Zainteresowani

wtorek, 19 listopada 2013

24. END

To już ostatni post na tym blogu. Dziękuję wszystkim czytającym. Zarówno tym komentującym jak i tym tajniakom. Chciałabym prosić, żeby wszyscy co to przeczytają skomentowali chociaż głupim "przeczytałam/em" Jest to dla mnie ważne, bo chcę zobaczyć ile osób czytało to opowiadanie. Chciałabym też się dowiedzieć jak wam się podobało i co byście w nim zmienili. Ogólnie chodzi mi o waszą opinię.



Minął miesiąc. Przez cały ten czas skupiałem się na kończeniu swoich spraw. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, do których wrócę później. Co robiłem przez cały miesiąc? Kończyłem swoją opowieść, która pochłonęła sporą część czasu, malowałem, dużo rozmawiałem z Alexem. Jeżeli można nazwać to przyjaźnią to zaprzyjaźniłem się z gosposią. Od czasu do czasu denerwowałem Daniela tak dla wyładowania. Żeby się zrelaksować dokonywałem samogwałtów wyobrażając sobie, że to wszystko robi Alex. Trochę też czytałem. Podsumowując spełniałem się jak tylko mogłem. Wszystko dlatego, że zakończyłem przygotowania do mojego genialnego planu. Oczywiście już po wszystkim, ale opowiem jak najlepiej potrafię.  No to zacznę od dzisiejszego poranka.
Wstałem sobie w zajebistym humorze. Specjalnie wczoraj się niczym nie zgwałciłem, żeby być dziś w pełni sprawnym. Nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek bóle. Ubrałem się na biało, bo tak najbardziej mi pasowało. Kolory potem pięknie się komponowały. Zjadłem pożywne śniadanko, bo jak można pracować na pusty żołądek. Gosposię odesłałem do domu. Nie będzie już potrzebna. Osobiście zamknąłem za nią drzwi i zacząłem bal. Rozprostowałem palce i z wielkim uśmiechem ruszyłem w głąb domu. Panowała uspokajająca cisza. Wprawiała mnie ona w stan ekstazy. Powoli jakby z ociąganiem ruszyłem do kuchni. Stanąłem przy jednej z szuflad i powolutku ją wysunąłem. Aż oczy zaczęły mi błyszczeć, gdy ujrzałem zawartość. Właśnie tego było mi potrzeba. Wziąłem w dłonie pierwszy z noży po czym zważyłem go w dłoniach. Idealny, tylko jeszcze zobaczyć ostrość. Bez żadnego skrzywienia przejechałem ostrzem po palcu. Widząc stróżkę krwi uśmiechnąłem się do siebie i położyłem go na blat oblizując palec. To samo zrobiłem z kolejnymi trzema. Więcej nie było mi potrzeba. Pozostałe złapałem i wyrzuciłem przez okno. To samo zrobiłem z pozostałymi ostrymi narzędziami. Nie chcę niespodzianek. Ruszyłem dalej. Jeden nóż miałem przy sobie, a pozostałe trzy pochowałem starannie w domu. Nigdy nic nie wiadomo.
- Gdzie teraz? – zapytałem sam siebie. – A tak, trzeba pozamykać zbędne pomieszczenia. – odpowiedziałem po chwili zastanowienia. Udałem się do salonu, gdzie w barku na samym końcu ukryty był pęk kluczy. Podrzuciłem nim kilkakrotnie idąc w stronę piwnicy, którą porządnie zamknąłem. To samo zrobiłem ze spiżarką, kilkoma składzikami i pokojami, które mi się dziś nie przydadzą. Jak dobrze, że Daniel ma dziś sporo roboty. Zawsze wtedy nie wychodzi ze swojego gabinetu do nocy. Jak mi przykro, że za niedługo mimowolnie go opuści. Fajnie jest też wiedzieć, że klucze, które miałem w dłoniach były jedynymi. Gdy zakończyłem przygotowania klucze do zamkniętych pomieszczeń, które wcześniej poodpinałem od reszty przypadkowo wpadły mi po pisuaru, a ja całkiem przypadkiem spuściłem wodę. No cóż, szkoda. Mówi się trudno. Zostało ostatnie co musiałem zrobić przed rozpoczęciem.
Wszedłem do sypialni Daniela. Tak jak podejrzewałem była pusta. Czyli tak jak powinien siedzi w gabinecie pogrążony w pracy. Podszedłem do stolika nocnego. Jak ja kocham ułatwianie roboty. Otworzyłem ją po czym wyjąłem zbędne rzeczy. Potem uśmiechając się do siebie ruszyłem do zdjęcia Alana stojącego na komodzie. Jeszcze tak przewidywalnego człowieka nie widziałem nigdy. Jakiś może tydzień temu się o tym dowiedziałem jak postanowiłem trochę poszpiegować. Otworzyłem ramkę i wyjąłem mały złoty kluczyk. Pasowa idealnie do ukrytej w szufladzie skrytki. Otworzyłem ją i wziąłem leżącą tam broń oraz tłumik. Następnie zamknąłem skrytkę i odłożyłem wszystko na swoje miejsce. Ramkę złożyłem na nowo, a kluczyk schowałem do kieszeni.
Już czas na finał. Zamknąłem jeszcze tylko główne drzwi wejściowe i pozasłaniałem zasłony. W ciemnościach wszystko jest zabawniejsze, a jako, że kocham chodzić po tym domu gdy jest ciemno wiem jak poruszać się po nim bezszelestnie. Pozbyłem się wadzących mi kluczy i odbyłem już ostatnią przechadzkę przed główną atrakcją. Bezpieczniki. To był mój ostatni cel. Odciąłem prąd i szczerze wszystko co się dało. Na sam koniec dla pewności, że tego nie pozałącza uszkodziłem całą instalację. Teraz tylko czekać na efekty moich ciężkich przygotowań.
- Kaien! – nie musiałem długo czekać na jego nawoływania. To będzie piękne. Słyszałem każdy jego krok stojąc w jednym z najciemniejszych kątów. Szedł pewnym siebie krokiem. – Kaien, kurwa w co ty się znowu bawisz?! Dlaczego okna są zasłonięte?! – wydarł się całkiem blisko mnie. Aż się oblizałem. Podszedł do jednego z okien co mi się nie spodobało.
- Zostaw. – powiedziałem gdy już przy nim stał. – Tak nie będzie zabawy. – dodałem i ruszyłem zmieniając swoją pozycję. Kurwa przydałby się noktowizor, ale chuj i tak dobrze go widzę.
- W co ty grasz? – zapytał obracając się w stronę miejsca, które jeszcze chwilę temu zajmowałem. Co za debil. Nie żal mi takiego człowieka. Wyrządzę ludzkości przysługę.
- Ja? – zapytałem. Zdziwił się słysząc mnie z innego miejsca. Widziałem jak zdezorientowany obraca się dookoła. Gdy stanął spokojnie kontynuowałem. – To będzie interesująca gra. Zobaczysz, że i tobie się spodoba. – szeptałem zaraz potem znowu zmieniając położenie. Zaszedłem go od tyłu i delikatnie przejechałem ostrzem po jego skórze. Podskoczył zaskoczony i chciał mnie złapać, jednak był zbyt wolny. Gdy on starał się wypatrzeć mnie w ciemnościach ja ruszyłem do jego gabinetu. Jedyne miejsce, w którym mnie dziś nie było. Chwilę mu zajmie zorientowanie się, że mnie tam nie ma, a potem, że bezpieczniki są do dupy.
Zacząłem przeszukiwać jago biurko. Szukałem tego jednego urządzenia tak bardzo mi teraz potrzebnego. Bez niego nie będzie mowy o dalszej zabawie. Już traciłem nadzieję, gdy w oczy rzucił mi się mały pilocik leżący na dnie jednej z szuflad. Uratowany. Teraz mogę się bawić. Złapałem go w dłonie i wyszedłem zamykając gabinet. Kluczyk wsunąłem do drugiej kieszeni, a sam wróciłem do salonu.
- Jak ci się podoba zabawa? – spytałem siadając na podłodze. Natychmiastowo obrócił się w moją stronę.
- Przestań się kurwa wygłupiać. – warknął rozbawiając mnie tylko. Jak go łatwo doprowadzić do szału. – Przez twoje chore gierki straciłem kilka godzin ciężkiej pracy. – powiedział i znowu ruszył do okna. Złapał za zasłony i rozciągnął je na boki wpuszczając do środka światło.
- Mówiłem, żebyś tego nie robił. Nie słuchasz mnie Danielu. – powiedziałem kręcąc głową. Daniel obrócił się do mnie przodem, a ja pomachałem mu pilocikiem po czym kliknąłem na jeden z przycisków. W jednej chwili dało się słyszeć coś jakby ktoś spuszczał wielkie żelazne żaluzje, a w drugiej chwili okna od strony zewnętrznej zaczęły być zasłaniane przez stalowe płyty. Korzystając z jego zaskoczenia zerwałem się z miejsca i skryłem w jednym z korytarzy. Już po chwili było trzy razy ciemniej jak kilka minut temu. Mogłem kroczyć po całym domu z pełną swobodą. Wróciłem do salonu.
- Tak będzie lepiej, nie uważasz? – zapytałem. – Uwielbiam nowoczesne technologie ochronne. Nic się przez nie nieprzedostanie, żaden dźwięk, czy nawet najmniejsza wiązka światła. – dodałem.
- Kompletnie ci odbiło? Co ty wyprawiasz? – zapytał wkurzony. Nie odpowiedziałem. Podszedłem za to do niego na odległość wyciągniętej ręki i machnąłem nożem raniąc go przelotnie. Zaraz potem odskoczyłem na bok i osunąłem się pod ścianę.
- Kurwa! Co ty robisz? Przez ciebie krwawię. – był w szoku.
- Jak to co? Bawię się. – roześmiałem się głośno. – To dopiero początek tego co zaplanowałem. Długo się do tego przygotowywałem. Przewidziałem wszystko. To będzie przyjemna gra. – zakończyłem po czym zniknąłem w jednym z korytarzy. Daniel jak podejrzewałem ruszył zaraz za mną wściekły na całego. Rozbawił nie tym niesamowicie. W pewnym momencie przystanąłem i kucnąłem. Nie było mowy, żeby mnie zobaczył skulonego przy ścianie. Nie miał jak, gdy nic nie widział. Gdy do uszu zaczął mi dochodzić jego coraz głośniejszy oddech nie miałem wątpliwości, że się zbliża. Wyciągnąłem wtedy rękę z nożem i czekałem na rezultaty.
- Aaaa ja pierdolę! – krzyknął mijając mnie. Idealnie się wpasował przejeżdżając dość porządnie po połowie ostrza. Ja tylko zachichotałem i już mnie nie było. Na powrót ruszyłem do salonu. To tu odegra się akcja. Miałem ten plus, że na nogach miałem skarpety co wyciszało moje kroki. Mówiłem, że się przygotowałem.
- Daniel ile mam na ciebie czekać? – zapytałem dość głośno zwracając na siebie uwagę. – Przez ciebie zabawa staje się nudna. – dodałem niby smuto. Zdziwiło mnie, że przez dłuższy czas się nie pokazał. Ale już po chwili uświadomiłem sobie co robił, a raczej próbował zrobić. – To na nic. Wszystko jest pozamykane, a przecież sam mi niedawno wspominałeś, że drzwi w tym domu są niesamowicie mocne i mogę nimi trzaskać do woli jeżeli ma mi to pomóc. Pomogło. Dowiedziałem, się, że od tak sobie ich nie wyważysz. – powiedziałem z dziką satysfakcją.
- Ty pojebany szczylu! Niech ja cię tylko dorwę! Zajebię cię jak psa! – wrzeszczał w napływie złości, albo może raczej furii. Nieważne.
- To mnie złap. – powiedziałem wyciągając broń. Wcześniej zorientowałem się, że mam trzy naboje. I jeden załadowany. – Powodzenia. – wymierzyłem nie za wysoko czekając na jego przybycie. – Boli cię coś? Słyszę twoje cierpienie. – mruknąłem skupiony po chwili ciągnąc za spust.
- Ja pierdole! Masz moją broń? Skąd?! – chyba nie trafiłem. No cóż, do trzech razy sztuka.
- Robiłem mały obchód i jakoś sama mi się nawinęła. – rzekłem wzruszając beztrosko ramionami. Musiałem znowu zmienić miejsce. Szczerze to i tak mnie nie zobaczy tak jak ja nie widzę go. Niestety na jego nieszczęście, ja mam tu większe szanse. Przecież przeżyłem u Alexa. Miałem tam takie warunki, że to by było rajem. Rozsiadłem się dokładnie na środku pomieszczenia na stole. Nasłuchiwałem uważnie każdego szmeru lokalizując dzięki temu Daniela. Oddałem drugi strzał. Tym razem trafny, bo padł na ziemię z krzykiem.
- No popatrz. Jednak mam cela, a już wątpiłem. – powiedziałem dumny. Nie było sensu już się bawić i tak za dużo bym nie zrobił. Po prostu do niego podszedłem. – Liczyłem na dłuższą zabawę. – rozżaliłem się. – Rusz dupę, bo inaczej zginiesz. – warknąłem przystawiając mu lufę do skroni. Debil wstał posłusznie, jeszcze nie wiedział, że będzie żałował. Zaprowadziłem go do gabinetu. Otworzyłem drzwi i wepchnąłem go do środka.
- Wyciągaj czeki. – powiedziałem tonem pewnym siebie i nie znoszącym sprzeciwu. Zrobił to o co poprosiłem. – A teraz wypisz czek na kucharkę. Ma być przyzwoity.
- Jak niby mam to zrobić, bez światła? – zapytał
- Na pewno masz gdzieś tu swój telefon. Za dużo nim nie zrobisz, ale światła będzie ci starczyć. – odparłem znudzony. Dwie minuty później otrzymałem czek na sporą kwotę. – Bardzo dobrze. Teraz chodź.
W salonie miałem przygotowane pocięte prześcieradła. Związałem go porządnie i posadziłem na stole.
- Wybacz, że tak na ślepo. – powiedziałem, po czym jednym cięciem pozbawiłem go genitaliów. Wydarł się niesamowicie, ale to mnie nie zatrzymało. Zacząłem nacinać go dosłownie wszędzie, a każde kolejne cięcie było głębsze od drugiego. Po chwili byłem pewny, że już nie da rady mi nic zrobić. Rozwiązałem go i zacząłem końcowy etap. Mianowicie ćwiartowanie. Dobre dwie godziny się męczyłem z krojeniem i drobnieniem go. Ale w końcu skończyłem. Ujebałem się przy tym niesamowicie plamiąc całkowicie biały ubiór. Zmęczenie było drugą sprawą. Wstałem wycierając pot i krew z twarzy. Szkoda, że nie ma psów, miałyby ucztę.
Mając czyste dłonie ruszyłem do gabinetu po czek. Schowałem go chwilę później w laptopie. Dopisałem resztę historii i schowałem go do miejsca, gdzie tylko Pani Dorota zajrzy. Miałem pewność, że to przeczyta. Hasło zna. Sam je jej podałem kilka dni temu.
Kończąc historię. Swoje życie zakończyłem w sypialni. Zginąłem jak Alex. Strzeliłem sobie w serce. 




Kilka słów wyjaśnienia. Kaien miał głęboko.. kim jest Daniel i czym się zajmuje. On żył tylko dla zemsty za Alexa. Tylko na tym mu zależało, żeby nie było komentarzy typu "a gdzie wyjaśnienia.." itp :)

wtorek, 12 listopada 2013

23.

- Ty.. - nic więcej nie powiedział. Po prostu patrzył na obraz. Po jakimś czasie dopiero otrząsnął się z tego szoku. Nie zdążyłem wtedy za dużo dostrzec, bo tak mocno oberwałem, że zatoczyłem się do tyłu upuszczając anty ramę.
- Czyli się nie podoba? – jeszcze go podpuszczałem. Niech się wyżyję, a mi to różnicy nie zrobi, może będę miał farta i mnie zakatuje.
- Ty pojebany dzieciaku. To ja tu chcę dla ciebie jak najlepiej. Dbam o ciebie, popuszczam ci, wydaję na ciebie pieniądze, a ty mi się tak odwdzięczasz? – mówił w furii. Doskoczył do mnie i powalił na podłogę. W następnej chwili okładał mnie pięściami. Nie miałem ochoty nawet go odpychać. Niech uderza. Mnie to nie robi różnicy. I tak już długo tu nie zabawię.
Z każdym kolejnym uderzeniem czułem jak po twarzy cieknie mi krew. Ja jednak dalej leżałem niewzruszony patrząc prosto w jego oczy. To jedna z rzeczy jakich nauczyłem się u Alexa. Wyłączyć się na zadawany ból i patrzeć prosto w oczy oprawcy.
Czułem wszystko, rozciętą wargę, łuk brwiowy, kości policzkowe, nos. Wszystko pulsowało tępym bólem, ale co to dla mnie. Przecież jestem pierdolonym masochistą. Dziwne, że jeszcze mi nie stanął.
Z sił opadł po niedługim czasie. Chyba otrząsnął się też z tego co go opętało, bo patrzył na mnie teraz z niedowierzaniem na twarzy. Niech się dobrze przyjrzy. To jego własne dzieło. Może być z siebie dumny.
Zrzuciłem go z siebie jednym ruchem po czym wstałem.
- Trzeba było powiedzieć, że się nie podoba, a nie tak reagować. – powiedziałem czując tą jebaną satysfakcję z doprowadzenia go do takiego stanu po czym opuściłem jego gabinet. Wróciłem do siebie, usiadłem na łóżku, złapałem poduszkę i dokładnie odcisnąłem na niej swoją zakrwawioną twarz.
- Całkiem ładne. – szepnąłem do siebie przyglądając się temu i odłożyłem ją na bok. Opadłem na pościel i zacząłem zastanawiać się co jeszcze mógłbym zrobić, żeby mu się narazić. Ciężko będzie przebić prezent przeprosinowy, ale się postaram. Po jakiejś godzinie bezczynnego leżenia w końcu postanowiłem umyć twarz. Dopiero wtedy udałem się do kuchni coś zjeść.
- Matko boska Kaien co ci się stało? – ta miła kucharka zaczęła panikować jak tylko mnie zobaczyła. – Co ci się stało?.. To puchnie, poczekaj dam ci lodu. – krzątała się jak opętana.  
- Nic mi nie jest. Proszę sobie mną głowy nie zaprzątać tylko powiedzieć czemu pani nie było. – tryb uprzejmy włączony.
- jakie nic mi nie jest. Przecież widzę. Masz. – podała mi woreczek i kazała przyłożyć do policzka. – Chyba nie powinnam ci mówić.
- No tak, ma pani całkowitą rację, bo tu jest tyle osób, z którymi ja rozmawiam i zaraz wszyscy będą wiedzieć o pani wszystko. – zaśmiałem się, a ona wraz ze mną, jednak zaraz spoważniała.
- To delikatna sprawa. Dowiedziałam się, że moja wnuczka jest poważnie chora. Muszę pomóc w zbieraniu na operację, która nie jest tania. – powiedziała. Trochę mi się jej żal zrobiło, bo szkoda jak tak miłą osobę spotyka nieszczęście.
- Przykro mi. – nigdy nie wiem co powiedzieć jak ktoś się smuci. Czemu tak mam?
- Niepotrzebnie. Przyłożę się do pracy, wezmę na siebie dodatkowe obowiązki i jakoś to będzie. – powiedziała i nagle coś nią drgnęło. – Pewnie przyszedłeś, żeby coś zjeść, a ja ci tu głowę zawracam swoimi sprawami. Przepraszam, zaraz ci coś przygotuję. Daj ten lód, bo się roztopił. Poczekaj dam ci kolejny. – zmieniła temat. Jedna z najszybszych dróg ucieczki. Nie będę naciskał.
Zjadłem już w totalnej ciszy dziękując a następnie znowu wróciłem do siebie. Nie mam za bardzo co robić. Z obitym ryjem nie będę ludzi straszyć. Obecne zajęcia są strasznie nudne. Jedyne co na pewno muszę zrobić to skończyć pisać swoją historię. To jest na razie najważniejsze. 

wtorek, 5 listopada 2013

22.

Wannę opuściłem, gdy woda stała się zimna. Moja skóra była cała czerwona, ale trudno się dziwić. Sam to sobie zrobiłem. Nawet nie okrywałem się ręcznikiem. po prostu wyszedłem tak jak mnie stworzono. Był wieczór, więc nawet nie opłacało mi się ubierać. Nie było też tej fajnej kucharki, dlatego nie pójdę na kolację. Uwaliłem się na czystej już pościeli i złapałem laptopa. Zacząłem dalej pisać swoją historię. Nie ma to jak zabijać nudy.
Czas szybko zleciał mi do czwartej nad ranem. Nawet bym tej godziny nie sprawdził, gdyby nie zaczęło burczeć mi w brzuchu.
- Już raczej nikogo nie będzie. - powiedziałem do siebie i klapnąłem laptopa.
Tak jak się spodziewałem w całym domu było ciemno. Pewnie wszyscy spali. Na oślep ruszyłem do kuchni, a gdy tylko się tam znalazłem pierwszym moim celem była lodówka. Otworzyłem drzwiczki i przez dłuższy czas zastanawiałem się co by tu zjeść. W końcu zdecydowałem się na ciasto. Wyjąłem całość i ukroiłem z niej większy kawałek. Było przepyszne i niesamowicie syte. Ledwo skończyłem ten jeden, a już byłem pełen. Resztę odłożyłem na miejsce i biorąc ze sobą butelkę wody ruszyłem do sypialni.
Wstałem przed południem. Jakoś tak dziwnie tryskałem energią. Będę mógł ją dobrze wykorzystać.
- Najpierw coś zjem, a potem biorę się do pracy. - powiedziałem do siebie.
Za malowanie złapałem się tak mniej więcej w południe. Tym razem dokładnie wiedziałem co chcę namalować. Ten obrazek wyrył się głęboko w mojej pamięci i wyobraźni. Zużyję na niego co prawda większość czerwonych barw, ale efekt będzie tego wart.
- Kaien.. co robisz? - usłyszałem za sobą. Momentalnie całym sobą zasłoniłem szkic. Jak tak dalej pójdzie to ten pajac rozjebie mi całą niespodziankę.
- Nic takiego. - odpowiedziałem chowając płótno pomiędzy innymi.
- Chciałem z tobą porozmawiać na temat ostatniego zajścia. - no to teraz się zacznie. Uwaga bo to będzie niesamowicie interesujące jak zacznie ściągać brwi w skupieniu i zastanawiać się co powiedzieć i jak dobrać słowa.
- No więc.. - hah dokładnie jak przewidziałem. - Możesz mi wyjaśnić.. Dlaczego TO sobie zrobiłeś? - zapytał w końcu. Ehh i znowu mam mu tłumaczyć? Czy on jest aż tak nie kumaty?
- Mówiłem już. Musiałem się wyżyć. - powiedziałem wstając. Przeszedłem na drugą stronę pokoju i rozsiadłem się na parapecie.
- Nie było innego sposobu?
- Był. Zawsze mogłem dostać szału i rozjebać połowę domu. Uwierz mi jestem do tego zdolny. - odparłem spokojnie.
- Może porozmawiasz na ten temat z...
- Nie będę gadać z tą pizdą. - przerwałem mu. - Już raz to powiedziałem i nie będę się powtarzać. Ze mną wszystko w porządku. Radzę sobie. Funkcjonuję normalnie. Ubóstwiam Alexa. - wskazałem portret. - I ogólnie mam się świetnie. - zakończyłem.
- Nie uważasz, że to dziwne? - zapytał.
- Chyba nie rozumiem. Mówisz o tym, że trzymasz mnie tu i traktujesz jak Alana? Tak, to dziwne.
- Nie o to mi chodzi. Mówię o tym, że narysowałeś kogoś kto nie żyje i wpatrujesz się w niego jak ciele w namalowane wrota. - teraz to mnie wkurwił. Chciałem być miły. Nawet nie sypałem sarkazmami. Ale on musiał to zjebać wspominając o tym.
- Wypierdalaj. - szepnąłem powstrzymując się jak tylko umiałem.
- Słucham? - chyba go zaskoczyłem.
- Głuchy jesteś? Spieprzaj. Koniec rozmowy. Chcę być sam. - syczałem każde słowo. Na szczęście chyba wyczuł moją zmianę nastroju, bo wycofał się bez słowa.
Ja za to wkurwiony ze zdwojonym zapałem wróciłem do sztalugi i obiecałem sobie od niej nie odchodzić dopóki nie skończę.
Jak sobie obiecałem tak też zrobiłem. Malowałem prawie dobę, ale w końcu skończyłem. Jako, że gdy skończyłem był wieczór postanowiłem schować porządnie swoje dzieło, zjeść coś ogarnąć się i pójść spać. 'Prezent' wręczę mu jutro.
Następnego dnia wyskoczyłem z łóżka chcąc jak najszybciej zobaczyć minę Daniela. To będzie coś. Nawet się nie ubierałem. Złapałem tylko za antyramę. Oprawiłem obraz i ruszyłem z nim do gabinetu Daniela.
Zapukałem spokojnie do drzwi i poczekałem na zaproszenie. Gdy tylko je usłyszałem nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka.
- Pukasz? - uniósł brwi zdziwiony. No tak, normalnie nie pukam, ale czy to takie dziwne?
- Tak, chciałem przeprosić za swoje zachowanie i dlatego namalowałem to dla ciebie. - powiedziałem z niewinnym uśmieszkiem i obróciłem w jego stronę obraz. Na płótnie był Alan jak żywy, albo i nie, bo namalowałem go dokładnie tak jak wyglądał gdy zobaczyłem go u Alexa nieżywego i wypatroszonego bez jednego oka. Otoczony był ogromną kałużą krwi wymieszaną z wnętrznościami.
- Aż tak ci się podoba? - zapytałem widząc furię na twarzy Daniela. Czyli mi się udało. Jestem z siebie tak cholernie dumny. Jego twarz była piękna. Taka wykrzywiona w bólu, nienawiści i żądzy mordu. - Wiem, że trochę mi się nie udało ukazać tego tak jak na prawdę wyglądał, ale nie miałem zbyt dużo czasu na przyglądanie się. Zbyt szybko mnie stamtąd zabrałeś. - powiedziałem. Oczywiście było to kłamstwem. Mam pamięć fotograficzną do rzeczy, które mogę namalować. Muszę przyznać, że to było moje mistrzostwo.