Usłyszałem jakiś rumor niedaleko. Przerażony skierowałem wzrok na jak się okazało drzwi. Chyba jestem tu sam, ale tak coś podejrzewam, że już niedługo.
Czy ja zawsze muszę mieć rację? Słyszę właśnie coraz wyraźniejsze kroki, widzę jak klamka opada i czuję jak moje przerażone serce zaczyna bić nienaturalnie szybko, a sam zaciskam powieki nie chcąc widzieć swego oprawcy.
- Widzę, że się obudziłeś. Lekcja pomogła ci w zapamiętaniu zasad? - słysząc jego słowa wypowiadane z wywyższeniem cały drżę.
I co mam mu teraz odpowiedzieć? Cisza trwa już zbyt długo. Dalej nie potrafię otworzyć oczu. Obawiam się tego co ujrzę gdy to zrobię.
- Głuchy byłeś? Odpowiedz na pytanie. - rozkazał zniecierpliwiony.
Otworzyłem kilkakrotnie usta nie wiedząc co powiedzieć. Żadne dźwięki nie potrafiły z nich wypłynąć. Chyba znowu go wkurzę. Co tym razem mnie czeka?
- Jak sobie chcesz. - usłyszałem tylko tyle, potem wyczułem jak unoszę się w powietrzu.
Chwila on był tak blisko mnie? Że niby cały czas? Mogłem jednak otworzyć te cholerne oczy.
- P-puść mnie - wychrypiałem starając się wyrwać.
Gdzie on mnie niesie? Ja nie chcę. Proszę niech mnie zostawi, albo zabije i skróci te męki.
- Słucham? Mam rozumieć, że nie zrozumiałeś tego co tak dobitnie ci przekazałem? - usłyszałem i zamarłem, odechciało mi się wyrywania.
- Ja.. Ja przepraszam.. Panie - wyjąkałem napięty jak struna z trudem wypuszczając ostatnie słowo ze ściśniętego gardła.
- Dużo lepiej, tym razem ci odpuszczę, jednak radzę się nie zapominać - jego głos złagodniał.
Uchyliłem w końcu powieki i przypatrywałem się jego kamiennej twarzy. Mimo tego co mi zrobił chciałem móc na niego patrzeć. Coś w nim było takiego, że nie chciało się odwracać wzroku.
- Te nie odpływaj - usłyszałem i momentalnie wróciłem do rzeczywistości.
Spłonąłem rumieńcem zauważając jego przenikliwe spojrzenie utkwione we mnie.
- Zejdziesz sam czy ci pomóc? - na te słowa dosłownie wyskoczyłem z jego ramion.
Będąc już na ziemi rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowaliśmy starając się unikać wzroku swojego pana. Boże jak to brzmi. Mój Pan. Aż mi niedobrze.
Pokój nie różnił się zbytnio od poprzedniego z tym wyjątkiem, że pod jedną ze ścian było coś na pozór prysznica, a na środku pod sufitem wisiały liny, łańcuchy i jeszcze jakieś małe przedmioty.
Aż się boję myśleć po co mnie tu przyniósł.
- Pod ścianę, już - ton jego głosu stężał i już nie przypominał tego sprzed chwili.
Po jaką cholerę mam iść pod ścianę? I pod którą? Spojrzałem jeszcze raz na każdą z nich i coś mi się nie spodobało. Na ścianie najbardziej mi odległej coś wisiało. Nie wiem co to i chyba nie chcę wiedzieć.
- Ja pierdolę, powiedziałem pod ścianę - złapał mnie za włosy i pociągnął do ściany z prysznicem.
No to tym razem go wkurzyłem. Chyba nie lubi być ignorowanym.
Rzucił mnie na ziemię i puścił wodę, a ja pisnąłem. Była lodowata, chciałem uciec od tego zimna jednak mi na to nie pozwolił skutecznie zagradzając drogę. Spojrzałem na niego trzęsąc się z zimna i dostrzegłem sadystyczny uśmiech na jego twarzy.
Patrzcie no, co za dobranie. Ja chyba masochista patrząc po tym co sobie robiłem, a on sadysta. Para idealna. Szczękałem zębami skulony jak tylko mogłem, a woda leciała prosto na mnie. Mój pan chyba się nade mną ulitował ponieważ woda została zakręcona.
- Wstawaj - rozkazał, nie chcąc zdenerwować go bardziej wykonałem polecenie krzywiąc się nieco - Dobra, chodź - dodał i ruszył do ściany, na której jak się okazało wisiały kajdany jak w jakimś lochu.
Zostałem przypięty za ręce przodem do ściany, a tyłem do bruneta. To mi się nie podoba.
- A teraz się zabawimy. - oznajmił i usłyszałem łańcuchy obijane o siebie, chwile potem kazał mi się wypiąć.
- Nie zrobię tego. - powiedziałem od razu.
Zostałem siłą pochylony i uderzony w plecy zapewne pasem. Krzyknąłem rozdzierająco z bólu. Zajebiście, po co ja w ogóle się sprzeczam? I tak postawi na swoim.
- Zmiana planów, zabawa potem, teraz nauczymy cię posłuszeństwa - rzekł i uderzył po raz kolejny z tym wyjątkiem że teraz po udach. Upadłem na kolana krzycząc. Poczułem kolejne uderzenie i tym razem już nie wytrzymałem. Łzy same poleciały, a ja prosiłem, aby przestał. To tak strasznie bolało. Nie życzę tego nikomu.
- Nie masz prawa do sprzeciwu. Zdania kończysz słowem Panie. Wykonujesz polecenia. - mówił po każdym uderzeniu. Nie miałem już siły trzymać się o własnych siłach. Wisiałem bezwładnie trzymany kajdanami. Nie wiem kiedy zakończył, ani wyszedł. Jedyne co czułem to ból. Potem zasnąłem wycieńczony nadal wisząc w powietrzu.
Czy ja zawsze muszę mieć rację? Słyszę właśnie coraz wyraźniejsze kroki, widzę jak klamka opada i czuję jak moje przerażone serce zaczyna bić nienaturalnie szybko, a sam zaciskam powieki nie chcąc widzieć swego oprawcy.
- Widzę, że się obudziłeś. Lekcja pomogła ci w zapamiętaniu zasad? - słysząc jego słowa wypowiadane z wywyższeniem cały drżę.
I co mam mu teraz odpowiedzieć? Cisza trwa już zbyt długo. Dalej nie potrafię otworzyć oczu. Obawiam się tego co ujrzę gdy to zrobię.
- Głuchy byłeś? Odpowiedz na pytanie. - rozkazał zniecierpliwiony.
Otworzyłem kilkakrotnie usta nie wiedząc co powiedzieć. Żadne dźwięki nie potrafiły z nich wypłynąć. Chyba znowu go wkurzę. Co tym razem mnie czeka?
- Jak sobie chcesz. - usłyszałem tylko tyle, potem wyczułem jak unoszę się w powietrzu.
Chwila on był tak blisko mnie? Że niby cały czas? Mogłem jednak otworzyć te cholerne oczy.
- P-puść mnie - wychrypiałem starając się wyrwać.
Gdzie on mnie niesie? Ja nie chcę. Proszę niech mnie zostawi, albo zabije i skróci te męki.
- Słucham? Mam rozumieć, że nie zrozumiałeś tego co tak dobitnie ci przekazałem? - usłyszałem i zamarłem, odechciało mi się wyrywania.
- Ja.. Ja przepraszam.. Panie - wyjąkałem napięty jak struna z trudem wypuszczając ostatnie słowo ze ściśniętego gardła.
- Dużo lepiej, tym razem ci odpuszczę, jednak radzę się nie zapominać - jego głos złagodniał.
Uchyliłem w końcu powieki i przypatrywałem się jego kamiennej twarzy. Mimo tego co mi zrobił chciałem móc na niego patrzeć. Coś w nim było takiego, że nie chciało się odwracać wzroku.
- Te nie odpływaj - usłyszałem i momentalnie wróciłem do rzeczywistości.
Spłonąłem rumieńcem zauważając jego przenikliwe spojrzenie utkwione we mnie.
- Zejdziesz sam czy ci pomóc? - na te słowa dosłownie wyskoczyłem z jego ramion.
Będąc już na ziemi rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowaliśmy starając się unikać wzroku swojego pana. Boże jak to brzmi. Mój Pan. Aż mi niedobrze.
Pokój nie różnił się zbytnio od poprzedniego z tym wyjątkiem, że pod jedną ze ścian było coś na pozór prysznica, a na środku pod sufitem wisiały liny, łańcuchy i jeszcze jakieś małe przedmioty.
Aż się boję myśleć po co mnie tu przyniósł.
- Pod ścianę, już - ton jego głosu stężał i już nie przypominał tego sprzed chwili.
Po jaką cholerę mam iść pod ścianę? I pod którą? Spojrzałem jeszcze raz na każdą z nich i coś mi się nie spodobało. Na ścianie najbardziej mi odległej coś wisiało. Nie wiem co to i chyba nie chcę wiedzieć.
- Ja pierdolę, powiedziałem pod ścianę - złapał mnie za włosy i pociągnął do ściany z prysznicem.
No to tym razem go wkurzyłem. Chyba nie lubi być ignorowanym.
Rzucił mnie na ziemię i puścił wodę, a ja pisnąłem. Była lodowata, chciałem uciec od tego zimna jednak mi na to nie pozwolił skutecznie zagradzając drogę. Spojrzałem na niego trzęsąc się z zimna i dostrzegłem sadystyczny uśmiech na jego twarzy.
Patrzcie no, co za dobranie. Ja chyba masochista patrząc po tym co sobie robiłem, a on sadysta. Para idealna. Szczękałem zębami skulony jak tylko mogłem, a woda leciała prosto na mnie. Mój pan chyba się nade mną ulitował ponieważ woda została zakręcona.
- Wstawaj - rozkazał, nie chcąc zdenerwować go bardziej wykonałem polecenie krzywiąc się nieco - Dobra, chodź - dodał i ruszył do ściany, na której jak się okazało wisiały kajdany jak w jakimś lochu.
Zostałem przypięty za ręce przodem do ściany, a tyłem do bruneta. To mi się nie podoba.
- A teraz się zabawimy. - oznajmił i usłyszałem łańcuchy obijane o siebie, chwile potem kazał mi się wypiąć.
- Nie zrobię tego. - powiedziałem od razu.
Zostałem siłą pochylony i uderzony w plecy zapewne pasem. Krzyknąłem rozdzierająco z bólu. Zajebiście, po co ja w ogóle się sprzeczam? I tak postawi na swoim.
- Zmiana planów, zabawa potem, teraz nauczymy cię posłuszeństwa - rzekł i uderzył po raz kolejny z tym wyjątkiem że teraz po udach. Upadłem na kolana krzycząc. Poczułem kolejne uderzenie i tym razem już nie wytrzymałem. Łzy same poleciały, a ja prosiłem, aby przestał. To tak strasznie bolało. Nie życzę tego nikomu.
- Nie masz prawa do sprzeciwu. Zdania kończysz słowem Panie. Wykonujesz polecenia. - mówił po każdym uderzeniu. Nie miałem już siły trzymać się o własnych siłach. Wisiałem bezwładnie trzymany kajdanami. Nie wiem kiedy zakończył, ani wyszedł. Jedyne co czułem to ból. Potem zasnąłem wycieńczony nadal wisząc w powietrzu.