi prysznic zamiast wanny. Lustra nie mam także nie mogę sobie nawet
żył podciąć. Jakieś utrapienie. Czuję się jak w klatce. Niczym sobie krzywdy
nie zrobię. Ale coś się wymyśli. Z czasem.
Nie podoba mi się ojciec Alana -3- Mam co do Niegi dziwne przeczucia =_= Aczkolwiek żal mi Kaiena, że został pozbawiony ukochanej osoby ;3; To na prawdę smutne ;*; Mam jednak nadzieję, że coś wykombinujesz c:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę,
Kimi~
Nie podoba mi się ten rozdział. Nie rozumiem zachowania i jednego i drugiego. Jest nielogiczne...
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że Kaien umrze, bo jakoś nie widzę kontynuacjin tego opowiadania...
Wg mnie straciło swój charakter
Po prawdzie zawsze mógłby zapchać sobie czymś drogi oddechowe i w ten sposób się udusić.. xD
OdpowiedzUsuńNie wiem za bardzo co o tym sądzić, bo z jednej strony cieszę się, że Kaien już nie cierpi fizycznie, ale z drugiej teraz jest dużo gorzej z jego psychiką.. Ciekawe co zrobi.
Czekam na następną część C;
Mnie też się nie podoba jego ojciec.. śmierdzi.
OdpowiedzUsuńKaien, niech nawet nie próbuje sobie nic zrobić. Na pewno to dla niego trudno, ale.. w sumie co go nie zabije to go rozpierd*** od środka, ale musi być silny. Jest mu ciężko po stracie kogoś kogo kochał, ale nie może się przez to poddawać. Przynajmniej nie cierpi już tak bardzo... :c
Witam,
OdpowiedzUsuńale się porobiło... jak mogłaś uśmiercić Alexa... biedny Kaien, on go kochał,a teraz bez niego nie wyobraża sobie życia...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale się porobiło tutaj... no jak mogłaś uśmiercić mi Alexa? Kaien go kochał, a teraz... jak sobie poradzi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no jak mogłaś uśmiercić Alexa? Kaien go bardzo kochał, a teraz... jak sobie poradzi...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza